poniedziałek, 9 grudnia 2019

BLOGERSKIE PODSUMOWANIE LISTOPADA 2019 r.

W tym miesiącu było duże emocji! Niektórzy nawet zmusili samych siebie do napisania recenzji, aby nie dopuścić do zaniżenia oceny pewnego filmu (doczytacie jakiego :)) Jak zawsze - w niewtórych ocenach zgadzamy się bardzo, w innych mniej, a nie raz wcale. Jak to wyglądało w listopadzie? Kto widział najwięcej filmów i czemu znowu był to Wiking? Zobaczcie sami!



„Terminator: Mroczne Przeznaczenie”

Znalezione obrazy dla zapytania terminator mroczne przeznaczenie

MICHAŁ: Miało być inaczej, wyszło jak zawsze. Symboliczny powrót Jamesa Smerferona nie pomógł – znów otrzymaliśmy podrabiane części zamienne do oryginalnych „Terminatorów”. Nie będę jednak kłamać: film oglądało mi się naprawdę dobrze, seans przeleciał migusiem. Szkoda tylko, że „Mroczne Przeznaczenie” jest tak głupie od strony fabularnej, że trudno to z czymś zestawić. Wątek T-800 i wyjaśnienie dlaczego jest stary i mieszka na ziemi spowodowało, że umarłem ze śmiechu. Albo raczej z żenady. Czy coś jednak ratuje tę produkcję? Owszem – efekty, choć paździerzowe, idealnie pasują do tej produkcji, muzyka jest niezła, a Gabriel Luna jako „ten zły” sprawdza się naprawdę dobrze. Nie da się zaprzeczyć – daleko temu do hitu, jednak i tak jest lepiej niż sugerowały trailery.

„Ukryta Gra”

Znalezione obrazy dla zapytania ukryta gra

EWA: Polski film szpiegowski, który stara się za wszelką cenę dorosnąć do pięt hollywoodzkim przedstawicielom gatunku. To dobrze zagrany (brawa dla Więckiewicza!), z mistrzowską scenografią, świetnie oddającą Warszawę  lat 60. XX wieku, film gatunkowy mający jednak źle wyznaczone priorytety. Tytułowa gra jest tak mocno ukryta, że czasem nie bardzo nawet wiemy, na czym ona polega. Nierówne tempo, czyli mielizny, na których trudno nie spoglądać z utęsknieniem na zegarek zderzają się ze zbyt pośpiesznie rozwijającą się akcją. Warto obejrzeć, jednak potencjał został nie do końca wykorzystany.

MAGDA: Jak na polski film to naprawdę nie ma co narzekać. Mogło być gorzej. A tak dostaliśmy film średni. Historia – taka sobie - czasem tempo akcji przyspiesza i czekamy z wytęsknieniem, co się za chwilę stanie, a czasem zwalnia tak, że zaczynamy ziewać. Aktorstwo – takie sobie – Robert Więckiewicz – bardzo na plus, Bill Pullman – nieźle, ale mogło być lepiej. Poza tym raczej nikt nie zapada po seansie w pamięć. Wielki minus za propagandowe zakończenie. Mógł pan to sobie darować panie Kośmicki.

MICHAŁ: Świetny pomysł wyjściowy, stylizacja na klasyczne filmy szpiegowskie, Bill Pullman w obsadzie. Co mogło pójść nie tak? Tak, dobrze myślicie, fabuła. Jeszcze początkowo jest całkiem fajnie, jednak w pewnym momencie film zaczyna się rozjeżdżać, gubi rytm, zaczyna troszku irytować. Nie zmienia to jednak faktu, że ta polska próba stworzenia produkcji (prawie) hollywoodzkiej, prawie się udała. I prawie nie robi tu wielkiej różnicy. Aktorzy są bardzo dobrzy (zwłaszcza Więckiewicz), muzyka robi robotę, a zdjęcia są naprawdę git. Szkoda, że zabrakło tego ostatecznego szlifu…

MONIKA: Reżyser Łukasz Kośmicki w jednym z wywiadów powiedział, że praca z Billem Pullmanem była czystą przyjemnością. Aktor nie gwiazdorzy, znał imię każdej osoby pracującej na planie, a na koniec rozdał każdemu mały prezent. Dobre wibracje między aktorami czuć było na ekranie, film zagrany wyśmienicie, ciekawe zdjęcia, zabrakło jedynie dopracowanego scenariusza. Czuć, że film aspiruje do światowego kina, trzymam kciuki za dalsze próby. Jest nieźle.


„Midway”

Znalezione obrazy dla zapytania midway film

MICHAŁ: Idąc na ten film byłem pewny jednego: hektolitrów patosu. W końcu reżyserem tego dzieła jest Roland Emmerich, nie mogło być zatem inaczej! Jakież było zatem moje zdziwienie, gdy na ekranie non-stop nie powiewała amerykańska flaga, bitewnych przemów było niewiele, a bohaterowie nie krzyczeli co chwilę „ku chwale USA”. Bo co się okazuje? Emmerich nakręcił nie tylko jeden z najlepszych filmów tego roku, ale i jeden z najlepszych w swojej karierze! „Midway” to kapitalne kino wojenne, które wsysa nas od pierwszych sekund aż po napisy końcowe. Fenomenalne efekty specjalne (greenscreen bywa CZASEM widoczny, ale za cholerę to nie przeszkadza), fenomenalna muzyka (serio, bez patosu), fenomenalni aktorzy (Skrein z rolą życia!)! Emmerich nie popełnia błędów Baya i nie tworzy gównianego romansu zwanego „Pearl Harbor” – Emmerich tworzy prawdziwe kino wojenne, w którym bitwa o Midway jest bitwą o Midway, a nie ciepłymi kluchami. To film do którego bankowo będę wielokrotnie wracać!


