czwartek, 3 października 2013

W imię...

Ksiądz uprawiający seks, w przekonaniu wielu, to zło.
Tym bardziej, jeżeli ksiądz ten jest Polakiem i głosi Słowo Boże w polskim kościele.
Gorzej może być tylko wtedy, jeżeli duchowny ten byłby homoseksualistą.



Na odległym końcu świata, na wsi bez perspektyw (lub też predyspozycji do życia) odgrywa się na naszych oczach dramat. Dramat polskiej biedy. Widzimy rażącą patologię w postaci młodych ludzi posługujących się tylko ''kurwami''. Nieszczęśliwych, zrezygnowanych, żyjących z dnia na dzień. Wziętych z poprawczaka, pod skrzydłami księdza Adama (Chyra). Chłopacy swoją ostoję odnajdują w piłce, piwku i codziennych spotkaniach pod sklepem. Pomimo wulgarnego języka, jakim się posługują, widz wie, że nie są to źli ludzie. Moralnym oparciem dla chłopców staje się ksiądz, organizujący im czas i starający się naprowadzić ich na właściwą życiową ścieżkę. Jednak duchowy przewodnik okazuje się również człowiekiem. Szumowska zwraca nam uwagę, że ksiądz to istota ludzka. Pełna słabości. Czasem próżna, nie wylewająca za kołnierz i pragnąca intymnych zbliżeń.

Pierwsza część filmu to pokazanie patologii wsi. Zbitek bardziej i mniej udanych, dziwnych scen. I właściwie nie wiadomo o co tej Szumowskiej chodziło. Co chciała pokazać przez pięciominutową scenę, w której ksiądz udaje małpę, w polu, z jednym z uczniów. W pierwszych minutach filmu zastanawiamy się, czy nie pomyliliśmy kinowej sali. Przecież w tym filmie był taki potencjał! Po godzinie i obserwowaniu wychodzących z sali ludzi, zaczyna się coś dziać. To na co czekamy, najciekawszy wątek w filmie, odgrywa się w jego ostatnich dwudziestu minutach.

Szumowskiej brak konsekwencji. Wymyśliła sobie jeden wątek główny ''ksiądz-gej'', którego nie prowadzi od początku. Następnie, chciała pokazać kilka innych historii, jednak w praktyce tylko je liznęła. I tak mamy niezakończone wątki, jak na przykład Ewa (Ostaszewska) - alkoholiczka, Ewa - znudzona mężem, chcąca się przespać z księdzem, ksiądz z upodobaniem do markowych ciuchów. Opowiadania te nijak mają się do całej historii i zostają w nią nieumiejętnie wplecione. Wszystko było takie ''nie do końca''. Alkoholizm księdza, zakochanie Ewy w duchownym... żaden temat nie został wyeksploatowany.

Jednak film ma też kilka wyraźnych zalet. Kontrowersyjny pomysł na ekranizację, zainspirowany ponoć artykułem z gazety. Oczywiście kontrowersyjny w Polsce. Podobało mi się zestawienie księdza Adama z opiekunem, byłym duchownym, który porzucił naukę w seminarium dla kobiety. Coś co dla jednego było łatwe i możliwe, dla drugiego jest tylko niespełnioną namiętnością, odwiecznym tabu. 

Chyra i Simlat.
Kolejnym jasnym punktem jest spowiedź księdza, który pijany wyznaje swojej siostrze, że ''jest pedałem''. Wyznanie win nie ma miejsca w konfesjonale, lecz przed skype'm. Samo zakończenie, kulminacyjny moment, który pozostawia nas z masą wątpliwości co do hierarchów kościoła katolickiego.

Bardzo dobra obsada. Chyra, Kościukiewicz, Ostaszewska. Ten pierwszy, który tak doskonale potrafi zagrać w wymagających scenach. Nie ważne, czy ma udawać spitego w trupa duchownego, czy też, jako ta sama postać odegrać stosunek płciowy z młodszym chłopakiem. 

Podobnie jak ze Sponsoringiem. W Imię to ciekawa historia, znane nazwiska i... przekombinowanie Szumowskiej, która stara się pokazać, że wielką artystką jest. Ja jednak nie jestem co do tego przekonana i film dostaje 6 na 10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz