wtorek, 30 września 2014

5. Festiwal Krytyków Sztuki Filmowej - Kamera Akcja

Festiwal Kamera Akcja to jedyny festiwal w Polsce poświęcony sztuce krytyki filmowej. W tym roku (9-12.10) już po raz piąty miłośnicy tej dziedziny zjadą do Łodzi, by wspólnie uczestniczyć w starannie wyselekcjonowanych pokazach filmowych, a także w panelach dyskusyjnych i warsztatach z udziałem znanych, cenionych przedstawicieli krytyki filmowej w Polsce.




InLoveWithMovie bardzo pozytywnie wspomina ubiegłoroczny Festiwal, dlatego ogromnie się cieszymy, że również teraz otrzymałyśmy akredytacje blogerskie umożliwiające nam uczestnictwo we wszystkich festiwalowych wydarzeniach.

Mamy nadzieję, że Kamera Akcja vol.5 będzie co najmniej tak samo interesująca, jak ta z maja zeszłego roku. A poprzeczka została wtedy postawiona bardzo wysoko, zwłaszcza dla nas - największych na świecie fanek Tomasza Raczka - z którym mogłyśmy ostatnio osobiście porozmawiać. Więcej na ten temat można przeczytać TUTAJ.

Tomasz Raczek i ILWM

Już teraz da się stwierdzić, że organizatorzy zadbali o to, by uczestnicy Festiwalu się nie nudzili! Harmonogram pokazów, paneli dyskusyjnych, spotkań i warsztatów jest tak bogaty, że trudno będzie wybrać najodpowiedniejsze dla siebie punkty programu. Kompletny HARMONOGRAM znajdziecie TUTAJ.

Z pewnością zdamy Wam szczegółową relację z naszego pobytu w Łodzi i już nie możemy się doczekać połowy października! Tym bardziej, że Kamera Akcja okazała się idealnym pretekstem do zorganizowania III Ogólnopolskiego Spotkania Blogerów Filmowych (#blogerzyfilmowipoznajmysie)

Zatem: do zobaczenia wkrótce, bo mamy nadzieję, że spotkamy się tam w licznym gronie :)


sobota, 27 września 2014

Miasto 44

Bunt w rytmach Skrillexa czyli recenzja polskiego Miasta 44.



   Głęboko zakorzeniony uraz do wojny i naszej przeszłości raz na jakiś czas pcha filmowców do tworzenia mniej, lub bardziej udanych (jak w tym przypadku) filmów, upamiętniających te ciężkie czasy. 

    Rożnica 70 lat jest bez znaczenia. Młodzież (bo to film o młodych dla młodych) jest taka sama teraz, jak była 1 sierpnia 1944. Beztroska, lubiąca zabawę, alkohol i dymek. Priorytetem nie było państwo, ale wakacyjna miłość, wakacje i pocałunki. Komasa dobitnie pokazuje wagę czasów i piekło, w jakim znaleźli się na własne życzenie, lecz nie do końca świadomie, uczestnicy powstania. Uwydatnia nasze nieprzygotowanie, oszałamiającą przewagę wroga, a przede wszystkim to, że na powstanie szli głównie młodzi ludzie, którzy nie mieli pojęcia z czym przyjdzie im się zmierzyć. Jak to określiła współautorka tego bloga ''traktowali to powstanie jako taki spontan''. I tak było. ''Przetrwamy trzy dni i idziemy do domów''. Jednak po wszystkim nie było już gdzie wracać, bo większości domów fizycznie nie było. I żal było naszej pięknej Warszawy, naszego Paryża Wschodu, ah jaki żal.

   Ogromne brawa należą się przede wszystkim za realizm, którego pozazdrościć nam mogą zagraniczni twórcy. Ile razy w amerykańskich produkcjach widzimy, jak bohaterowie tracą całe swoje rodziny i przyjaciół, chwilę się krzywią, po czym jakby nigdy nic chwytają broń i idą zwyciężać w rytmach jakiejś podniosłej piosenki. Reżyser nie tylko w sposób bardzo naturalny pokazuje wybuchy, morderstwa na warszawskich ulicach, ale też emocje bohaterów. Gwarantuję, że chociaż raz, nawet największemu twardzielowi zakręci się łezka w oku.

   Aktorzy postawili wysoko poprzeczkę dla równolatków z branży. Zarówno Józef Pawłowski, jak i Zofia Wichłacz nie tylko świetnie prezentują się na ekranie, co i radzą sobie z aktorskim wyzwaniem. Chylę czoła zwłaszcza dlatego, że nie były to postaci usadzone w komedii romantycznej, w której trzeba dobrze wyglądać i sprawnie prowadzić dialogi, ale w filmie o ciężkiej tematyce, która jest nie lada próbą. Pawłowski był nawet tak dobry, że pomimo, iż jego postać milknie na pół filmu, to on w  samym tym milczeniu również jest bardzo dobry.



  Muzyka, coś co w filmach Komasy uwielbiam najbardziej. Doskonale dobrane ścieżki dźwiękowe zachwycały mnie i tym razem. Usłyszymy Chryzantemy Złociste, Dziwny Jest Ten Świat, ale i Skrillexa.

   Technicznie film również wypada bardzo dobrze. W pierwszej scenie informowani jesteśmy o tym, że same efekty specjalne pochłonęły 30 tysięcy godzin pracy, a na plan zwieziono kilka tysięcy ton gruzu. Ośmioletnie przygotowania dały nam amerykański polski film, w dobrym tego słowa znaczeniu. A scena, gdy po wybuchu bomby z nieba spadają szczątki ciał i krew, chyba na zawsze kojarzyć mi się będzie, gdy tylko ktoś wspomni o tym filmie.

Jedyne, do czego muszę się przyczepić, to dziwny powrót Komasy do Sali Samobójców w Mieście 44. Na pewno pamiętacie sceny z gier w tym pierwszym filmie. Dobra muzyka, graficzne szaleństwo, wirtualne walki postaci. Reżyser chyba na chwilę się zapomniał i dopuścił do realizacji dwóch przedziwnych scen, które bardzo przypominały te z Sali. Akurat były to wątki miłosne, ale może znajda one swoich amatorów. Jak dla mnie było odrobinę kiczowato.

   Na film redakcja ILWM wybrała się w doskonałych humorach, na zwiastunach nie mogłyśmy opanować śmiechu. Z każdą sceną nasz nastrój zmieniał się na coraz poważniejszy. Po kilkunastu minutach opanowałyśmy się całkowicie, nie było nam wcale do śmiechu. Obie zdałyśmy sobie sprawę, że w porównaniu ze wszystkimi filmami, na jakie ciągnięto nas na silę w szkołach, w ramach zapoznawania się z historią, ten jest wyjątkowy. Doceniłyśmy go wspólną oceną 8/10.

Ja natomiast wychodząc z kina myślałam o tym, że gdyby powstańcy znali twórczość Lady Pank, mogliby zaśpiewać fragment ''Stacji Warszawa'':

Zniknie Warszawa
Tak jawa, jak sen
Życie to nie zabawa
Dobrze to wiem

I jeszcze kilka zdjęć pięknej Warszawy z przed 1 sierpnia 1944 i po:




wtorek, 23 września 2014

Więzień Labiryntu / The Maze Runner

   Moja nauczycielka od polskiego, z podstawówki, podzieliła się kiedyś z nami cenną radą. Powiedziała, że jeżeli kiedykolwiek zostaniemy zamknięci w labiryncie, musimy trzymać się nieustannie prawej ściany, a dojdziemy do wyjścia. Idąc do kina chciałam przekonać się, czy którykolwiek z bohaterów dostosuje się do tych słów, jednak okazało się, że nie z każdego labiryntu można tak wyjść, a już zwłaszcza nie z tego wykreowanego przez Wasa Balla. 

Więzień labiryntu (2014)

Jak tylko zobaczę Panią od polskiego, rzucę jej tym w twarz.

   Kolejny Największy Hit 2014 Roku opowiada o eksperymencie, w jakim uczestniczą zamknięci w labiryncie młodzi chłopacy (wybaczcie, ale nie przepadam za pradawnym ''młodzieńcy''). Uwięzieni w betonowym kwadracie, wokół którego nawarstwiają się ściany, zakręty i potwory (takie mechaniczne robaki), a labirynt zmienia swój układ co 24 godziny. W grupie panuje głęboko zakorzeniona hierarchia, która pęka jak bańka mydlana, gdy wśród zagubionych chłopców pojawia się Thomas (Dylan O'Brien). Młode ciacho na wstępie pokazuje, że ważniejsze od dostosowania się do zasad obranych przez pozostałych, interesuje go wyjście z labiryntu. 


  Największa zaletą tego filmu była przede wszystkim cała koncepcja labiryntu, noce, które u mieszkańców wywoływały niemałe dreszcze oraz to, jak bardzo chcieliśmy dowiedzieć się kto ich tam zamknął i dlaczego.

  Mało znani, obsadzeni do głównych ról aktorzy spisali się na medal. Dodali filmowi świeżości. Głównego bohatera możecie kojarzyć ze Stażystów. Przyznam, ze poczułam się staro, gdy zobaczyłam Thomasa Brodie-Sangstera, którego na pewno kojarzycie z To Właśnie Miłość. Ten mały, rozczochrany, biegający po lotnisku za ukochaną chłopczyk ma już 24 lata! Największym zaskoczeniem  był dla mnie jednak Will Poulter, którego nie tak dawno oglądałam w roli lekko upośledzonego chłopaka w Millerach. Nie przypuszczałam, że jest on dobrym aktorem, a jak się okazuje, jest całkiem niezły!

  Podobało mi się pokazanie zaadaptowania człowieka do zupełnie nowego środowiska, to jakimi zasadami zaczyna się kierować  że ważniejsze dla niego jest dobro grupy itd. Produkcja była również dowodem na to, że spoko, każdy ma swój talent, który w obliczu tak niecodziennej sytuacji uwydatni się i w jakiejś części umili życie pozostałym. Jeżeli wiec nie możecie znaleźć swojego miejsca we wszechświecie to spadajcie do kina na Więźnia, może podsunie Wam to jakiś pomysł.
  Scenariusz był zamaszysty, wygląda na to, ze kłóciło się nad nimi kilka osób (konkretnie trzy), z innymi wizjami. Sam pomysł, by zamknąć tych chłopaków w tak dziwnym tworze, bardzo dobry. Jednakże! Za każdym pytaniem (labiryntem) musi stać tez dobre wyjaśnienie. I to - niestety - mnie rozczarowało. Gdy wyszło na jaw, po co ta łamigłówka i w jakim celu przez pół filmu uciekano przed gigantycznym pająkiem, poczułam rozczarowanie. Nie chcę spoilerować, film jest wart obejrzenia, jednak nie zaszkodzi poczekać na dobrą wersję w internetach.

Moja ocena: 7/10.

wtorek, 16 września 2014

Mobilne Kino Skody - Grodzisk Wielkopolski

Wspomnienie lata! A właściwie, to wspomnienie fantastycznego 

(bo filmowego) zakończenia lata!


Międzynarodowy Festiwal Filmu i Muzyki TRANSATLANTYK to jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Poznaniu. Światowe kino i muzyka, setki pokazów filmowych oraz liczne koncerty, a także spotkania z legendarnymi i młodymi twórcami sprawiają, że Poznaniacy nie mogą przejść obojętnie obok tego festiwalu. Każdy, kto choć w minimalnym stopniu interesuje się kulturą, z pewnością znajdzie w bogatym repertuarze propozycje idealne dla siebie.

Źródło: facebook.com/Transatlantyk

Jednym z punktów programu Transatlantyku jest Mobilne Kino Skody. To cykl pokazów filmowych odbywających się na świeżym powietrzu w kilku miejscach w Poznaniu. 

Światowe kino, wygodne leżaki, niebo pełne gwiazd - a to wszystko zupełnie za darmo - nic więc dziwnego, że Mobilne Kino Skody jest jedną z najbardziej lubianych festiwalowych sekcji. W tym roku przekonało się o tym mnóstwo Wielkopolan, bo Mobilne Kino wyjechało za Poznań i dodatkowo odwiedziło kilkanaście innych miast. W ostatni weekend sierpnia udało mi się zasiąść przed ekranem rozłożonym w centrum Grodziska Wielkopolskiego. Mimo, że emitowany film widziałam już kilka miesięcy wcześniej ("Don Jon") i mimo, że wcześniej nie byłam nim zachwycona (o czym pisałam w recenzji - TUTAJ) i mimo, że wieczór był bardzo chłodny - był to jeden z najlepszych seansów minionych wakacji. 

Poniżej mini-fotorelacja, mam nadzieję, że za rok Mobilne Kino Skody odwiedzi jeszcze więcej miast, dzięki czemu Transatlantyk będzie dostępny nie tylko dla mieszkańców stolicy Wielkopolski. 


Źródło: facebook.com/Transatlantyk


Ciemno, zimno, klimatycznie!



poniedziałek, 8 września 2014

MINIRECENZJA: Malena

gatunek:
produkcja:
premiera:2000 rok
reżyseria:
scenariusz:



   Za każdym razem, gdy powiem, że nie zachwyca mnie uroda Monici Bellucci otrzymuje to samo krzywe spojrzenie, od obu płci. Nie sądzę, że jest brzydka, absolutnie, dla mnie nie ''tego czegoś''. Nie zgadzają się ze mną również mieszkańcy małego miasteczka we Włoszech w filmie Malena. Gdy tytułowa bohaterka przechadza się uliczkami nasiąkniętymi faszyzmem (kolejny raz Włosi serwują nam taką tematykę) nie ma osoby, która by była wobec tego faktu obojętna. Każdy mężczyzna chciałby ją mieć, a każda kobieta nią być. Największej obsesji nabawił się mały chłopiec Renato, który zaczyna śledzić Malenę, niczym cień. Wyobraźnia dziecka kreuje dorosłe fantazje na temat znajomości z olśniewającą kobietą. Jak się potem okaże jego marzenia i stalkingowa natura pomogą bohaterce w rzeczywistym życiu.

   Powiedziałabym, że film jest zlepkiem trzech wątków, główny to oczywiście temat (podobno jedynie prawdziwej) nieodwzajemnionej miłości chłopaka. Drugi, to tak jak wypomniałam wcześniej ''Włochy 1941'', a trzeci, który mnie podobał się najbardziej - wredna natura ludzka. Siła plotki powalała ofiary również w tamtych czasach. Całe miasto wie jakiego szamponu używa Malena, z kim się wczoraj widziała, z kim kochała, jak bardzo zawodzi męża. Widzimy stojące od siebie w odległości metra grupki osób, każda z inną wersją życia dziewczyny.

   Film może nie jest porywający, ale subtelny i delikatny. Uśmiechniemy się na widok myśli Renato, ale i będziemy wstrząśniecie tym, co ludzie potrafią zrobić z zazdrości. Nie jest to moje ulubione dzieło tego reżysera, zdecydowanie bardziej podobał mi się Koneser, ale film polecam w szczególności fanom wdzięków Monici. Ode mnie 7 na 10.