„Baranek Shaun Film. Farmageddon”

Znalezione obrazy dla zapytania baranek shaun film farmageddon

AGATA: Aż ciśnie się na usta stwierdzenie, że wszystkie przygody Shauna dostarczają rozrywkę nawet starym baranom. Tak jest oczywiście i teraz. Ta bardzo przyjemna, zabawna animacja o bandzie poczciwych zwierzaków traktuje z przymrużeniem oka wiele akcji i sytuacji, przez co nie zapomina również o dorosłych widzach. Doceniam <3

MICHAŁ: Niespodzianki nie ma: film jest czadowy, przezabawny, można popłakać się ze śmiechu! Shaun powraca i to powraca w kapitalnym stylu! Gdy Ci smutno, gdy Ci źle, film o Baranku Shaunie odpal se – to zabawa dla całej rodziny! Dodatkowo to spora gratka dla prawdziwych kinomanów: ilość smaczków i nawiązani do innych produkcji jest tu naprawdę ogromna!


,,#Jestem  M. Misfit"

Znalezione obrazy dla zapytania ,#Jestem M. Misfit

MICHAŁ: Tak, wiem, że jestem za stary jak na target tej produkcji. Ale, naprawdę, chciałem się przekonać, jak to jest z dzisiejszą „młodzieżą”. I już wiem: jest fatalnie. Ok, nie ogarniam tych typów, którzy goszczą na ekranie, ale już zdążyłem wyrobić sobie zdanie, że dalej ich nie chcę ogarniać. Wszyscy „bohaterowie” są wkurw…..y, nikt tu się na nic nie sili, historia irytuje od samego początku. Tego czegoś nie da się strawić! Tak, wiem, że dziecioki jarają się tym czymś na maxa i szczerze? Przeraża mnie to. Oznacza to bowiem, że Polskę niedługo czeka zagłada intelektualna… Aha, przecież ta zagłada już się zaczęła…


„Salma w krainie dusz”

Znalezione obrazy dla zapytania salma w krainie

MICHAŁ: Nie, to nie jest podróba „Coco”, co chciano nam wmówić w zwiastunach (łatwiej wtedy wyciągnąć hajsy?). To osobny, bardzo przyjemny, film, który z czystym sumieniem mogę polecić do niedzielnego obiadu. Nieszkodliwa animacja, z mądrym przesłaniem, która przyciągnie do ekranu starszych, jak i młodszych (choć starsi bardziej to dzieło docenią). Bywa śmiesznie, bywa do przemyśleń – warto się z tą produkcją zapoznać. Nawet, pomimo tego, że ma swoje przestoje.


„Doktor Sen”

Znalezione obrazy dla zapytania doktor sen

MICHAŁ: Jedna z największych niespodzianek tego roku! Spodziewałem się popłuczyn po „Lśnieniu”, a tymczasem Mike Flanagan oddał w nasze ręce sequel niemal idealny. Produkcja wsysa od pierwszych minut, miażdży nas klimatem, powoduje, że czujemy niepokój, choć tak naprawdę „Doktor Sen” horrorem nie jest. To kino głębsze, z przekazem, idealnie łączące się z dziełem Kubricka. Nie bójcie się też długości projekcji – seans mija niezwykle szybko.  Flanagan idealnie oddaje ducha Kinga, powoduje, że, mimo niebezpieczeństw, chcemy przebywać w tym świecie. Przeogromna w tym zasługa obsady: McGregor jest kapitalny, młodziutka Curran (debiut ekranowy!) jest fenomenalna, jednak całe show kradnie Ferguson, która jest wręcz wybitna (ależ kreacja!). Ten film to dowód na to, że sequele, gdy są naprawdę przemyślane, mają rację bytu – ogromne brawa dla Flanagana, genialna robota!


„Serce Jamajki”

Znalezione obrazy dla zapytania serce jamajki film

EWA: Dokument przedstawiający muzyczne serce Jamajki, która, choć kojarzona z reagge, swoją kulturę opiera także na innych gatunkach. Na ekranie obserwujemy przepiękne widoki kraju, który w zasadzie jest pomijany w szerszej kulturze, przeplatane z tymi mniej pięknymi widokami biedy i trudnych warunków. Bohaterowie, czyli niezbyt znani światowej publiczności, a u siebie muzyczne legendy, siwi, lecz pełni werwy mężczyźni pokazują prawdziwego artystycznego ducha. Ducha, którego większość obecnych gwiazd, może tylko pozazdrościć. Pełen emocji, wzruszeń, radości, smutku (z powodu nieprzychylności losu wobec bohaterów, ich pochopnych decyzji czy brutalnego świata przemysłu muzycznego) film, który uświadamia, że reagge to nie tylko beztroska i radość, ale także tuziny problemów i rozczarowań.


„Proceder”

Znalezione obrazy dla zapytania proceder

EWA: Subkultura hiphopowa w Polsce jest dla mnie wielką niewiadomą, jednak film Michała Węgrzyna został stworzony dla każdego widza, nawet takiego, który o Chadzie czy w ogóle o tym gatunku muzycznym niewiele wie. Pozytywnie się zaskoczyłam samą konstrukcją fabuły, która nie nużyła, mimo długiego metrażu produkcji. Główny bohater ukazany jest jako człowiek mocno wewnętrznie skonfliktowany, zmagający się ze swoimi demonami – jedynymi nabytymi na własne życzenie, innymi wynikającymi ze środowiska, w jakim przyszło mu się znaleźć – jednak reżyser nie sugeruje widzowi, jak powinien tę postać odbierać. Daleko mu do gloryfikowania życia Chady. Być może w tym właśnie tkwi siła „Procederu” – na wiarygodności w przedstawieniu rzeczywistości i naturalnych dialogach.

MAGDA:Nie słucham polskiego hip-hopu, więc o Chadzie nigdy nie słyszałam. Szłam na ten film nie nastawiając się tak naprawdę na nic. Dostałam całkiem zjadliwy obraz opowiadający o życiu i śmierci polskiego rapera. Reżyser skupia się przede wszystkim na uzależnieniu bohatera i wychodzi mu to naprawdę na dobre, bo historia staje się w miarę uniwersalna, nie jest kierowana tylko do fanów Chady, ale i do tych, którzy nigdy o nim nie słyszeli. Pod koniec film trochę traci tempo, ale tylko po to, żeby „zaskoczyć” nas zakończeniem. Nie jest to może najlepszy polski film tego roku, ale na pewno znajduje się w czołówce.

MICHAŁ: Bardzo daleko mi do świata rapu, jednak filmy poświęcone tej muzyce nie tylko trawię, ale i potrafię się nimi zachwycać – daleko nie szukając, bardzo podobało mi się „Jesteś Bogiem”. Szkoda, że „Proceder” idzie w totalnie innym kierunku. O czym jest ten film? Nie mam pojęcia. Nie przedstawia historii Chady, nie przedstawia świata rapu, nie przedstawia niczego! A, do jasnej cholery, trwa sporo ponad 2h! Co wyniosłem z tej produkcji oprócz wkurw….a? Przestępcy są spoko, a wszyscy wokół nich to skończeni debile. Serio, to jak ukazuje się tu ludzi, to jakaś farsa. O Chadzie z filmu, prócz tego, że kradł, ćpał i był przestępcą, nie dowiedziałem się nic – dopiero napisy końcowe przekazały mi info, że chłop nagrał jakieś płyty. Swoją drogą, tekst z napisów końcowych o tym, że film powstał po to, by przywrócić pamięć o zapomnianych przez mainstream artystach, uważam za bulwersujący. Dlaczego mamy pamiętać o jakichś zaćpanych przestępcach? Bo przecież tak Chadę przedstawić ten film… „Proceder” to szrot totalny, produkcja, w której nie ma ani jednego pozytywu. Gniot nad gniotami – omijajcie szerokim łukiem!

MONIKA: Siedem lat po ''Jesteś bogiem'' serwują nam kolejny film o polskim świecie hip-hopu. W porównaniu z poprzednikiem Proceder wypada jednak bardzo średnio. Jak Chada osiągnął sukces? O jakiej skali sukcesu mówimy? Nie wiem, tego z filmu się nie dowiemy. To troszkę tak, jakby w filmie o Madonnie wspomniano o jej karierze muzycznej dopiero w napisach końcowych (nie twierdzę absolutnie, że obaj artyści to podobny kaliber :D ). Film jest za długi i w dodatku otrzymuje nagrodę za jedno z najdłuższych zakończeń w historii kina. Wiem, ze miało ono pewnie wprawić nas w depresyjny i nostalgiczny nastrój, spowodować, że wyjdziemy z kina w ciszy, jednak stanowczo przesadzili i ja zaczęłam przewracać oczami. Podobał mi się za to Piotr Witkowski, natomiast lekko przerysowana i drażniąca okazała się postać grana przez Małgorzatę Kożuchowską.


„1800 gramów”

Znalezione obrazy dla zapytania 1800 gramów

MAGDA: Zwiastun zapowiadał ckliwą historyjkę, typowy wyciskacz łez. Przygotowałam się więc bardzo dobrze – dwie paczki chusteczek higienicznych chyba powinny wystarczyć. Jakie było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że to całkiem przyjemna historyjka, która wcale nie gra na uczuciach (a przynajmniej nie stara się tego zrobić na siłę). Trochę mi to przypomina klimatem pierwsze „Listy do M.”. Trochę niepotrzebnie i na siłę został tam wciśnięty wątek brata głównej bohaterki, chyba tylko po to, żeby film trwał te 20 minut dłużej. Różdżka i Głowacki – świetni! 😊

MICHAŁ: Już na starcie wiecie, że to dzieło TVNu, zatem wiecie, jakiego stylu się spodziewać. Ale powiem Wam szczerze: ten film naprawdę mi się podobał! Owszem, bywa cukierkowo, owszem, scenarzyści, z czapy, porzucają nagle jeden, początkowo bardzo ważny, wątek, ale kurczaki, reszta tego dzieła jest naprawdę dobra. Aktorzy dali radę, przesłanie jest ładniutkie, muzyka i zdjęcia też są na fajnym poziomie… To idealny film, by obejrzeć go przed Świętami. Niektórzy się wzruszą, niektórzy będą radośniejsi, większość będzie zadowolona po seansie. Ze swojej strony: polecam.

„Irlandczyk”

Znalezione obrazy dla zapytania irlandczyk film

EWA: Dobrze jest zobaczyć na ekranie nieco inne wydanie kina gangsterskiego niż to, które utrwaliliśmy sobie w swoich głowach na przestrzeni lat. Scorsese, jeden z mistrzów gatunku, postanowił tym razem opowiedzieć o mafijnym świecie bez nadmiaru akcji, strzelanin, imprez czy życia w przepychu. Tym razem mamy na ekranie gości z klasą, którzy mają swoje zasady, są bardziej wyważeni, mniej emocjonalni. Cudownie jest zobaczyć De Niro i Pacino w jednych ze swoich najlepszych ról. Niewątpliwie przypomnieli widzom, dlaczego ich tak bardzo uwielbiamy na ekranie i do jakich zabiegów aktorskich są zdolni. Wyważony, spokojny, nieco melancholijny ton opowieści zaskakuje tym bardziej, że pokazuje także przykre konsekwencje życia w oddaleniu od rodziny, w bliskiej relacji z biznesem i ludźmi, z którymi mafioza nie łączą więzy krwi. Chociaż to relacje bliskie, nie zastąpią tych, które zostały porzucone. Jedynym zarzutem jest dla mnie nieudolne odmłodzenie De Niro, które niekiedy nawet kaleczy grę wielkiego aktora. Szkoda, ponieważ gdyby nie to, byłoby to dzieło kompletne.

EWELINA: Czekała na ten film jak dziecko na gwiazdkę. Kocham gangsterskie kino, a Martin Scorsese jest jednym z moich ulubionych jak nie najulubieńszym reżyserem. Nie udało się Irandczykiem powtórzyć sukcesu Kasyna czy Chłopców z ferajny, ale umówmy się: słabszy Scorsese to nadal bardzo dobry Scorsese. Udało mu się najprawdopodobniej ostatni raz ściągnąć na wspólny plan śmietankę gangsterskiego kina, za co każdy kinofil powinien być mu wdzięczny, a i oni sami. Cieszę się, że dał im szansę przypomnieć światu, że jeszcze potrafią dać z siebie trochę więcej niż to co pokazuje ich kariera w ostatnich latach. Tak naprawdę wszyscy bohaterowie Irlandczyka mieli wspólnego wroga: czas. Komputerowe podrasowanie nie pomogło ukryć jego wpływu np. na De Niro. Jest więc ten film dla mnie pewnego rodzaju laurką dla dobrego gangsterskiego kina. Podobały mi się smaczki w postaci nawiązań do klasyków tego gatunku, cudowna muzyka w tle i klimat tamtych czasów. Zabrakło trochę tej charakterystycznej lekkości w narracji, z którą przyjemnie płynęła fabuła. Co do długości seansu, ja mogę filmy Scorsese oglądać w pętli, a tym którzy kręcą nosem na Irlandczyka powiem tylko tylko tyle: niech inni robią tak dobre filmy jak on robi słabe...


MAGDA: Mam z tym filmem ogromny problem. Bo niby wszystko się kupy trzyma, scenariuszowo jest na wysokim poziomie, ale długość filmu i rozciągnięcie tego wszystkiego w czasie powoduje, że film jest tak nudny, że przestaje się widzieć jego walory. Gdyby tak z tego zrobić miniserial w trzech odcinkach – sprawdziłoby się to naprawdę o wiele lepiej. Poza tym niestety panowie de Niro, Pacino i Pesci zestarzeli się już mocno. Aktorsko de Niro już nie daje sobie rady tak dobrze jak kiedyś (może za dużo słabych komedii ma już za sobą?). Pesci nadal jest znakomity i wypada, moim zdaniem, najlepiej z całej trójki. Pacino zaś, no cóż, jest spoko – ani źle, ani dobrze, ani w filmie nie przeszkadza, ani nie wnosi do niego czegoś wartościowego. Największą zaś wadą tej produkcji jest „odmładzanie” aktorów. Przy dzisiejszej technologii nie powinno być to problemem, ale wygląda na to, że pan Scorsese wie lepiej. Odmłodzone postacie wyglądają jak z animacji „Przygody Tintina”. Może samo to nie przeszkadzałoby jednak tak bardzo gdyby nie fakt, że co z tego, że odmłodzono aktorowi twarz skoro nie udało im się odmłodzić jego ruchów? Robert de Niro kopiący człowieka na ulicy wygląda wręcz komicznie ze swoją „młodą” twarzą i powolnymi, „starczymi” ruchami.

MICHAŁ: Jak nakręcić prawie 3,5h film o niczym? Spytajcie pana Scorsese, bo zrobił to idealnie. Gdybym miał powiedzieć o czym było to dzieło, to naprawdę bym nie był w stanie. Bo nie jest ono ani o mafii, ani o Sheeranie, ani o wpływie mafii na rodzinę… To 3,5h gadania o dupie Maryni! Skąd te zachwyty nad tym dziełem? Scorsese nakręcił jeden ze słabszych filmów w swojej karierze, oddał w nasze ręce obraz z żenującymi efektami specjalnymi (smok z polskiego „Wiedźmina” zestawiony z żenującym odmładzaniem aktorów w „Irlandczyku” prezentuje się wręcz bosko!), pełny dłużyzn i smęcenia. Co gorsze – tu nawet aktorom się nic nie chce! De Niro jest słaby, Pacino jest jakąś karykaturą, a Pesci nie ma okazji, by się pokazać. Przez pierwszą godzinę jeszcze wierzyłem, że to może być dobre kino, potem jednak, im dalej w las, tym coraz gorzej. Panie Scorsese, czas zejść ze sceny! Mam tu też pytanie do osób, które uważają ten film za opus magnum Martina: proszę, wyjaśnijcie mi, jakimiś sensownymi argumentami, dlaczego, według Was, to tak wielkie dzieło. Bo, szczerze, nie mam pojęcia!

