poniedziałek, 9 grudnia 2019

BLOGERSKIE PODSUMOWANIE LISTOPADA 2019 r.

W tym miesiącu było duże emocji! Niektórzy nawet zmusili samych siebie do napisania recenzji, aby nie dopuścić do zaniżenia oceny pewnego filmu (doczytacie jakiego :)) Jak zawsze - w niewtórych ocenach zgadzamy się bardzo, w innych mniej, a nie raz wcale. Jak to wyglądało w listopadzie? Kto widział najwięcej filmów i czemu znowu był to Wiking? Zobaczcie sami!



„Terminator: Mroczne Przeznaczenie”

Znalezione obrazy dla zapytania terminator mroczne przeznaczenie

MICHAŁ: Miało być inaczej, wyszło jak zawsze. Symboliczny powrót Jamesa Smerferona nie pomógł – znów otrzymaliśmy podrabiane części zamienne do oryginalnych „Terminatorów”. Nie będę jednak kłamać: film oglądało mi się naprawdę dobrze, seans przeleciał migusiem. Szkoda tylko, że „Mroczne Przeznaczenie” jest tak głupie od strony fabularnej, że trudno to z czymś zestawić. Wątek T-800 i wyjaśnienie dlaczego jest stary i mieszka na ziemi spowodowało, że umarłem ze śmiechu. Albo raczej z żenady. Czy coś jednak ratuje tę produkcję? Owszem – efekty, choć paździerzowe, idealnie pasują do tej produkcji, muzyka jest niezła, a Gabriel Luna jako „ten zły” sprawdza się naprawdę dobrze. Nie da się zaprzeczyć – daleko temu do hitu, jednak i tak jest lepiej niż sugerowały trailery.

„Ukryta Gra”

Znalezione obrazy dla zapytania ukryta gra

EWA: Polski film szpiegowski, który stara się za wszelką cenę dorosnąć do pięt hollywoodzkim przedstawicielom gatunku. To dobrze zagrany (brawa dla Więckiewicza!), z mistrzowską scenografią, świetnie oddającą Warszawę  lat 60. XX wieku, film gatunkowy mający jednak źle wyznaczone priorytety. Tytułowa gra jest tak mocno ukryta, że czasem nie bardzo nawet wiemy, na czym ona polega. Nierówne tempo, czyli mielizny, na których trudno nie spoglądać z utęsknieniem na zegarek zderzają się ze zbyt pośpiesznie rozwijającą się akcją. Warto obejrzeć, jednak potencjał został nie do końca wykorzystany.

MAGDA: Jak na polski film to naprawdę nie ma co narzekać. Mogło być gorzej. A tak dostaliśmy film średni. Historia – taka sobie - czasem tempo akcji przyspiesza i czekamy z wytęsknieniem, co się za chwilę stanie, a czasem zwalnia tak, że zaczynamy ziewać. Aktorstwo – takie sobie – Robert Więckiewicz – bardzo na plus, Bill Pullman – nieźle, ale mogło być lepiej. Poza tym raczej nikt nie zapada po seansie w pamięć. Wielki minus za propagandowe zakończenie. Mógł pan to sobie darować panie Kośmicki.

MICHAŁ: Świetny pomysł wyjściowy, stylizacja na klasyczne filmy szpiegowskie, Bill Pullman w obsadzie. Co mogło pójść nie tak? Tak, dobrze myślicie, fabuła. Jeszcze początkowo jest całkiem fajnie, jednak w pewnym momencie film zaczyna się rozjeżdżać, gubi rytm, zaczyna troszku irytować. Nie zmienia to jednak faktu, że ta polska próba stworzenia produkcji (prawie) hollywoodzkiej, prawie się udała. I prawie nie robi tu wielkiej różnicy. Aktorzy są bardzo dobrzy (zwłaszcza Więckiewicz), muzyka robi robotę, a zdjęcia są naprawdę git. Szkoda, że zabrakło tego ostatecznego szlifu…

MONIKA: Reżyser Łukasz Kośmicki w jednym z wywiadów powiedział, że praca z Billem Pullmanem była czystą przyjemnością. Aktor nie gwiazdorzy, znał imię każdej osoby pracującej na planie, a na koniec rozdał każdemu mały prezent. Dobre wibracje między aktorami czuć było na ekranie, film zagrany wyśmienicie, ciekawe zdjęcia, zabrakło jedynie dopracowanego scenariusza. Czuć, że film aspiruje do światowego kina, trzymam kciuki za dalsze próby. Jest nieźle.


„Midway”

Znalezione obrazy dla zapytania midway film

MICHAŁ: Idąc na ten film byłem pewny jednego: hektolitrów patosu. W końcu reżyserem tego dzieła jest Roland Emmerich, nie mogło być zatem inaczej! Jakież było zatem moje zdziwienie, gdy na ekranie non-stop nie powiewała amerykańska flaga, bitewnych przemów było niewiele, a bohaterowie nie krzyczeli co chwilę „ku chwale USA”. Bo co się okazuje? Emmerich nakręcił nie tylko jeden z najlepszych filmów tego roku, ale i jeden z najlepszych w swojej karierze! „Midway” to kapitalne kino wojenne, które wsysa nas od pierwszych sekund aż po napisy końcowe. Fenomenalne efekty specjalne (greenscreen bywa CZASEM widoczny, ale za cholerę to nie przeszkadza), fenomenalna muzyka (serio, bez patosu), fenomenalni aktorzy (Skrein z rolą życia!)! Emmerich nie popełnia błędów Baya i nie tworzy gównianego romansu zwanego „Pearl Harbor” – Emmerich tworzy prawdziwe kino wojenne, w którym bitwa o Midway jest bitwą o Midway, a nie ciepłymi kluchami. To film do którego bankowo będę wielokrotnie wracać!


„Baranek Shaun Film. Farmageddon”

Znalezione obrazy dla zapytania baranek shaun film farmageddon

AGATA: Aż ciśnie się na usta stwierdzenie, że wszystkie przygody Shauna dostarczają rozrywkę nawet starym baranom. Tak jest oczywiście i teraz. Ta bardzo przyjemna, zabawna animacja o bandzie poczciwych zwierzaków traktuje z przymrużeniem oka wiele akcji i sytuacji, przez co nie zapomina również o dorosłych widzach. Doceniam <3

MICHAŁ: Niespodzianki nie ma: film jest czadowy, przezabawny, można popłakać się ze śmiechu! Shaun powraca i to powraca w kapitalnym stylu! Gdy Ci smutno, gdy Ci źle, film o Baranku Shaunie odpal se – to zabawa dla całej rodziny! Dodatkowo to spora gratka dla prawdziwych kinomanów: ilość smaczków i nawiązani do innych produkcji jest tu naprawdę ogromna!


,,#Jestem  M. Misfit"

Znalezione obrazy dla zapytania ,#Jestem M. Misfit

MICHAŁ: Tak, wiem, że jestem za stary jak na target tej produkcji. Ale, naprawdę, chciałem się przekonać, jak to jest z dzisiejszą „młodzieżą”. I już wiem: jest fatalnie. Ok, nie ogarniam tych typów, którzy goszczą na ekranie, ale już zdążyłem wyrobić sobie zdanie, że dalej ich nie chcę ogarniać. Wszyscy „bohaterowie” są wkurw…..y, nikt tu się na nic nie sili, historia irytuje od samego początku. Tego czegoś nie da się strawić! Tak, wiem, że dziecioki jarają się tym czymś na maxa i szczerze? Przeraża mnie to. Oznacza to bowiem, że Polskę niedługo czeka zagłada intelektualna… Aha, przecież ta zagłada już się zaczęła…


„Salma w krainie dusz”

Znalezione obrazy dla zapytania salma w krainie

MICHAŁ: Nie, to nie jest podróba „Coco”, co chciano nam wmówić w zwiastunach (łatwiej wtedy wyciągnąć hajsy?). To osobny, bardzo przyjemny, film, który z czystym sumieniem mogę polecić do niedzielnego obiadu. Nieszkodliwa animacja, z mądrym przesłaniem, która przyciągnie do ekranu starszych, jak i młodszych (choć starsi bardziej to dzieło docenią). Bywa śmiesznie, bywa do przemyśleń – warto się z tą produkcją zapoznać. Nawet, pomimo tego, że ma swoje przestoje.


„Doktor Sen”

Znalezione obrazy dla zapytania doktor sen

MICHAŁ: Jedna z największych niespodzianek tego roku! Spodziewałem się popłuczyn po „Lśnieniu”, a tymczasem Mike Flanagan oddał w nasze ręce sequel niemal idealny. Produkcja wsysa od pierwszych minut, miażdży nas klimatem, powoduje, że czujemy niepokój, choć tak naprawdę „Doktor Sen” horrorem nie jest. To kino głębsze, z przekazem, idealnie łączące się z dziełem Kubricka. Nie bójcie się też długości projekcji – seans mija niezwykle szybko.  Flanagan idealnie oddaje ducha Kinga, powoduje, że, mimo niebezpieczeństw, chcemy przebywać w tym świecie. Przeogromna w tym zasługa obsady: McGregor jest kapitalny, młodziutka Curran (debiut ekranowy!) jest fenomenalna, jednak całe show kradnie Ferguson, która jest wręcz wybitna (ależ kreacja!). Ten film to dowód na to, że sequele, gdy są naprawdę przemyślane, mają rację bytu – ogromne brawa dla Flanagana, genialna robota!


