czwartek, 25 maja 2017

Festiwal Afrykamera 2017 - Zapowiedź

 27.05.-01.06.2017, Kino Muza w Poznaniu




To już 12. odsłona Festiwalu AfryKamera, która w tym roku dedykowana jest Ghanie.

Projekcje filmów odbywają się w ośmiu miastach Polski, a u nas w Poznaniu - w Kinie Muza. Łącznie widzowie z całego kraju będą mogli wybierać spośród ponad 20. filmów fabularnych i dokumentalnych. 
Ja już odebrałam swoje wejściówki i w planach mam m.in. następujące tytuły:
"Ciało obce", "Przeklęci", "Pociąg soli i cukru", "Malyoa", "Bi Kidude na celowniku", " Opowieść Ugandyjska". 
Szczegółowy repertuar dostępny na stronie Kina 

Krótko o idei Festiwalu (za organizatorem):

Celem Festiwalu jest przybliżanie największych osiągnięć Afryki w zakresie kina, co pozwala na bieżące obserwowanie rozwoju kontynentu w tym sektorze oraz przełamywaniu nieprawdziwego stereotypu, że Afryka jest kinową pustynią. Dotyczy to nie tylko dorobku ostatnich kilku lat, również przybliżaniu nieznanej, a wielce wartościowej twórczości klasyków tego regionu. Dodatkowo dążymy do przybliżania znajomości specyfiki kinematograficznej regionów afrykańskich oraz do przedstawienia i rozjaśniania jak lokalne różnice kulturowe potrafią znacząco wpływać na język kinowy i specyfikę twórczości.


Czyli wiecie co robić! Przez najbliższy tydzień możemy wpaść na siebie w Muzie :) 

sobota, 20 maja 2017

Jutro będziemy szczęśliwi / Demain tout commence



Zwiastun, którym kina zasypywały widzów przez ładnych parę miesięcy, zapowiadał coś zupełnie innego. Ot, kolejna, niezobowiązująca, lekka, łatwa i przyjemna w odbiorze komedia. Temat też nieszczególnie oryginalny – młoda mama nie chce dziecka, więc w nieelegancki sposób pozostawia je w ramionach ojca. Po czym znika na osiem lat. Zszokowany i nieobyty w temacie tatuś ma przez to niezłą zagwostkę, co prowadzi do wielu komicznych sytuacji. Ok, tak wygląda ta wesoła część. Gdy jednak starzejemy się wraz z bohaterami o wspomnianych osiem lat, to wpadamy w wir coraz to dramatyczniejszych wydarzeń.



Na temat „Jutro będziemy szczęśliwi” odbyłam kilka ciekawych rozmów z kilkoma znajomymi (również ciekawymi). Wszyscy jednogłośnie zachwalali zaskakujący zwrot akcji na samym końcu historii. Muszę przyznać, że ja też. Moją uwagę zwróciło jednak narzekanie jednej z osób na to, że w filmie był o jeden zwrot akcji za dużo. Znajomy nie potrafił sprecyzować, o który, ale o jeden na pewno. Muszę przyznać, że z tym już się nie zgadzam. Lubię takie skakanie po fabule, bo zazwyczaj idzie też za tym skakanie po emocjach widza. A co się z tym wiąże – mamy wartką akcję. I tutaj ona również była!

Wzruszam się naprawdę baaardzo rzadko, zwłaszcza na filmach, ale jeśli już mi się to zdarza, to z powodu zupełnie innych sytuacji i splotów zdarzeń, niż w „Jutro będziemy szczęśliwi”, gdzie sercowym ściskaczem został temat-pewniak, czyli choroba. Ale podtrzymując to, co napisałam zdanie wcześniej – to nie do końca moje klimaty i więcej emocji wzbudziła we mnie piosenka Leona Bridgesa na napisach końcowych, niż przedstawiona w filmie historia. Ale naprawdę rozumiem, że są widzowie, którym wraz z rozwojem oglądanych wydarzeń spłynęła po policzku niejedna łza. Autentycznie, to rozumiem!

W sumie powinnam chyba zacząć od  tego, że głównym wabikiem, który sprowadził mnie do kina, nie był ogrom zwiastunów, a Omar Sy na pierwszym planie. Uwielbiam tego gościa, więc wiedziałam, że zagra rewelacyjnie i tak też było. To człowiek – kameleon, który w ułamku sekundy potrafi przeistoczyć się z kawalarza/jajcarza w zdruzgotanego i załamanego człowieka nie mogącego pogodzić się z losem. Albo odwrotnie. Zawsze kupuję jego bohaterów w 100%. Jeśli polubicie  dramatyczną naturę Sy, to gorąco zachęcam do obejrzenia „Chocolate”, w którym zagrał tytułową rolę. Dobre kino i genialny Omar zawsze zasługują na uwagę J

Dla „Jutro będziemy szczęśliwi” mocne 6.5/10 –  nieźle się to ogląda.

sobota, 6 maja 2017

Szatan kazał tańczyć



Gdyby ktoś z Was przypadkiem zabłądził w kinie i trafił na seans najnowszego pomysłu Katarzyny Rosłaniec, to z całego serca zalecam: albo gnać do najbliższego wyjścia ewakuacyjnego, albo ewentualnie gdzieś się schować. Dziwny zlepek iluś tam scen, które podobno można sobie samemu poukładać na ileś tam sposobów, to nic innego, jak ... dno pod dnem. W sumie, to kto co lubi, ale naprawdę dziwnie patrzy się na film fabularny bez fabuły, ale za to z milionem ujęć seksu przeplatanego masturbacją. I tutaj już nawet nie chodzi o to, czy widz jest pruderyjny, czy wręcz odwrotnie. Tutaj chodzi o to, że w tym filmie nie chodzi o nic. No bo błagam, po co nam wiedzieć, jak bulimiczka nimfomanka nie radzi sobie z tajemniczą chorobą chyba serca, o której nie dowiadujemy się nic poza tym, że po prostu jest i, że w związku z tym trzeba Karolinie (to ta główna) ponaklejać kabelki na klatce piersiowej i nie tylko.

Szok i niedowierzanie, że w tym projekcie wzięli udział: Danuta Stenka, Izabela Kuna, Łukasz Simlat, Marta Nieradkiewicz i... John Porter (łkam do teraz). A do grona naczelnych rozbierających się bez sensu dołącza Magdalena Berus (Karolina), jednocześnie stając się bardzo silną rywalką Michaliny Olszańskiej.

Film z cyklu: Może i karta Unlimited jest, ale czas nie e.

1/10