MONIKA: Czy czekałam na Irlandczyka? Pewka! Czy coś mogło pójść źle z taką obsadą i takim reżyserem? Wydawało by się, że nie. Przez pierwsze półtorej godziny było naprawdę nieźle. Później jednak cała akcja (kluczowa przy filmach gangsterskich) zaczynała się rozmywać. I tak jak pierwsze sceny mocno przeciągały naszą uwagę tak po dwóch godzinach coraz częściej zaczynamy zerkać na social media, doniczki na parapecie i panele podłogowe. Podobał mi się natomiast klimat tego filmu, muzyka i Joe Pesci. Kolejnego seansu jednak nie planuję.


„Le Mans ’66"

Znalezione obrazy dla zapytania le mans 66


AGATA: Fenomen, ale jak na razie nie ma wśród moich znajomych ani jednej osoby, która by stwierdziła, że ten film jest słaby. I całe szczęście, bo najpewniej ostro byśmy się posprzeczali. Bardzo ciekawa historia, genialne aktorstwo (na każdym planie) i świetne zdjęcia. Rewelacyjnie wyglądało to w IMAXie. Nieczęsto zdarza mi się iść ponownie do kina na ten sam film, ale gdyby nie fakt, że w tym miesiącu było tak dużo premier, to z pewnością powtórzyłabym sobie seans Le Mans’66.

EWA: Wybitnie zrealizowany buddy movie w otoczeniu szybkich samochodów i fascynującej historii, czego chcieć więcej? Niby wszystko idealnie, ale Mangold oferuje nam o wiele więcej. To film petarda, na którym trudno wysiedzieć w kinowym fotelu z powodu emocji, których nam funduje całe mnóstwo, jak i z powodu niezwalniającej akcji. Do tego jeszcze dodajmy popis aktorski duetu Damon-Bale (kurczaki, Bale jest niedościgniony w tej kreacji niczym bohater, w którego się wciela), który świetnie wypada wcielając się w przyjaciół wcielających w życie swoje marzenie walcząc przy tym z bezdusznymi właścicielami firm motoryzacyjnych. Wstyd nie zobaczyć!

MAGDA: Najlepszy film tego miesiąca! Jeden z najlepszych tego roku! Koniecznie trzeba obejrzeć go w kinie. Nie jestem fanką wyścigów samochodowych, ale ten film wywołuje w widzu takie emocje, jakby stał w pierwszym rzędzie, blisko toru wyścigowego. Wcale nie odczuwa się tego, że film trwa 2,5 godziny. Ciężko wręcz opisać go słowami. Po prostu – do kina marsz!

MICHAŁ: Co tu dużo mówić: to jeden z najlepszych filmów… tego wieku! Mangold oddał w nasze ręce produkcję wybitną, boską pod każdym względem. To dzieło kompletne, które rozkocha w sobie każdego. Mistrzowska narracja, absolutnie niesamowicie zrealizowane sceny wyścigów, wybitna muzyka, fenomenalne zdjęcia – aż brakuje słów, by to wszystko opisać! Ale, co najważniejsze, to prawdziwe, aktorskie, show! Christian Bale jest BOGIEM (od dawna mówię, że to najlepszy aktor w historii kina), to co wyczynia na ekranie – kurna, no szczena leży na podłodze i wiele dni po seansie, wciąż na tej podłodze leży. Coś wybitnego! Fenomenalnie partneruje mu Matt Damon, przed którym również czapki z głów! Tak naprawdę wielkie kreacje z tego filmu można wymieniać i wymieniać, bo nawet trzeci/czwarty/piętnasty plan dają prawdziwy popis! Spodziewałem się kina wielkiego, otrzymałem kino wybitne. CO ZA DZIEŁO!


„Supernova”

Znalezione obrazy dla zapytania supernova film 2019

MICHAŁ: Przez 1/3 seansu myślałem: kurde, to naprawdę daje radę. Potem jednak następuje: srut, prut, pierdut i już tylko wyczekuje się zakończenia projekcji. Powiem tak: patrząc po tym seansie, sądzę, że pan Kruhlik zna na pamięć wszystkie pseudodzieła pani Szelcowej i starał się nakręcić coś podobnego. A szkoda, bo film ten miał zadatki na coś o wiele, wiele, wiele lepszego…


„Kult. Film”

Znalezione obrazy dla zapytania kult film

EWA: Formalnie to świetnie zrealizowany dokument – Olga Bieniek zdecydowała się na użycie wielu rodzajów kamer, zdjęcia archiwalne przeplatać z relacjami z koncertów z ostatnich lat. Ciężko na tym seansie nie tupać nożką czy bezgłośnie śpiewać razem z Kazikiem utwory, które wszyscy przecież znamy. Nawet ktoś, kto nie jest fanem Kultu czy jego frontmana, powinien docenić jego ładunek emocjonalny. Choć nie jest to biografia zespołu (których przecież już kilka powstało w formie książek), tylko zapis ostatnich kilku lat jego funkcjonowania, to w prosty sposób pokazuje jego sposób działania i ład, który grupa kilku facetów musiała wypracować przez lata, aby móc razem tworzyć. Być może Bieniek mogła rozbudować tę historię o większą ilość zdjęć, materiałów, nagrań z prób czy koncertów, aby widz w tym szalonym, a zarazem dziwnie bliskim mu świecie, mógł pobyć chwilę dłużej. Jednak ja, tym dokumentem, jestem w pełni usatysfakcjonowana.