„Serce Jamajki”

Znalezione obrazy dla zapytania serce jamajki film

EWA: Dokument przedstawiający muzyczne serce Jamajki, która, choć kojarzona z reagge, swoją kulturę opiera także na innych gatunkach. Na ekranie obserwujemy przepiękne widoki kraju, który w zasadzie jest pomijany w szerszej kulturze, przeplatane z tymi mniej pięknymi widokami biedy i trudnych warunków. Bohaterowie, czyli niezbyt znani światowej publiczności, a u siebie muzyczne legendy, siwi, lecz pełni werwy mężczyźni pokazują prawdziwego artystycznego ducha. Ducha, którego większość obecnych gwiazd, może tylko pozazdrościć. Pełen emocji, wzruszeń, radości, smutku (z powodu nieprzychylności losu wobec bohaterów, ich pochopnych decyzji czy brutalnego świata przemysłu muzycznego) film, który uświadamia, że reagge to nie tylko beztroska i radość, ale także tuziny problemów i rozczarowań.


„Proceder”

Znalezione obrazy dla zapytania proceder

EWA: Subkultura hiphopowa w Polsce jest dla mnie wielką niewiadomą, jednak film Michała Węgrzyna został stworzony dla każdego widza, nawet takiego, który o Chadzie czy w ogóle o tym gatunku muzycznym niewiele wie. Pozytywnie się zaskoczyłam samą konstrukcją fabuły, która nie nużyła, mimo długiego metrażu produkcji. Główny bohater ukazany jest jako człowiek mocno wewnętrznie skonfliktowany, zmagający się ze swoimi demonami – jedynymi nabytymi na własne życzenie, innymi wynikającymi ze środowiska, w jakim przyszło mu się znaleźć – jednak reżyser nie sugeruje widzowi, jak powinien tę postać odbierać. Daleko mu do gloryfikowania życia Chady. Być może w tym właśnie tkwi siła „Procederu” – na wiarygodności w przedstawieniu rzeczywistości i naturalnych dialogach.

MAGDA:Nie słucham polskiego hip-hopu, więc o Chadzie nigdy nie słyszałam. Szłam na ten film nie nastawiając się tak naprawdę na nic. Dostałam całkiem zjadliwy obraz opowiadający o życiu i śmierci polskiego rapera. Reżyser skupia się przede wszystkim na uzależnieniu bohatera i wychodzi mu to naprawdę na dobre, bo historia staje się w miarę uniwersalna, nie jest kierowana tylko do fanów Chady, ale i do tych, którzy nigdy o nim nie słyszeli. Pod koniec film trochę traci tempo, ale tylko po to, żeby „zaskoczyć” nas zakończeniem. Nie jest to może najlepszy polski film tego roku, ale na pewno znajduje się w czołówce.

MICHAŁ: Bardzo daleko mi do świata rapu, jednak filmy poświęcone tej muzyce nie tylko trawię, ale i potrafię się nimi zachwycać – daleko nie szukając, bardzo podobało mi się „Jesteś Bogiem”. Szkoda, że „Proceder” idzie w totalnie innym kierunku. O czym jest ten film? Nie mam pojęcia. Nie przedstawia historii Chady, nie przedstawia świata rapu, nie przedstawia niczego! A, do jasnej cholery, trwa sporo ponad 2h! Co wyniosłem z tej produkcji oprócz wkurw….a? Przestępcy są spoko, a wszyscy wokół nich to skończeni debile. Serio, to jak ukazuje się tu ludzi, to jakaś farsa. O Chadzie z filmu, prócz tego, że kradł, ćpał i był przestępcą, nie dowiedziałem się nic – dopiero napisy końcowe przekazały mi info, że chłop nagrał jakieś płyty. Swoją drogą, tekst z napisów końcowych o tym, że film powstał po to, by przywrócić pamięć o zapomnianych przez mainstream artystach, uważam za bulwersujący. Dlaczego mamy pamiętać o jakichś zaćpanych przestępcach? Bo przecież tak Chadę przedstawić ten film… „Proceder” to szrot totalny, produkcja, w której nie ma ani jednego pozytywu. Gniot nad gniotami – omijajcie szerokim łukiem!

MONIKA: Siedem lat po ''Jesteś bogiem'' serwują nam kolejny film o polskim świecie hip-hopu. W porównaniu z poprzednikiem Proceder wypada jednak bardzo średnio. Jak Chada osiągnął sukces? O jakiej skali sukcesu mówimy? Nie wiem, tego z filmu się nie dowiemy. To troszkę tak, jakby w filmie o Madonnie wspomniano o jej karierze muzycznej dopiero w napisach końcowych (nie twierdzę absolutnie, że obaj artyści to podobny kaliber :D ). Film jest za długi i w dodatku otrzymuje nagrodę za jedno z najdłuższych zakończeń w historii kina. Wiem, ze miało ono pewnie wprawić nas w depresyjny i nostalgiczny nastrój, spowodować, że wyjdziemy z kina w ciszy, jednak stanowczo przesadzili i ja zaczęłam przewracać oczami. Podobał mi się za to Piotr Witkowski, natomiast lekko przerysowana i drażniąca okazała się postać grana przez Małgorzatę Kożuchowską.


„1800 gramów”

Znalezione obrazy dla zapytania 1800 gramów

MAGDA: Zwiastun zapowiadał ckliwą historyjkę, typowy wyciskacz łez. Przygotowałam się więc bardzo dobrze – dwie paczki chusteczek higienicznych chyba powinny wystarczyć. Jakie było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że to całkiem przyjemna historyjka, która wcale nie gra na uczuciach (a przynajmniej nie stara się tego zrobić na siłę). Trochę mi to przypomina klimatem pierwsze „Listy do M.”. Trochę niepotrzebnie i na siłę został tam wciśnięty wątek brata głównej bohaterki, chyba tylko po to, żeby film trwał te 20 minut dłużej. Różdżka i Głowacki – świetni! 😊

MICHAŁ: Już na starcie wiecie, że to dzieło TVNu, zatem wiecie, jakiego stylu się spodziewać. Ale powiem Wam szczerze: ten film naprawdę mi się podobał! Owszem, bywa cukierkowo, owszem, scenarzyści, z czapy, porzucają nagle jeden, początkowo bardzo ważny, wątek, ale kurczaki, reszta tego dzieła jest naprawdę dobra. Aktorzy dali radę, przesłanie jest ładniutkie, muzyka i zdjęcia też są na fajnym poziomie… To idealny film, by obejrzeć go przed Świętami. Niektórzy się wzruszą, niektórzy będą radośniejsi, większość będzie zadowolona po seansie. Ze swojej strony: polecam.

„Irlandczyk”

Znalezione obrazy dla zapytania irlandczyk film

EWA: Dobrze jest zobaczyć na ekranie nieco inne wydanie kina gangsterskiego niż to, które utrwaliliśmy sobie w swoich głowach na przestrzeni lat. Scorsese, jeden z mistrzów gatunku, postanowił tym razem opowiedzieć o mafijnym świecie bez nadmiaru akcji, strzelanin, imprez czy życia w przepychu. Tym razem mamy na ekranie gości z klasą, którzy mają swoje zasady, są bardziej wyważeni, mniej emocjonalni. Cudownie jest zobaczyć De Niro i Pacino w jednych ze swoich najlepszych ról. Niewątpliwie przypomnieli widzom, dlaczego ich tak bardzo uwielbiamy na ekranie i do jakich zabiegów aktorskich są zdolni. Wyważony, spokojny, nieco melancholijny ton opowieści zaskakuje tym bardziej, że pokazuje także przykre konsekwencje życia w oddaleniu od rodziny, w bliskiej relacji z biznesem i ludźmi, z którymi mafioza nie łączą więzy krwi. Chociaż to relacje bliskie, nie zastąpią tych, które zostały porzucone. Jedynym zarzutem jest dla mnie nieudolne odmłodzenie De Niro, które niekiedy nawet kaleczy grę wielkiego aktora. Szkoda, ponieważ gdyby nie to, byłoby to dzieło kompletne.

EWELINA: Czekała na ten film jak dziecko na gwiazdkę. Kocham gangsterskie kino, a Martin Scorsese jest jednym z moich ulubionych jak nie najulubieńszym reżyserem. Nie udało się Irandczykiem powtórzyć sukcesu Kasyna czy Chłopców z ferajny, ale umówmy się: słabszy Scorsese to nadal bardzo dobry Scorsese. Udało mu się najprawdopodobniej ostatni raz ściągnąć na wspólny plan śmietankę gangsterskiego kina, za co każdy kinofil powinien być mu wdzięczny, a i oni sami. Cieszę się, że dał im szansę przypomnieć światu, że jeszcze potrafią dać z siebie trochę więcej niż to co pokazuje ich kariera w ostatnich latach. Tak naprawdę wszyscy bohaterowie Irlandczyka mieli wspólnego wroga: czas. Komputerowe podrasowanie nie pomogło ukryć jego wpływu np. na De Niro. Jest więc ten film dla mnie pewnego rodzaju laurką dla dobrego gangsterskiego kina. Podobały mi się smaczki w postaci nawiązań do klasyków tego gatunku, cudowna muzyka w tle i klimat tamtych czasów. Zabrakło trochę tej charakterystycznej lekkości w narracji, z którą przyjemnie płynęła fabuła. Co do długości seansu, ja mogę filmy Scorsese oglądać w pętli, a tym którzy kręcą nosem na Irlandczyka powiem tylko tylko tyle: niech inni robią tak dobre filmy jak on robi słabe...


MAGDA: Mam z tym filmem ogromny problem. Bo niby wszystko się kupy trzyma, scenariuszowo jest na wysokim poziomie, ale długość filmu i rozciągnięcie tego wszystkiego w czasie powoduje, że film jest tak nudny, że przestaje się widzieć jego walory. Gdyby tak z tego zrobić miniserial w trzech odcinkach – sprawdziłoby się to naprawdę o wiele lepiej. Poza tym niestety panowie de Niro, Pacino i Pesci zestarzeli się już mocno. Aktorsko de Niro już nie daje sobie rady tak dobrze jak kiedyś (może za dużo słabych komedii ma już za sobą?). Pesci nadal jest znakomity i wypada, moim zdaniem, najlepiej z całej trójki. Pacino zaś, no cóż, jest spoko – ani źle, ani dobrze, ani w filmie nie przeszkadza, ani nie wnosi do niego czegoś wartościowego. Największą zaś wadą tej produkcji jest „odmładzanie” aktorów. Przy dzisiejszej technologii nie powinno być to problemem, ale wygląda na to, że pan Scorsese wie lepiej. Odmłodzone postacie wyglądają jak z animacji „Przygody Tintina”. Może samo to nie przeszkadzałoby jednak tak bardzo gdyby nie fakt, że co z tego, że odmłodzono aktorowi twarz skoro nie udało im się odmłodzić jego ruchów? Robert de Niro kopiący człowieka na ulicy wygląda wręcz komicznie ze swoją „młodą” twarzą i powolnymi, „starczymi” ruchami.

MICHAŁ: Jak nakręcić prawie 3,5h film o niczym? Spytajcie pana Scorsese, bo zrobił to idealnie. Gdybym miał powiedzieć o czym było to dzieło, to naprawdę bym nie był w stanie. Bo nie jest ono ani o mafii, ani o Sheeranie, ani o wpływie mafii na rodzinę… To 3,5h gadania o dupie Maryni! Skąd te zachwyty nad tym dziełem? Scorsese nakręcił jeden ze słabszych filmów w swojej karierze, oddał w nasze ręce obraz z żenującymi efektami specjalnymi (smok z polskiego „Wiedźmina” zestawiony z żenującym odmładzaniem aktorów w „Irlandczyku” prezentuje się wręcz bosko!), pełny dłużyzn i smęcenia. Co gorsze – tu nawet aktorom się nic nie chce! De Niro jest słaby, Pacino jest jakąś karykaturą, a Pesci nie ma okazji, by się pokazać. Przez pierwszą godzinę jeszcze wierzyłem, że to może być dobre kino, potem jednak, im dalej w las, tym coraz gorzej. Panie Scorsese, czas zejść ze sceny! Mam tu też pytanie do osób, które uważają ten film za opus magnum Martina: proszę, wyjaśnijcie mi, jakimiś sensownymi argumentami, dlaczego, według Was, to tak wielkie dzieło. Bo, szczerze, nie mam pojęcia!

MONIKA: Czy czekałam na Irlandczyka? Pewka! Czy coś mogło pójść źle z taką obsadą i takim reżyserem? Wydawało by się, że nie. Przez pierwsze półtorej godziny było naprawdę nieźle. Później jednak cała akcja (kluczowa przy filmach gangsterskich) zaczynała się rozmywać. I tak jak pierwsze sceny mocno przeciągały naszą uwagę tak po dwóch godzinach coraz częściej zaczynamy zerkać na social media, doniczki na parapecie i panele podłogowe. Podobał mi się natomiast klimat tego filmu, muzyka i Joe Pesci. Kolejnego seansu jednak nie planuję.


„Le Mans ’66"

Znalezione obrazy dla zapytania le mans 66


AGATA: Fenomen, ale jak na razie nie ma wśród moich znajomych ani jednej osoby, która by stwierdziła, że ten film jest słaby. I całe szczęście, bo najpewniej ostro byśmy się posprzeczali. Bardzo ciekawa historia, genialne aktorstwo (na każdym planie) i świetne zdjęcia. Rewelacyjnie wyglądało to w IMAXie. Nieczęsto zdarza mi się iść ponownie do kina na ten sam film, ale gdyby nie fakt, że w tym miesiącu było tak dużo premier, to z pewnością powtórzyłabym sobie seans Le Mans’66.

EWA: Wybitnie zrealizowany buddy movie w otoczeniu szybkich samochodów i fascynującej historii, czego chcieć więcej? Niby wszystko idealnie, ale Mangold oferuje nam o wiele więcej. To film petarda, na którym trudno wysiedzieć w kinowym fotelu z powodu emocji, których nam funduje całe mnóstwo, jak i z powodu niezwalniającej akcji. Do tego jeszcze dodajmy popis aktorski duetu Damon-Bale (kurczaki, Bale jest niedościgniony w tej kreacji niczym bohater, w którego się wciela), który świetnie wypada wcielając się w przyjaciół wcielających w życie swoje marzenie walcząc przy tym z bezdusznymi właścicielami firm motoryzacyjnych. Wstyd nie zobaczyć!

MAGDA: Najlepszy film tego miesiąca! Jeden z najlepszych tego roku! Koniecznie trzeba obejrzeć go w kinie. Nie jestem fanką wyścigów samochodowych, ale ten film wywołuje w widzu takie emocje, jakby stał w pierwszym rzędzie, blisko toru wyścigowego. Wcale nie odczuwa się tego, że film trwa 2,5 godziny. Ciężko wręcz opisać go słowami. Po prostu – do kina marsz!

MICHAŁ: Co tu dużo mówić: to jeden z najlepszych filmów… tego wieku! Mangold oddał w nasze ręce produkcję wybitną, boską pod każdym względem. To dzieło kompletne, które rozkocha w sobie każdego. Mistrzowska narracja, absolutnie niesamowicie zrealizowane sceny wyścigów, wybitna muzyka, fenomenalne zdjęcia – aż brakuje słów, by to wszystko opisać! Ale, co najważniejsze, to prawdziwe, aktorskie, show! Christian Bale jest BOGIEM (od dawna mówię, że to najlepszy aktor w historii kina), to co wyczynia na ekranie – kurna, no szczena leży na podłodze i wiele dni po seansie, wciąż na tej podłodze leży. Coś wybitnego! Fenomenalnie partneruje mu Matt Damon, przed którym również czapki z głów! Tak naprawdę wielkie kreacje z tego filmu można wymieniać i wymieniać, bo nawet trzeci/czwarty/piętnasty plan dają prawdziwy popis! Spodziewałem się kina wielkiego, otrzymałem kino wybitne. CO ZA DZIEŁO!


„Supernova”

Znalezione obrazy dla zapytania supernova film 2019

MICHAŁ: Przez 1/3 seansu myślałem: kurde, to naprawdę daje radę. Potem jednak następuje: srut, prut, pierdut i już tylko wyczekuje się zakończenia projekcji. Powiem tak: patrząc po tym seansie, sądzę, że pan Kruhlik zna na pamięć wszystkie pseudodzieła pani Szelcowej i starał się nakręcić coś podobnego. A szkoda, bo film ten miał zadatki na coś o wiele, wiele, wiele lepszego…


„Kult. Film”

Znalezione obrazy dla zapytania kult film

EWA: Formalnie to świetnie zrealizowany dokument – Olga Bieniek zdecydowała się na użycie wielu rodzajów kamer, zdjęcia archiwalne przeplatać z relacjami z koncertów z ostatnich lat. Ciężko na tym seansie nie tupać nożką czy bezgłośnie śpiewać razem z Kazikiem utwory, które wszyscy przecież znamy. Nawet ktoś, kto nie jest fanem Kultu czy jego frontmana, powinien docenić jego ładunek emocjonalny. Choć nie jest to biografia zespołu (których przecież już kilka powstało w formie książek), tylko zapis ostatnich kilku lat jego funkcjonowania, to w prosty sposób pokazuje jego sposób działania i ład, który grupa kilku facetów musiała wypracować przez lata, aby móc razem tworzyć. Być może Bieniek mogła rozbudować tę historię o większą ilość zdjęć, materiałów, nagrań z prób czy koncertów, aby widz w tym szalonym, a zarazem dziwnie bliskim mu świecie, mógł pobyć chwilę dłużej. Jednak ja, tym dokumentem, jestem w pełni usatysfakcjonowana.

