czwartek, 4 czerwca 2015

Ostatni klaps

To miał być beznadziejnie zły film. Klasycznie wężowe kino i tegoroczny pewniak do nagród. Dokładnie z takimi oczekiwaniami kupowałyśmy bilety. A tu zaskoczenie… z planu nici… bawiłyśmy się świetnie…




Dwadzieścia lat temu Sławoj Maria Hałaburda (Mariusz Pujszo) był mistrzem kina moralnego niepokoju, jednakże los nie obszedł się z jego karierą łaskawie i teraz, przegrany i zapomniany, musi żebrać o zasiłek. Pewnego dnia w mieszkaniu Sławoja zjawia się Marek Obraniak (Marek Włodarczyk), polski producent z francuskim kapitałem. Nie tylko chce nakręcić z nim ambitny projekt o miłości Napoleona i Marii Walewskiej, lecz także zapewnia mu idealną aktorkę do głównej roli kobiecej – kuszącą Manuellę (Maja Frykowska). Opis:Fimweb

Tej komedii nie wolno traktować poważnie. Naprawdę NIE WOLNO. Razem z Moniką odkryłyśmy sposób na to, co zrobić, żeby autentycznie dobrze bawić się na „Klapsie”. Film jest jedną wielką ironią. Wróć! Gigantyczną ironią! Przesadnie głupie dialogi (w trakcie pierwszych 5-ciu minut seansu pospadałyśmy z foteli) w połączeniu z  przerysowanie drewnianym aktorstwem (in love with Frytka!!!) dało tak wybuchową mieszankę, jakiej już dawno w polskim kinie nie było. No dobrze, tak naprawdę to do teraz nie mamy pojęcia, czy taki był zamiar twórców, ale lepiej założyć, że był. I cieszyć się z oglądanej groteski. I wyobrażać sobie, że Gerwazy Reguła (reżyser) razem z Mariuszem Pujszo (scenarzysta) puszczają do nas oko mówiąc „głupota goni głupotę, żenada wyprzedza żenadę, a dystans do siebie to nasze wspólne nazwisko”.

Co za ścieżka dźwiękowa! :D Muzyka w „Klapsie” jest tak typowo, aż chce się powiedzieć prostacko, wkomponowana w daną scenę, że nawet gdyby na ekranie znalazła się jedna wielka czarna plama, to po słyszanej melodii bezproblemowo można by nakreślić całą filmową scenerię. Coś na zasadzie: widzimy promienie słoneczne o poranku, słyszymy to -> WŁĄCZ; powinno nam się zrobić smutno - słyszymy to -> WŁĄCZ. Tzn. przykłady sobie wymyśliłam, ale zasadę rozumiecie. Osoba siedząca za konsoletą albo miała niezły ubaw, albo właśnie przeczytała „Rozpal zmysły za pomocą dźwięku. Poradnik dla początkujących”. Efekt i tak wyszedł rewelacyjnie.

No i oczywiście plejada polskich gwiazd: Mariusz Pujszo, Marek Włodarczyk, Michał Milowicz, Piotr Zelt – tak źli, że aż najgorsi. Nie zawiedli i idealnie wpasowali się w buraków z  „Ostatniego klapsa”. Jednak film zdecydowanie należy do tej jednej jedynej i niepowtarzalnej Mai (vel Agnieszki) Frykowskiej. O tym, w jak burzliwy i kontrowersyjny sposób wkroczyła do szoł-biznesu nie trzeba przypominać. Tego, że w jej oczach nie błyszczą iskierki inteligencji też raczej nie muszę zaznaczać. Ale to wszystko nie ma znaczenia! Frytka, nieważne czy grając, czy po prostu będąc sobą, pokazała wszystkim język. Udowodniła, że ma do siebie dystans i, że jest świadoma czemu zawdzięcza (albo raczej zawdzięczała) rozgłos. Scena w wannie jest tego doskonałym dowodem – to nawet taki trochę powrót do korzeni ;)




Postępujcie zgodnie z powyższymi wskazówkami, czyli wyłączcie logiczne myślenie, nastawcie się na groteskową zabawę i cieszcie seansem „Ostatniego klapsa”!

P.S. Nikt nas na film nie zapraszał, w kinie miałyśmy całą salę wyłącznie dla siebie nie dlatego, że byłyśmy na pokazie zamkniętym, ale dlatego że był szczyt sezonu na  „Mad Maxa”, a ocena jest jak zwykle szczera.


P.S.2 Tak, znów mamy identyczne zdanie, sorry.