MICHAŁ: Bardzo lubię muzykę Kultu (choć jakimś turbofanem siebie nie określę), zatem w kinie zameldować się musiałem. O rozczarowaniu nie mogę tu pisać, mogę tylko napisać o zbyt słabej prezentacji tematu. Film jest niezwykle krótki, źle zmontowany, ma słabiutką narrację. Pani reżyser do końca chyba nie wiedziała, jak ugryźć temat, a przypomnę, że posiłkowała się tylko materiałami z lat 2013-2019. Do połowy jest jeszcze ok: dzieło skupia się na muzykach, pełno tu fajnych anegdotek, muzyka nam pięknie przygrywa. Potem jednak dzieje się coś złego: produkcja bardzo mocno rozmywa się na kilkadziesiąt wątków, nie prezentuje ani jednego w 100% i nie kończy żadnego w 100%. Smutne, że Kult, jedna z najważniejszych (o ile nie najważniejsza) kapel w historii Polski, musi, mam nadzieję, że jedynie na razie, zadowolić się filmem jedynie solidnym. Czekamy na dzieło pełne, wielogodzinne, bo ten zespół na to zasługuje!


„Żelazny Most”

Znalezione obrazy dla zapytania żelazny most film

MICHAŁ: Tak, wiem, że film ten wyprodukowała reżimowa telewizja. No, ale cóż począć? „Żelazny Most” to jednak kino nadspodziewanie dobre, z mocnym punktem startowym. Szkoda, że tylko startowym. Mamy tu świetnych aktorów, mamy tu świetny pomysł, ale, niestety, u sterów mamy panią reżyser, która kompletnie nad tym nie zapanowała. Powstał film chaotyczny, żenująco zmontowany, z wieloma zbędnymi scenami, które powinny być zastąpione takimi, które coś do fabuły wnoszą. Topa, Simlat i Konopka robią wszystko, by zatrzeć wszelkie wady fabularne i co by nie mówić, wychodzi im to naprawdę bardzo dobrze. „Żelazny Most” to dzieło niezłe, jednak z kimś doświadczonym na stanowisku reżysera, mogło być dziełem rewelacyjnym. Szkoda niewykorzystanego potencjału…


„Na Noże”

Znalezione obrazy dla zapytania na noze

AGATA: Bardzo lubię filmy w takim klimacie, czyli z kryminalną zagadką, kilkoma zwrotami akcji oraz niewymuszonym i sporadycznym, komediowym akcentem. Do tego mnóstwo zdolnych aktorów w obsadzie, przy czym żaden z nich nie szarżuje, a jedynie swobodnie przypomina, jak ogromnym dysponuje talentem. Namówiłam na ten seans już kilka osób – namawiam również Was!

EWA: Orajuśku, jakież to było dobre!  Po pierwsze, to fantastyczna rozrywka! Na seansie ubawicie się niewyobrażalnie, nieważne, czy lubicie kino X czy Y. To doskonały przykład kina, które jest inteligentne, a jednocześnie będzie bawić każdego widza. „Na noże” bawi się tropami z książek Agathy Christie ukazując, że nawet ze znanego wszystkim schematu kryminału, można jeszcze wycisnąć litry jego esencji. Wciągająca i misternie rozpisana intryga bawi, jednocześnie nie dając nam poczucia, że coś tutaj jest zbędne. Widzimy, jak rozsypywane są okruszki-poszlaki, abyśmy mogli wraz z detektywem dojść do rozwiązania. Aktorsko to jeden z najlepszych filmów tego roku – Craig pokazujący swój komediowy potencjał (ten akcent!), Evans wychodzący z roli Kapitana Ameryki, Don Johnson przypominający swój talent i wracający na duży ekran z przytupem, Toni Colette prezentująca, jak szeroki jest jej wachlarz umiejętności, skoro potrafi się wcielić nawet w chciwą influencerkę. Każdy aktor pojawiający się w filmie stanął na wysokości zadania i w każdej kreacji widać, jak doskonale bawili się na planie, niekiedy pewnie także improwizując. W tej całej zaplanowanej zabawie Rianowi Johnsonowi udaje się jeszcze przemycić dosadnie brzmiący komentarz społeczny oraz kilka tez o funkcjonowaniu rodziny. Jestem zachwycona i nie mogę się doczekać kolejnego seansu!

MAGDA: Obsada w tym filmie zdecydowanie robi wrażenie. Tym bardziej cieszy, że „Na noże” to film naprawdę dobry. Zdecydowanie czuć w nim ducha Agaty Christie. Każdy z aktorów zachwyca grą aktorską. Całość wygrywa jednak zdecydowanie Chris Evans. Kiedy pojawia się jego postać, film zdecydowanie ożywa. Jest pewien moment, w którym akcja na chwilę zwalnia, jednak aż tak bardzo to nie przeszkadza. Dla fanów kryminałów – pozycja obowiązkowa.

MICHAŁ: Opinie nie kłamią, to naprawdę bardzo udana produkcja. To prawdziwy, staroszkolny, kryminał, który autentycznie potrafi zaskoczyć. Świetny od strony wizualnej, świetny od strony aktorskiej. I choć ma momenty przestoju, to po chwili wraca na właściwe tory i serwuje nam prawdziwą, kryminalną ucztę. Rian Johnson oddał w nasze ręce produkcję niezwykłą i pokazał, że, w przeciwieństwie do tego co sądzą o nim psychofani „Star Wars”, to naprawdę świetny reżyser. Czekam na jego kolejne projekty!