MICHAŁ: Bardzo lubię muzykę Kultu (choć jakimś turbofanem siebie nie określę), zatem w kinie zameldować się musiałem. O rozczarowaniu nie mogę tu pisać, mogę tylko napisać o zbyt słabej prezentacji tematu. Film jest niezwykle krótki, źle zmontowany, ma słabiutką narrację. Pani reżyser do końca chyba nie wiedziała, jak ugryźć temat, a przypomnę, że posiłkowała się tylko materiałami z lat 2013-2019. Do połowy jest jeszcze ok: dzieło skupia się na muzykach, pełno tu fajnych anegdotek, muzyka nam pięknie przygrywa. Potem jednak dzieje się coś złego: produkcja bardzo mocno rozmywa się na kilkadziesiąt wątków, nie prezentuje ani jednego w 100% i nie kończy żadnego w 100%. Smutne, że Kult, jedna z najważniejszych (o ile nie najważniejsza) kapel w historii Polski, musi, mam nadzieję, że jedynie na razie, zadowolić się filmem jedynie solidnym. Czekamy na dzieło pełne, wielogodzinne, bo ten zespół na to zasługuje!


„Żelazny Most”

Znalezione obrazy dla zapytania żelazny most film

MICHAŁ: Tak, wiem, że film ten wyprodukowała reżimowa telewizja. No, ale cóż począć? „Żelazny Most” to jednak kino nadspodziewanie dobre, z mocnym punktem startowym. Szkoda, że tylko startowym. Mamy tu świetnych aktorów, mamy tu świetny pomysł, ale, niestety, u sterów mamy panią reżyser, która kompletnie nad tym nie zapanowała. Powstał film chaotyczny, żenująco zmontowany, z wieloma zbędnymi scenami, które powinny być zastąpione takimi, które coś do fabuły wnoszą. Topa, Simlat i Konopka robią wszystko, by zatrzeć wszelkie wady fabularne i co by nie mówić, wychodzi im to naprawdę bardzo dobrze. „Żelazny Most” to dzieło niezłe, jednak z kimś doświadczonym na stanowisku reżysera, mogło być dziełem rewelacyjnym. Szkoda niewykorzystanego potencjału…


„Na Noże”

Znalezione obrazy dla zapytania na noze

AGATA: Bardzo lubię filmy w takim klimacie, czyli z kryminalną zagadką, kilkoma zwrotami akcji oraz niewymuszonym i sporadycznym, komediowym akcentem. Do tego mnóstwo zdolnych aktorów w obsadzie, przy czym żaden z nich nie szarżuje, a jedynie swobodnie przypomina, jak ogromnym dysponuje talentem. Namówiłam na ten seans już kilka osób – namawiam również Was!

EWA: Orajuśku, jakież to było dobre!  Po pierwsze, to fantastyczna rozrywka! Na seansie ubawicie się niewyobrażalnie, nieważne, czy lubicie kino X czy Y. To doskonały przykład kina, które jest inteligentne, a jednocześnie będzie bawić każdego widza. „Na noże” bawi się tropami z książek Agathy Christie ukazując, że nawet ze znanego wszystkim schematu kryminału, można jeszcze wycisnąć litry jego esencji. Wciągająca i misternie rozpisana intryga bawi, jednocześnie nie dając nam poczucia, że coś tutaj jest zbędne. Widzimy, jak rozsypywane są okruszki-poszlaki, abyśmy mogli wraz z detektywem dojść do rozwiązania. Aktorsko to jeden z najlepszych filmów tego roku – Craig pokazujący swój komediowy potencjał (ten akcent!), Evans wychodzący z roli Kapitana Ameryki, Don Johnson przypominający swój talent i wracający na duży ekran z przytupem, Toni Colette prezentująca, jak szeroki jest jej wachlarz umiejętności, skoro potrafi się wcielić nawet w chciwą influencerkę. Każdy aktor pojawiający się w filmie stanął na wysokości zadania i w każdej kreacji widać, jak doskonale bawili się na planie, niekiedy pewnie także improwizując. W tej całej zaplanowanej zabawie Rianowi Johnsonowi udaje się jeszcze przemycić dosadnie brzmiący komentarz społeczny oraz kilka tez o funkcjonowaniu rodziny. Jestem zachwycona i nie mogę się doczekać kolejnego seansu!

MAGDA: Obsada w tym filmie zdecydowanie robi wrażenie. Tym bardziej cieszy, że „Na noże” to film naprawdę dobry. Zdecydowanie czuć w nim ducha Agaty Christie. Każdy z aktorów zachwyca grą aktorską. Całość wygrywa jednak zdecydowanie Chris Evans. Kiedy pojawia się jego postać, film zdecydowanie ożywa. Jest pewien moment, w którym akcja na chwilę zwalnia, jednak aż tak bardzo to nie przeszkadza. Dla fanów kryminałów – pozycja obowiązkowa.

MICHAŁ: Opinie nie kłamią, to naprawdę bardzo udana produkcja. To prawdziwy, staroszkolny, kryminał, który autentycznie potrafi zaskoczyć. Świetny od strony wizualnej, świetny od strony aktorskiej. I choć ma momenty przestoju, to po chwili wraca na właściwe tory i serwuje nam prawdziwą, kryminalną ucztę. Rian Johnson oddał w nasze ręce produkcję niezwykłą i pokazał, że, w przeciwieństwie do tego co sądzą o nim psychofani „Star Wars”, to naprawdę świetny reżyser. Czekam na jego kolejne projekty!

MONIKA: Niektóre filmy potrafią pozbawić człowieka wiary w kino. Po tym natomiast wychodzi się z sali z myślą: ''O mój Boże! Jakie to było dobre! Jak ja kocham filmy! Majstersztyk!''. Seans mija niezauważanie przez niesamowitą intrygę w którą jesteśmy wciągnięci od początku. Chciałam powiedzieć, który z aktorów podobał mi się najbardziej, ale nie mogę się zdecydować! Wszyscy byli genialni! Dla mnie najlepszy film miesiąca.


„Lighthouse”

Znalezione obrazy dla zapytania lighthouse

AGATA: Początek zapowiadał, że będzie w porządku: lądujemy razem z Pattinsonem na jakiejś tajemniczej wyspie na końcu świata, a towarzyszy nam jedynie surowy krajobraz oraz niepokojące dźwięki.  Wyglądało to całkiem intrygująco. Tym większa szkoda, że im dalej zagłębiamy się w.... hmmmm... fabułę (???), tym większy kit zostaje nam wciskany. Po prostu: mam już dość wmawiania, że naprzemienne pokazywanie scen monotonnych (i tak niesamowicie nużących!) ze scenami obleśnymi jest wyznacznikiem kina artystycznego. Nie przemawia również do mnie argument, że zapewne jestem zbyt ograniczona, by zrozumieć ów „artyzm”. Doskonale zrozumiałam, że przez bite 2 godziny reżyser próbuje udawać eksperta od popadania jednostki, a właściwie to duetu, w obłęd. Nafaszerowanie fabuły metaforycznymi scenami oraz finał podkreślający beznadziejność zachowań dwóch latarników jest według mnie ŻADNĄ analizą tego problemu. A stosowanie starych sztuczek w stylu: czarno-biały obraz oraz mało konkretów i dużo bzdetów (niech widz sam sobie dopowie), to pójście na łatwiznę.

MICHAŁ: Arcydzieło, dzieło wybitne, produkcja doskonała – ileż to ja się naczytałem przed seansem tego obrazu hurraoptymistycznych recenzji… Szkoda tylko, że dla mnie ten film to gniot. Owszem, wizualnie jest naprawdę spoko, czerń i biel idealnie pasują do nastroju tej produkcji. Szkoda tylko, że pozostałe elementy układanki są, zwyczajnie, (cytując klasyka) fatalne. Czym mam się tu zachwycać? Banalnym finałem? Strasznie szarżującymi aktorami? Klimatem, który nie zrobił na mnie żadnego wrażenia? No bez przesady – ten film nie ma nic, co mogłoby go określać mianem arcydzieła. Ba, ten film nie ma nic, co spowodowałoby, bym nie nazywał go gniotem. To pseudoartystyczna wydmuszka, która smęci, pierdzi i irytuje. Naprawdę jestem ciekaw argumentów (bo na razie w necie widzę same opinie bez argumentów), dlaczego, uważa się „Lighthouse” za jakieś przełomowe dzieło. I, nie, argument „bo był w Cannes” nie jest argumentem.


„Last Christmas”

Znalezione obrazy dla zapytania last christmas


AGATA: Nieprawdopodobne, ale wokół najbardziej wyświechtanej piosenki na tej planecie została zbudowana ciekawa, nieoczywista, zabawna i wzruszająca historia. Odpowiedzialna za scenariusz Emma Thompson wykonała fantastyczną robotę (na ekranie zresztą też)! Jedno z najpozytywniejszych zaskoczeń tego miesiąca. Polecam świątecznie.