MONIKA: Niektóre filmy potrafią pozbawić człowieka wiary w kino. Po tym natomiast wychodzi się z sali z myślą: ''O mój Boże! Jakie to było dobre! Jak ja kocham filmy! Majstersztyk!''. Seans mija niezauważanie przez niesamowitą intrygę w którą jesteśmy wciągnięci od początku. Chciałam powiedzieć, który z aktorów podobał mi się najbardziej, ale nie mogę się zdecydować! Wszyscy byli genialni! Dla mnie najlepszy film miesiąca.


„Lighthouse”

Znalezione obrazy dla zapytania lighthouse

AGATA: Początek zapowiadał, że będzie w porządku: lądujemy razem z Pattinsonem na jakiejś tajemniczej wyspie na końcu świata, a towarzyszy nam jedynie surowy krajobraz oraz niepokojące dźwięki.  Wyglądało to całkiem intrygująco. Tym większa szkoda, że im dalej zagłębiamy się w.... hmmmm... fabułę (???), tym większy kit zostaje nam wciskany. Po prostu: mam już dość wmawiania, że naprzemienne pokazywanie scen monotonnych (i tak niesamowicie nużących!) ze scenami obleśnymi jest wyznacznikiem kina artystycznego. Nie przemawia również do mnie argument, że zapewne jestem zbyt ograniczona, by zrozumieć ów „artyzm”. Doskonale zrozumiałam, że przez bite 2 godziny reżyser próbuje udawać eksperta od popadania jednostki, a właściwie to duetu, w obłęd. Nafaszerowanie fabuły metaforycznymi scenami oraz finał podkreślający beznadziejność zachowań dwóch latarników jest według mnie ŻADNĄ analizą tego problemu. A stosowanie starych sztuczek w stylu: czarno-biały obraz oraz mało konkretów i dużo bzdetów (niech widz sam sobie dopowie), to pójście na łatwiznę.

MICHAŁ: Arcydzieło, dzieło wybitne, produkcja doskonała – ileż to ja się naczytałem przed seansem tego obrazu hurraoptymistycznych recenzji… Szkoda tylko, że dla mnie ten film to gniot. Owszem, wizualnie jest naprawdę spoko, czerń i biel idealnie pasują do nastroju tej produkcji. Szkoda tylko, że pozostałe elementy układanki są, zwyczajnie, (cytując klasyka) fatalne. Czym mam się tu zachwycać? Banalnym finałem? Strasznie szarżującymi aktorami? Klimatem, który nie zrobił na mnie żadnego wrażenia? No bez przesady – ten film nie ma nic, co mogłoby go określać mianem arcydzieła. Ba, ten film nie ma nic, co spowodowałoby, bym nie nazywał go gniotem. To pseudoartystyczna wydmuszka, która smęci, pierdzi i irytuje. Naprawdę jestem ciekaw argumentów (bo na razie w necie widzę same opinie bez argumentów), dlaczego, uważa się „Lighthouse” za jakieś przełomowe dzieło. I, nie, argument „bo był w Cannes” nie jest argumentem.


„Last Christmas”

Znalezione obrazy dla zapytania last christmas


AGATA: Nieprawdopodobne, ale wokół najbardziej wyświechtanej piosenki na tej planecie została zbudowana ciekawa, nieoczywista, zabawna i wzruszająca historia. Odpowiedzialna za scenariusz Emma Thompson wykonała fantastyczną robotę (na ekranie zresztą też)! Jedno z najpozytywniejszych zaskoczeń tego miesiąca. Polecam świątecznie.

EWA: Uroczy film świąteczny z sympatycznymi bohaterami. Z pewnością wielu widzów doceni zgrabny plot twist, który każe przedefiniować wszystko, co do tej pory, zobaczyli na ekranie. Mnie najbardziej zaskoczyło zupełnie nowe podejście do filmu świątecznego, który ma mieć w sobie również namiastkę komedii romantycznej. Nie ma tutaj sceny „on kocha ją, ona jego, zaśpiewajmy kolędę, gdy pada śnieg” i bardzo dobrze! Jest za to nieco śmiechu, nieco uśmiechu radości, sporo kibicowania głównej bohaterce, jedna bardzo przyjemnie zaśpiewana piosenka i sporo odzyskiwania wiary w ludzi.

MICHAŁ: Szedłem na ten film z nastawieniem, że obejrzę kolejną komedię romantyczną. A tu zaskoczenie! Otrzymałem bowiem niezwykle ciepły i mądry (!!) film, który oferuje zarówno sporo do śmiechu, jak i niezwykle wiele do przemyśleń. Mamy tu świetne dialogi, kapitalny plot twist, masę rewelacyjnych, pięknie sfilmowanych, scen. Paul Feig znowu dał radę i pokazał, że komedie romantyczne mogą być niezwykle inteligentne! Polecam!

 MONIKA: Nie wiem czemu, ale liczyłam na powtórkę z Brigdet Jones,a przede wszystkim na niezłą komedię. Dlatego po kijowym dniu (każdemu optymiście się zdarza) postanowiłam poprawić sobie humor idąc na seans ''Last Christmas''. I tu rozczarowanie! Nie jest to głupia komedyjka z happy-endem. Jednak mimo wszystko muszę napisać, że this christmas I give my heart to ''Last Christmas''. Emma Thompson - I <3 You! I to wykonanie tytułowej piosenki przez Emilie Clarke? Magia!