EWA: Uroczy film świąteczny z sympatycznymi bohaterami. Z pewnością wielu widzów doceni zgrabny plot twist, który każe przedefiniować wszystko, co do tej pory, zobaczyli na ekranie. Mnie najbardziej zaskoczyło zupełnie nowe podejście do filmu świątecznego, który ma mieć w sobie również namiastkę komedii romantycznej. Nie ma tutaj sceny „on kocha ją, ona jego, zaśpiewajmy kolędę, gdy pada śnieg” i bardzo dobrze! Jest za to nieco śmiechu, nieco uśmiechu radości, sporo kibicowania głównej bohaterce, jedna bardzo przyjemnie zaśpiewana piosenka i sporo odzyskiwania wiary w ludzi.

MICHAŁ: Szedłem na ten film z nastawieniem, że obejrzę kolejną komedię romantyczną. A tu zaskoczenie! Otrzymałem bowiem niezwykle ciepły i mądry (!!) film, który oferuje zarówno sporo do śmiechu, jak i niezwykle wiele do przemyśleń. Mamy tu świetne dialogi, kapitalny plot twist, masę rewelacyjnych, pięknie sfilmowanych, scen. Paul Feig znowu dał radę i pokazał, że komedie romantyczne mogą być niezwykle inteligentne! Polecam!

 MONIKA: Nie wiem czemu, ale liczyłam na powtórkę z Brigdet Jones,a przede wszystkim na niezłą komedię. Dlatego po kijowym dniu (każdemu optymiście się zdarza) postanowiłam poprawić sobie humor idąc na seans ''Last Christmas''. I tu rozczarowanie! Nie jest to głupia komedyjka z happy-endem. Jednak mimo wszystko muszę napisać, że this christmas I give my heart to ''Last Christmas''. Emma Thompson - I <3 You! I to wykonanie tytułowej piosenki przez Emilie Clarke? Magia!

„Solid Gold”

Znalezione obrazy dla zapytania solidgold 2019

EWA: Nudny, nużący, za długi, źle zrobiony, chaotyczny, absurdalny. Jest Gajos. Poza tym: kupa, kupa, kupa i prawie trzy godziny wyjęte z życia. Nawet nie chce mi się więcej pisać, żeby nie tracić czasu na ten filmopodobny twór.

MAGDA: Ten film to jedna wielka kupa. Szkoda na niego czasu, pieniędzy i nerw. A słów najbardziej. Nie oglądajcie go.

MICHAŁ: Masz obsadę pełną gwiazd, masz niezwykle ciekawy temat i co robisz? Tworzysz dzieło, które nie trzyma się kupy, smęci i nie udaje nawet, że ma być (chociaż) czymś niezłym. Tu nawet aktorom nie chce się grać (autentycznie, wszyscy są totalnie sztuczni, nikt się nie sili na jakąkolwiek grę)! „Solid Gold” miało, na starcie, wszystko, by być ciekawą produkcją – niestety, wszystko zaprzepaszczono.

„Kraina Lodu II”

Znalezione obrazy dla zapytania kraina lodu 2

EWA: Niestety, kontynuacja „Krainy lodu” jest jedynie w połowie tak dobrą animacją, jak pierwsza część. Z pewnością największym plusem okazuje się przepiękna animacja, która cieszy oczy i twórcy w pełni wykorzystują jej potencjał. Minusów jest nieco więcej. Pojawia się zbyt wiele piosenek, które w dodatku nie porywają. W dwa tygodnie po seansie nie pamiętam żadnej z nich. Fabuła jest mocno niedopracowana, a z niektórymi bohaterami twórcy chyba nie bardzo wiedzieli co począć lub jak ich przystosować do stworzonej historii. Fajnie wyławia się intertekstualne smaczki, ale z niektórymi żartami dla dorosłych w filmach dla dzieci (oj tam, dlaczego nie, i tak nie zrozumieją) mogliby już przystopować.

MAGDA:Po obejrzeniu tego filmu trochę miałam wrażenie, że twórcy poszli po prostu na kasę. O ile w części pierwszej mieliśmy oryginalną historię, silną bohaterkę i piosenkę przewodnią, która zapadała w pamięć (powiedzmy sobie szczerze, od premiery pierwszej części minęło 6 lat, a ta piosenka wciąż siedzi w wielu głowach), o tyle w części drugiej nie ma żadnej z tych rzeczy. Piosenek jest za dużo (i mówi to osoba, która kocha musicale), żadna z nich nie zapada w pamięć, a ta która ma być motywem przewodnim, wcale na niego nie wygląda. Z silnej bohaterki zrobiła się bohaterka, która ma mało rozumu (a przez większość czasu zachowuje się po prostu głupio) i którą musi przywoływać do porządku młodsza siostra. A ciekawa historia… No cóż… Druga część też ma całkiem ciekawą historię, ale też strasznie dużo głupot w scenariuszu. Jak na film, który powstawał 6 lat, wydaje on się być dziełem niekompletnym. Całość ratuje tak naprawdę Olaf, który jest przesłodki, przeuroczy i przezabawny. Dla niego samego warto ten film obejrzeć. Niekoniecznie jednak w kinie…

„Jak poślubić milionera?”

Znalezione obrazy dla zapytania jak poslubic milionera


EWA: Nie, nie, nie. Tak nie powinno przedstawiać się priorytetów współczesnej kobiety, tak kino nie powinno obrażać współczesnej kobiety, pomysły na takie potworki w ogóle nie powinny powstawać w czyjejkolwiek głowie. Ach, i nie zapominajmy, że najnowszy film Zylbera gloryfikuje brak moralności, wszyscy jego bohaterowie oszukują, są hipokrytami, kłamcami i egoistami. Tfu, co za szkodliwy paździerz!

MAGDA: No co mam powiedzieć. Czy ktokolwiek po obejrzeniu zwiastuna tego filmu myślał, że będzie to najlepsza polska komedia romantyczna tego roku? Chyba nie. Idąc do kina oczekiwałam paździerza i paździerz dostałam. Nie ma w nim żadnych pozytywów. No może poza Mecwaldowskim, ale jego jest w tym filmie bardzo mało. Miało być polskie „My fair lady”, a wyszło jak zawsze.         

MONIKA: Ten film już był. Nazywał się ''Zakochani'' (z Magdaleną Cielecką i Beatą Tyszkiewicz) i w porównaniu do tego z 2019 r. był ok. Ten promowany przez Polsat to jakieś totalne nieporozumienie. Ani to śmieszne, ani mądre. Odniosłam wrażenie, że biedę pokazano tutaj w bardzo szkodliwy sposób, a twórcy to jakaś banda bogatych próżniaków. Kilka dni po premierze przeczytałam jeden z komentarzy, który brzmiał: ''czego spodziewać się po polskim kinie?''. I szlag mnie trafił. No tak, najlepiej chodzić na wszystkie ''komedie roku'' i ''hity'' proponowane przez polskich twórców i narzekać. Chcesz dobrego polskiego kina to idź na Smarzowskiego czy Boże Ciało. A nie wchodzisz do obory i dziwisz się, że nie pachnie jak w Douglasie.

Tradycyjna tabelka:



wtorek, 9 lipca 2019

BLOGERSKIE PODSUMOWANIE CZERWCA 2019



Kino w czerwcu mogło stać się nie tylko miejscem doskonałej rozrywki, klimatyzowane sale niosły ochłodę przy temperaturze powyżej 35 stopni. Zwrócicie uwagę, że niektóre filmy sprawiły, że krew nam się zagotowała (Oszustki) z gniewu. Jedną z najlepszych pozycji okazała się ''Laleczka'', co jest nie lada zaskoczeniem w podsumowaniu z tego miesiąca :) Nie przedłużając:


X-Men: Mroczna Phoenix

Znalezione obrazy dla zapytania X-Men: Mroczna Phoenix

MICHAŁ: Oto film, który miał zakończyć FOXową przygodę „iksmenuf” – krytycy zgnoili obraz totalnie, trailery nie wróżyły nawet przeciętnej produkcji… A co się okazało? Moim zdaniem „Mroczna Phoenix” to kino naprawdę niezłe! Owszem, do pełni szczęścia wiele zabrakło, jednak nie mogę powiedzieć, że się nudziłem, że mi się w kinie dłużyło. Nieźle się bawiłem, akcja mnie wciągnęła, ba, nawet drewniana Turnerowa mnie nie wkurzała! Owszem, potencjał komiksowej „Mrocznej Phoenix” znów (choć o „Ostatnim Bastionie” chciałbym w końcu móc zapomnieć) nie został wykorzystany, jednak twórcy, pomimo masy problemów, oddali w nasze ręce dzieło, które się broni. Aktorzy dają radę, muzyka daje radę, efekty specjalne dają radę – gdyby dopracować scenariusz byłoby już naprawdę świetnie…


Rocketman

Znalezione obrazy dla zapytania rocketman

AGATA: Czuję się, jakby 99% publiczności widziało zupełnie inny film, niż ja. Zewsząd słyszę piski zachwytu, których kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć. I tak, wiem doskonale, że to musical, więc rządzi się on nieco innymi zasadami, niż klasyczne kino biograficzne, no ale błagam – w którym miejscu były te fenomenalne i wbijające w fotel sceny? Poprawnie poprowadzona fabuła to jeszcze nie powód, by nazwać film arcydziełem. Najbardziej nie rozumiem jednak, jak tak niedbale ucharakteryzowany główny bohater może być nazywany wierną kopią oryginału. Czytałam nawet o niemożliwości odróżnenia Egertona od Johna! No serio? Gdyby odchudzić Eltona o ładnych kilkanaście (dziesiąt?) kilogramów oraz zmniejszyć mu tę jego charakterystyczną i wyraźną szczerbę między zębami, to może faktycznie można by zacząć mówić o jakimś podobieństwie między panami. A tak... recenzje są po prostu śmieszne.

MICHAŁ: Totalnie nie rozumiem gloryfikowania tego filmu. Po przeszło kilkudziesięciu dniach od seansu kompletnie nic z tej produkcji nie pamiętam, żadna scena nie wbiła mi się w pamięć. Miała to być musicalowa, pozbawiona cenzury, opowieść o Eltonie, a wyszła mdła i nudna historyjka, w której wszystkie utwory zostały zgwałcone przez aktorów (tak okrutnego wycia dawno nie słyszałem). Najgorsze jest jednak to, że tak lubiany przeze mnie Taron Egerton, totalnie nie przemówił do mnie jako Elton – bez charyzmy, w beznadziejnej charakteryzacji, a na dodatek strasznie nijaki. Czy film ma zatem jakieś plusy? Tak, zdjęcia, kostiumy i masę kolorów, które jako jedyne tak naprawdę ukazują, że to historia Eltona. Mam nadzieję, że doczekam się kiedyś lepszego filmu poświęconego tej ikonie muzyki.


Królowa Kier

Znalezione obrazy dla zapytania królowa kier

AGATA: Męczący seans, ale na szczęście męczący z sensem. Wielopłaszczyznowość psychiki bohaterów wymagała tego, by film trwał i trwał i trwał... i chociaż normalnie zaczęłabym wiercić się w fotelu od tak wielu dłużyzn, to jednak w tym przypadku udało mi się w skupieniu śledzić kolejne sceny. Szanuję aktorów za odwagę, bo przygotowanie kilku bardzo realistycznych scen erotycznych nie mogło być łatwe ani dla dojrzałej Trine Dyrholm, ani tym bardziej dla Gustava Lindh rocznik ’95.

EWA: Chłodny, ciężki, niemoralizujący film o skomplikowaniu ludzkiej psychiki oraz emocjonalnych potrzebach każdego z nas. Trine Dyrholm tworzy wspaniałą kreację kobiety-modliszki, która manipuluje swoim otoczeniem, domem, wykorzystując prawdę oraz kłamstwa w taki sposób, aby utrzymać pozory normalności i szczęśliwości. Ciężko się ustosunkować wobec tej postaci moralnie. Z jednej strony widzimy jej hipokryzję, egotyzm i zło, które wyrządza, z drugiej - współczujemy braku emocjonalnego wsparcia ze strony męża czy konieczności dopasowania się do grupy społecznej, do której należy. Doskonały portret psychologiczny silnej kobiety, która przekracza kolejne granice próbując nie spotkać się ze ścianą.


Milcząca rewolucja

Znalezione obrazy dla zapytania milczaca rewolucja

AGATA: Chyba najmniej rozpoznawana premiera miesiąca i to boli najbardziej. [Dlatego po opis fabuły zapraszam na filmweba]. Właśnie na takie filmy uczniowie powinni być ciągani tabunami do kin. I właśnie takich postaw, jakie możemy w nim obserwować, wszyscy powinniśmy się nauczyć. Wolałabym nawet pominąć kwestię patriotyzmu, sama doskonale wiem, że o niego niesamowicie ciężko ostatnimi czasy, ale chodzi mi przede wszystkim o wypracowanie w sobie (i to koniecznie już w wieku młodzieńczym) pewnych rzadko spotykanych, ale pięknych cech charakteru. Zaangażowanie w sprawę, lojalność, konsekwencja, słowność, odwaga, poczucie godności i brak obojętności – to one wyróżniają bohaterów filmu. Cudo i balsam dla duszy, nawet pomimo licznych, naprawdę smutnych i skłaniających do refleksji scen. Poza tym, doskonała ekipa młodych aktorów. Bezapelacyjnie mój TOP1 czerwca.


Godzilla II: Król Potworów

Znalezione obrazy dla zapytania godzilla 2 król

MICHAŁ: „Godzillę” z 2014 roku uważam za jeden z najlepszych filmów poświęconych temu legendarnemu potworowi, stąd też cholernie mocno oczekiwałem na sequel tej produkcji. Trailery zapowiadały nam przecudne audiowizualne arcydzieło, a otrzymaliśmy… patologiczną parodię opowieści o legendarnym stworze. W pewnym momencie dostałem już takiej głupawki, że nie mogłem się uspokoić – gorzej dla twórców, że było to w momentach, gdy miało być śmiertelnie poważnie. W tym filmie wyróżnić można jedynie efekty specjalne, które w czasie bitew potworów są naprawdę kapitalne! Ależ to pięknie wygląda! Szkoda, że na tym kończą się zalety tej produkcji… Scenariusz pisał jakiś niedorozwinięty kamień znaleziony przy drodze, postacie ludzkie to najwięksi debile w historii kina (serio, większych debili nie znajdziecie w „Kac Wawie”), „bohaterowie” przechodzący przemianę w 15 sekund to tu norma (i nie to, że jakieś wydarzenia na nich wpływają, że ktoś przekonuje ich do swoich racji – oni przechodzą przemiany ot tak. Np.: W TEJ SAMEJ SCENIE postać Marka w pierwszym zdaniu nawołuje, by zabić Godzillę, a w kolejnym zdaniu stwierdza, że Godzilla jest super i go nie zabijajmy – takich patologii jest tu od groma!), a Serizawa mówiący w KAŻDYM zdaniu „Gojira” wywoływał salwy śmiechu w IMAXie (nie przesadzam, postać Watanabe autentycznie w każdym z dwustu zdań wypowiada słowo „Gojira” – kto to pisał?!). Brakuje słów, by opisać moją, lekko mówiąc, irytację tym, co działo się na ekranie. Tu nic nie miało sensu! Ok, może jakby faktycznie walki potworów wyciągnięto na pierwszy plan, przymknąłbym oko na wątki ludzkie – ale, do jasnej cholery, to wątki ludzkie są tu na pierwszym planie! A jak przez przeszło dwie godziny ogląda się debili, którzy autentycznie wkur.iają, to ma się dosyć… Po tym seansie cholernie obawiam się o poziom „Godzilla vs Kong” – oby to się jednak udało…

AGATA: Szłam świadomie na głupotki i dostałam ich całe mnóstwo. Jeden z minusów leci za to, że owe bzdury zostały bardzo koślawo zagrane. Millie Bobby Brown wyrasta na zmanierowaną gwiazdeczkę, której wydaje się, że jest dojrzałą aktorką. Efekt śmieszności osiągnięty. Szkoda, bo kiedyś tlił się w niej piękny talent.


Men in Black: International

Znalezione obrazy dla zapytania men in black international

MICHAŁ: Czy bez Willa Smitha i Tommy’iego Lee Jonesa da się stworzyć dobry film o „Facetach w Czerni”? Gray udowodnił, że tak! Sporo czytałem o problemach na planie, o zbyt mocnej ingerencji producentów, o tym, że Hemsworth i Thompson zatrudnili swoich scenarzystów, by im przepisali fatalne dialogi, które „oryginalnie” otrzymali… Ale wiecie co? To jest praktycznie niewidoczne na ekranie! Szedłem na seans zmęczony po ciężkim dniu w pracy, w cholernym upale, a seans spowodował, że odżyłem, że zyskałem energii. Bawiłem się przednio, śmiałem się od groma, śmiało mogę stwierdzić, że „International” jest filmem lepszym od „dwójki” i „trójki”! Owszem, można mieć zastrzeżenie co do banalnej intrygi, jednak trio Hemsworth-Thompson-Pionkuś w pełni rekompensują braki scenariuszowe. Między Chrisem a Tessą widzimy tą samą chemię znaną z „Thor: Ragnarok” – nie trzeba zatem dodawać, jak wspaniale ogląda się ich także i w filmie Graya. Wspomniany Pionkuś to zaś genialnie wykreowany, cholernie zabawny kosmita, który towarzyszy naszemu duetowi – to od seansu „International” jeden z moich ulubionych bohaterów tego roku! Masa humoru, fajne efekty specjalne, bohaterowie których się po prostu lubi – to naprawdę dowcipne, lekkie, wakacyjne kino!

AGATA: Zabawne i bardzo proste kino zapewniające udaną, dwugodzinną rozrywkę, po której niewiele zostaje w pamięci. Dziwnie byłoby jednak wymagać w przypadku tej produkcji czegoś innego. Jeśli kiedyś nasunie Wam się pytanie (a jestem pewna, że tak będzie prędzej, niż później) w stylu „Co by tu dziś lekkiego obejrzeć, ale takiego bez odruchów wymiotnych i do kotleta”, to tegoroczne MiB będzie jak znalazł.