„Solid Gold”

Znalezione obrazy dla zapytania solidgold 2019

EWA: Nudny, nużący, za długi, źle zrobiony, chaotyczny, absurdalny. Jest Gajos. Poza tym: kupa, kupa, kupa i prawie trzy godziny wyjęte z życia. Nawet nie chce mi się więcej pisać, żeby nie tracić czasu na ten filmopodobny twór.

MAGDA: Ten film to jedna wielka kupa. Szkoda na niego czasu, pieniędzy i nerw. A słów najbardziej. Nie oglądajcie go.

MICHAŁ: Masz obsadę pełną gwiazd, masz niezwykle ciekawy temat i co robisz? Tworzysz dzieło, które nie trzyma się kupy, smęci i nie udaje nawet, że ma być (chociaż) czymś niezłym. Tu nawet aktorom nie chce się grać (autentycznie, wszyscy są totalnie sztuczni, nikt się nie sili na jakąkolwiek grę)! „Solid Gold” miało, na starcie, wszystko, by być ciekawą produkcją – niestety, wszystko zaprzepaszczono.

„Kraina Lodu II”

Znalezione obrazy dla zapytania kraina lodu 2

EWA: Niestety, kontynuacja „Krainy lodu” jest jedynie w połowie tak dobrą animacją, jak pierwsza część. Z pewnością największym plusem okazuje się przepiękna animacja, która cieszy oczy i twórcy w pełni wykorzystują jej potencjał. Minusów jest nieco więcej. Pojawia się zbyt wiele piosenek, które w dodatku nie porywają. W dwa tygodnie po seansie nie pamiętam żadnej z nich. Fabuła jest mocno niedopracowana, a z niektórymi bohaterami twórcy chyba nie bardzo wiedzieli co począć lub jak ich przystosować do stworzonej historii. Fajnie wyławia się intertekstualne smaczki, ale z niektórymi żartami dla dorosłych w filmach dla dzieci (oj tam, dlaczego nie, i tak nie zrozumieją) mogliby już przystopować.

MAGDA:Po obejrzeniu tego filmu trochę miałam wrażenie, że twórcy poszli po prostu na kasę. O ile w części pierwszej mieliśmy oryginalną historię, silną bohaterkę i piosenkę przewodnią, która zapadała w pamięć (powiedzmy sobie szczerze, od premiery pierwszej części minęło 6 lat, a ta piosenka wciąż siedzi w wielu głowach), o tyle w części drugiej nie ma żadnej z tych rzeczy. Piosenek jest za dużo (i mówi to osoba, która kocha musicale), żadna z nich nie zapada w pamięć, a ta która ma być motywem przewodnim, wcale na niego nie wygląda. Z silnej bohaterki zrobiła się bohaterka, która ma mało rozumu (a przez większość czasu zachowuje się po prostu głupio) i którą musi przywoływać do porządku młodsza siostra. A ciekawa historia… No cóż… Druga część też ma całkiem ciekawą historię, ale też strasznie dużo głupot w scenariuszu. Jak na film, który powstawał 6 lat, wydaje on się być dziełem niekompletnym. Całość ratuje tak naprawdę Olaf, który jest przesłodki, przeuroczy i przezabawny. Dla niego samego warto ten film obejrzeć. Niekoniecznie jednak w kinie…

„Jak poślubić milionera?”

Znalezione obrazy dla zapytania jak poslubic milionera


EWA: Nie, nie, nie. Tak nie powinno przedstawiać się priorytetów współczesnej kobiety, tak kino nie powinno obrażać współczesnej kobiety, pomysły na takie potworki w ogóle nie powinny powstawać w czyjejkolwiek głowie. Ach, i nie zapominajmy, że najnowszy film Zylbera gloryfikuje brak moralności, wszyscy jego bohaterowie oszukują, są hipokrytami, kłamcami i egoistami. Tfu, co za szkodliwy paździerz!

MAGDA: No co mam powiedzieć. Czy ktokolwiek po obejrzeniu zwiastuna tego filmu myślał, że będzie to najlepsza polska komedia romantyczna tego roku? Chyba nie. Idąc do kina oczekiwałam paździerza i paździerz dostałam. Nie ma w nim żadnych pozytywów. No może poza Mecwaldowskim, ale jego jest w tym filmie bardzo mało. Miało być polskie „My fair lady”, a wyszło jak zawsze.         

MONIKA: Ten film już był. Nazywał się ''Zakochani'' (z Magdaleną Cielecką i Beatą Tyszkiewicz) i w porównaniu do tego z 2019 r. był ok. Ten promowany przez Polsat to jakieś totalne nieporozumienie. Ani to śmieszne, ani mądre. Odniosłam wrażenie, że biedę pokazano tutaj w bardzo szkodliwy sposób, a twórcy to jakaś banda bogatych próżniaków. Kilka dni po premierze przeczytałam jeden z komentarzy, który brzmiał: ''czego spodziewać się po polskim kinie?''. I szlag mnie trafił. No tak, najlepiej chodzić na wszystkie ''komedie roku'' i ''hity'' proponowane przez polskich twórców i narzekać. Chcesz dobrego polskiego kina to idź na Smarzowskiego czy Boże Ciało. A nie wchodzisz do obory i dziwisz się, że nie pachnie jak w Douglasie.

Tradycyjna tabelka:



2 komentarze:

  1. Sporo tych filmów z 21... Szkoda, że nie wszystkie były godne uch oglądania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z całej listy chyba Doktor Sen okazał się najlepszym filmem

    OdpowiedzUsuń