Tajemnice Joan

Znalezione obrazy dla zapytania tajemnice joan

AGATA: Niezwykle ciekawa historia podana w mdły, pozbawiony jakiegokolwiek dreszczyku emocji sposób. Skupienie się (prawie wyłącznie!) na melodramatycznej stronie opowieści nie wyszło produkcji na dobre. Zatem, aby troszeczkę poznać tę fascynującą bohaterkę, trzeba będzie znaleźć lepsze źródła informacji. Chyba, że faktycznie nie zaistniały inne, poza melodramatycznymi, przesłanki skłaniające ją do działania. Co by było jeszcze smutniejsze, niż smętny scenariusz. Najmocniejszym punktem Tajemnicy jest świetna obsada pierwszo- i drugoplanowa.

MICHAŁ: Potencjał tej historii był niesamowity, tu chyba wszyscy się zgodzimy. Twórcom zaś prawie udało się ten potencjał wykorzystać. Dlaczego „prawie”? Cóż… W filmie tym niesamowicie irytowały mnie dialogi – są niezwykle sztuczne, przygotowane chyba dla jakiegoś robota, a nie dla postaci ludzkich. Strasznie się ich słucha i mocno wpływają na odbiór tego dzieła. Szkoda, że nie zostały dopracowane, bo aktorsko film jest fenomalny, muzyka jest wspaniała, zdjęcia niesamowite. Przeskoki akcji zastosowano w idealnych momentach, fabuła prowadzona jest niezwykle inteligentnie. „Tajemnice Joan” to kino naprawdę dobre, któremu do wielkości zabrakło lepszych kwestii wypowiadanych przez bohaterów. Szkoda, bo to kameralne kino mogło mocno namieszać w 2019 roku.


Krew Boga

Znalezione obrazy dla zapytania krew boga

MICHAŁ: Jeśli przeczytaliście gdzieś, że nie jest to kino dla każdego, to także się pod tym podpisuję. Film Konopki jest niezwykle intensywny, brutalny, a jednocześnie cholernie dziwny i „przerażający”. Siedziałem na sali wpatrzony w ekran, nie mogłem oderwać od niego wzroku. W Polsce nigdy nie powstał film, który był tak wybitny od strony audiowizualnej! Filtry na obrazie, praca kamery, częste zbliżenia, niezwykła ścieżka dźwiękowa – no szczenna autentycznie opada! Sama historia opowiedziana przez reżysera miała ogromny potencjał i potencjał ten był wykorzystywany przez większą część projekcji. Fabuła wciąga, widz ma rozkminę, co się dzieje, co się zaraz stanie. Szkoda tylko, że ostatnie kilkanaście (no, może dwadzieścia) minut mocno rozczarowuje. Finał kompletnie nie połączył mi się z całą resztą seansu, był trochę oderwany od przebiegu zdarzeń, wyglądał jakby dopisał go inny scenarzysta, który nie znał całości historii. Nie zmienia to jednak faktu, że „Krew Boga” to kino, jakiego w Polsce jeszcze nie było i według mnie Konopka zasługuje na olbrzymie słowa uznania. Choć podejrzewam, że „typowy zjadacz popcornu” z projekcji nic nie zrozumie albo wyjdzie po dziesięciu minutach… To kino bardzo specyficzne.

AGATA: Oraju co za zdjęcia! Polska filmografia wzbiła się na wyżyny w tej dziedzinie! Należę również do nielicznego grona zwolenników scenariusza. No może poza finałowymi scenami, bo przyznam szczerze – nie ogarnęłam motywu. Zatem serdecznie zapraszam wszystkich, którzy mają już ten seans za sobą, do burzliwej, spojlerowej dyskusji. A pozostałe grono serdecznie zapraszam do zapoznania się z tym dziełem, bo tak – dla oczu jest to niekwestionowane dzieło oraz przykład rewelacyjnego rzemiosła. Będę rzucać tym tytułem w twarz każdego osobnika, który zacznie smęcić na polskie kino i to, że u nas robi się „wyłącznie beznadziejne komedie romantyczne”. Ocena 7/10 może wydawać się po tych wszystkich ochach i achach zaniżona, ale niestety – dość kijowy dźwięk oraz wspomniany finał, którego nie kupuję, również mają spory wpływ na odbiór całości.


 Laleczka

Znalezione obrazy dla zapytania laleczka

MICHAŁ: Największe zaskoczenie tego miesiąca! Szedłem na ten film pełen obaw, a wyszedłem zachwycony. Więcej Wam powiem: na „Laleczce” byłem w kinie już DWA razy i na obu seansach bawiłem się wspaniale. Klevberg oddał w nasze ręce świetną komedię z elementami horroru – dzieło to nie tylko bawi, ale i doskonale obrazuje… współczesną cywilizację ślepo zapatrzoną w cuda techniki. Chucky mówiący głosem Marka Hamilla to prawdziwa petarda (wybitny dubbing!), Aubrey Plaza daje aktorski popis (szkoda, że większość aktorów nie stara się tak w takich produkcjach!), a obsadę dziecięcą dobrano perfekcyjnie (wybitny casting – między dzieciakami jest zajebista chemia, którą aż czuć na sali). Jest zabawnie, jest brutalnie, jest świetnie! Pozostaje mieć nadzieję, że jak moda na rebooty nie minie, to rebooty te będą wyglądać jak „Laleczka”. No i oczywiście posłuchajcie sobie genialnego utworu „The Buddi Song” – lepszej piosenki filmowej w tym roku nie będzie! Biegiem do kin!

EWA: Świetny slasher w klimacie lat 80. będący ukłonem w kierunku klasyka. Sporo tutaj czarnego humoru, świadomego kiczu, jednak wszystko osnuto trochę opowieścią niczym w "Black Mirorr". Wykorzystanie nowoczesnych technologii w przypadku tej historii sprawdziło się bardzo dobrze, sensownie przenosząc ją do współczesności. Świetni młodzi aktorzy wcielające się ciekawe postaci na kolejny atut filmu. Twórcy skupiają się na opowiedzeniu ich historii, robią coś więcej niż tylko wprowadzenie opowieści przez naszkicowanie bohaterów oraz sytuacji, aby móc jak najszybciej ich po kolei zabijać. Rewelacyjnie także sprawdził się zabieg obdarzenia bohaterów w pewną popkulturową wiedzę (chociażby też to, że pewnego wieczora oglądają "Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną") - wiedzą, co to bunt robotów i oglądają horrory, więc łatwiej im połączyć kawałki w całość niż dorosłym. Poszłam niepewnie za poleceniem Michała, a bawiłam się wybornie!

MONIKA: Moim zdaniem jest to największe pozytywne zaskoczenie miesiąca! Siedząc w sali kinowej przeniosłam się w czasie do pierwszych seansów ''Gęsiej Skórki', czy ''The Ring'', który oglądaliśmy z bratem w tajemnicy przed babcią. Poza refleksjami: ''Kurła, kiedy to było?'' pojawiła się też taka, że rzeczywiście dzieciaki do tego filmu wybrali świetnie.


 Oszustki

Znalezione obrazy dla zapytania oszustki


MICHAŁ: Czasem brakuje mi słów, by opisać gunfo jakie przyszło mi obejrzeć. „Oszustki” to właśnie tego typu „dzieło”. Nie ma tu niczego, co mógłbym wyróżnić, tu wszystko jest totalnie żenujące i wkur.iające. Oglądanie tej „produkcji” to prawdziwa droga przez mękę – wolałbym umrzeć poddany „krwawemu orłowi” niż jeszcze raz oglądać to ścierwo. Hathaway, why, kur.a, WHY?!

EWA: Jedna ze słabszych produkcji komediowych, jaką widziałam w ostatnich miesiącach. Czerstwe, nieśmieszne żarty to clue niepowodzenia całej produkcji, której nie ratują nawet dobre aktorki. Chociaż postacie obu kobiet są dość interesujące, to scenariusz nie potrafi tego wykorzystać, ucinając im skrzydła już na samym początku akcji. Spore rozczarowanie i nie widzę powodu, aby jakikolwiek widz po ten film sięgał.

AGATA: Humor na poziomie kibla i nic więcej nie jestem w stanie dodać. Bo jak można poniżać się dla takich ról? Naprawdę nie sądzę, że występ w TYM był jakąś super opłacalną imprezką. Nadal jednak dzieje się w Oszustkach nieco lepiej, niż w Kac Wawa (to taki mój wyznacznik poziomu szamba w kinie) daję więc wygórowane 

MONIKA: Komedia z Rebel Wilson, czy to może nie wyjść? Czy widząc zwiastun, w którym udaje worek do śmieci, nie mieliście wrażenia, że dawka humoru, będzie taka, że dniami będziecie do siebie dochodzić? Niestety. Film, na który autentycznie czekałam zażenował mnie równie bardzo jak hymn USA śpiewany przez Godlewską. Od pierwszych scen niedorzeczność osiąga niebezpieczny poziom, później nic, tylko modlić się o koniec.
P.S Jeżeli znajdziecie frajera, który przelał by komuś kasę, bo ta osoba obieca mu powiększone piersi laski ze zdjęcia (jak to brzmi?! twórcy nie ogarnęli, że to nie ma najmniejszego sensu?!) to BŁAGAM podajcie mu mój numer konta.


Ma

Znalezione obrazy dla zapytania film ma 2019

MICHAŁ: Kolejna rzygowina w tym miesiącu. Serio, kto dał na to kasę? To już na poziomie „scenariusza” musiało być gunfem! A to jeszcze ktoś zrealizował… Czasem się zastanawiam, dlaczego nie mam nawyku wychodzenia z kina, jak coś mnie irytuje. Zawsze chcę obejrzeć film do końca, nawet jak się wściekam. Na „seansie” tego ścierwa powinienem opuścić salę po kilku minutach, miałem już serdecznie dość idiotyzmów tego gniota, a mimo to dotrwałem do końca. A dotrwałem po to, by zobaczyć najbardziej idiotyczny finał filmu, jaki widziałem… „Ma” to kupa, której nie dotykajcie nawet kijem. Spencer, why, kur.a, WHY?!


Kobieta idzie na wojnę

Znalezione obrazy dla zapytania kobieta idzie na wojne

AGATA: Kolejny jasny punkt w moim filmowym kalendarzu z tego miesiąca. W magicznej Islandii nietrudno znaleźć cudne plenery, ale równie cudowne pokazanie ich na dużym ekranie, to przecież zupełnie odrębna historia. Tutaj wypadło to wyśmienicie. A teraz przechodzę do spojlerów, bo nie mogłam się powstrzymać :D Jestem w szoku, ale bardzo podobał mi się pomysł na muzykę. Zespół oraz chór aktywnie uczestniczący w akcji, to rzadko spotykany, iście teatralny pomysł, który może być zbyt ciężkostrawny zwłaszcza w tak przyziemnej fabule. Ogółem, negatywne nastawienie do tego typu zabiegów jest dla mnie naprawdę totalnie zrozumiałe, jednak - nie tym razem! Być może  za sprawą świetnie nagranego dźwięku oraz dobrego nagłośnienia w kinie, odbiór był tak przyjemny dla uszu. Nie wiem, nieważne, wyszłam mega zadowolona. A tytułowa wojna, na którą wybiera się kobieta, dotyczy nie tylko sprawy uwypuklonej w zwiastunie i na plakacie. Daję też plusa za myk wykorzystany w finale i tak z perspektywy czasu przyznaję, że mogłam się tego spodziewać, ale cóż – no nie spodziewałam się. Jednak tego spojlera już Wam daruję.


Petra

Znalezione obrazy dla zapytania petra film 2019

EWA: "Petra" to powolne tempo narracji w kontrze do dobrze napisanego, obfitujacego w zwroty akcji i trzęsienia ziemi w życiu bohaterów. Ciężki klimat świata, do którego jesteśmy wprowadzeni, nie przywodzi na myśl słonecznej Hiszpanii, tylko zimno, chłód, ciągle komplikacje. Perfekcyjnie poprowadzona narracja, przedstawienie nienaturalnych i anormalnych relacji między bohaterami powodują, że trudno nie oglądać tego obrazu jak rasowego thrillera.


Anna

Znalezione obrazy dla zapytania anna film 2019

MICHAŁ: Luc Besson powraca i, o dziwo, powraca w wysokiej formie! „Anna” to świetnie nakręcone kino akcji, które idealnie sprawdza się w kategorii „odmóżdżacz”. Na ekranie dzieje się wiele i to dzieje się niezwykle efektownie (sceny akcji są fenomenalne – zwłaszcza rozpierdziel w restauracji robi wrażenie). Besson zadbał nie tylko o sceny akcji, ale również wplątał widzów w labirynt fabularny – kto jest zdrajcą, kto kogo chce zabić, dla kogo pracuje tak naprawdę Anna? I owszem, finału możemy się domyślić, zwroty akcji też bywają schematyczne, jednak przez ilość twistów i zawiłość postaci Anny, w pewnym momencie naprawdę wątpimy, czy dobrze rozgryźliśmy, że nic tu nas finalnie nie zaskoczy. Trzeba również przyznać, że gdyby nie Sasha Luss ten film mógłby się nie udać. Besson znalazł dla siebie idealną Annę – wysportowana, odpowiednio stonowana modelka, która naprawdę mogłaby być ostrą zabójczynią. Wątpię, by ta dziewczyna jeszcze gdzieś nam błysnęła, ale za „Annę” należą się jej ogromne brawa! Panie Besson, oby więcej takich filmów!

AGATA: Naprawdę udany odmóżdżacz, idealny do łyknięcia w wolne, wakacyjne popołudnie. Świetnie zrealizowane i bardzo dynamiczne sceny walk powinny zadowolić nawet zagorzałych fanów gatunku, ale jak na moją odporność, to były trochę zbyt drastyczne i dokładne. Duży plus za liczne zwroty akcji, przez co Besson uniknął dłużyzn i rozwleczeń w fabule. Najjaśniejszym punktem jest zdecydowanie Sasha Luss, wcielająca się w tytułową Annę. Jej bitch face od kilku dni wisi na liście moich ulubionych. Warto też dodać, że jest ona kolejnym dowodem na to, że obecnie w świecie modelingu pracują zdolne, zdeterminowane dziewczyny, które posiadają wiele talentów.


Sekretne życie zwierzaków domowych 2

Znalezione obrazy dla zapytania sekretne życie zwierzaków domowych 2

MICHAŁ: To jeden z nielicznych przypadków, gdy sequel… jest o wiele lepszy od części pierwszej! „Dwójka” to świetna, błyskotliwa i niezwykle zabawna jazda bez trzymanki, skierowana jednak dla starszego widza – dzieciaki zaśmieją się na paru akcjach, dorośli będą mieli ubaw przez całą projekcję. Wielką robotę robi tu fenomenalny dubbing, który bezsprzecznie można ustawić obok takich klasyków jak polskie teksty z filmów „Epoka Lodowcowa” czy „Shrek”. Owszem, fabuła niczego nowego do historii kina nie wnosi, ale „Sekretne życie zwierzaków domowych 2” to kapitalna, wakacyjna pozycja. Zapraszam do kin!

AGATA: Mnóstwo śmiesznych akcji i tekstów, całkiem ciekawa historyjka oraz 100-procentowo czarny charakter plus równie czarne poczucie humoru. Jak na osobę, która nie jest hiperfanką animacji, ani tym bardziej zwierząt domowych, to wyszłam z kina nadspodziewanie zadowolona.


Polaroid

Znalezione obrazy dla zapytania polaroid film 2019


MICHAŁ: Jak pomyślę, że za ten film odpowiadał reżyser „Laleczki” to aż nie mogę w to uwierzyć. Tam otarł się prawie o arcydzieło, a tu zaatakował nas śmierdzącą kupą. „Polaroid” to typowy „horror” ostatnich lat – nie będziecie się bać, będziecie się jedynie irytować, że to oglądacie. Nic tu nie ma sensu, bohaterowie to debile, a wyjaśnienie zagadki jest po prostu żenujące pod każdym względem. „Polaroid” ratuje jedynie początkowa scena, która daje nadzieję na fajne kino. Szkoda, że ta nadzieja tak szybko umarła…


Ja teraz kłamię

Znalezione obrazy dla zapytania ja terAZ KLAMIE 2019


MICHAŁ: Dziwny i specyficzny to film, jednak nie w moim stylu. Owszem, doceniam zwroty fabularne i POMYSŁ na prowadzenie akcji – szkoda, że jednak w ostatecznym rozrachunku to właśnie scenariusz zawiódł najbardziej. Film ten mógł zamknąć się w maksymalnie godzinie, jednak został strasznie przeciągnięty, stąd często na projekcji ziewałem. Akcja widziana z trzech perspektyw była dobrym pomysłem, jednak w moim odczuciu reżyser słabo nam te perspektywy ukazuje – brakuje pazura tym historiom. Pochwała zdecydowanie należy się scenografom – futurystyczno-oldskulowa stylistyka wyszła tu na dobre. Potencjał był, jednak nie został wykorzystany. Szkoda.
agata: Charakteryzatorzy, scenografowie i ludzie odpowiedzialni za szukanie lokalizacji oraz plenerów musieli bombastycznie bawić się podczas pracy nad tym filmem. Rewelacja, że efektem tej zabawy jest świetnie wykonana robota. Niestety, fabuła bardzo kiepska oraz przynudnawa, a ilość topowych polskich aktorów nie idzie w parze z jakością ich gry, przez co odbiór filmu zaobfitował w całe mnóstwo skrajności. Mimo wszystko, warto mieć ten seans za sobą. Gorąco polecam przekonać się samemu, co to za oryginalne dziwadełko.

I to by było na tyle! Poniżej tabela z naszymi ocenami: