niedziela, 23 grudnia 2012

Filmowych Świąt!

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałybyśmy życzyć Wam po prostu: Filmowych Świąt! A w tym:

* talentu na miarę tych osób:


* najlepszych świątecznych filmów:


* mężczyznom pięknych kobiet, a kobietom pięknych mężczyzn:
Mila Kunis
''I'm Chuck Bass and your argument is invalid''
* pięknego uśmiechu wielkich gwiazd:

Marilyn Monroe
* dobroci na miarę największych, nie tylko od Święta:

Audrey Hepburn
* prawdziwej, filmowej miłości z happy endem:


* łez tylko na filmach:


* aby każdy z Was odgrywał pierwszoplanową rolę we własnym życiu:



* fantastycznych chwil, spędzonych w kinie:


* pozbycia się problemów, jak za sprawą magicznej różdżki:


* pysznych kompanów do filmów, zwłaszcza w te zimowe wieczory:


* żeby w Święta o Was nikt nie zapomniał:



* samych happy endów:


... życzy Wam tego redakcja In Love With Movie:







Kevin sam w domu / Home Alone

W Wigilię w każdym domu podaje się odmienne potrawy, jedni przepadają za karpiem, drudzy nie uznają Świąt bez pierogów, a jeszcze inni czekają na zupę rybną. Również czas spędzony po kolacji różni się w każdym domu. Rodziny zasiadają przed telewizorem, śpiewają kolędy albo oddają się przyjemnej rozmowie. Jest jednak coś, co łączy od lat wszystkie rodziny w Święta. Film, bez którego nie ma Bożego Narodzenia. O który rok temu stoczono bój z Polsatem. Od 1990 roku co roku gromadzi przed telewizorem kilka milionów widzów. Jedyny, niepowtarzalny, świąteczny: ''Kevin sam w domu''.


Wiecie, że film ten znalazł się w Księdze Rekordów Guinessa za największy box office dla komedii familijnej na świecie - 533,000,000 dolarów.

I chyba nie ma wśród nas osoby, która nie wiedziałaby o czym jest Kevin! Chłopak zostaje sam w domu dzięki serii nieszczęśliwych zdarzeń, głównie jednak przez to, że jego rodzina go... zapomniała. Serio? Czy kiedykolwiek zapomnieliście wyjeżdżając z domu np. o babci? Czy było tak, że każdy z Waszej kilkuosobowej rodziny był tak zajęty sobą, że zapomniał o tym, że babcia wciąż stoi w korytarzu? I po kilku godzinach mama trapiona dziwnym uczuciem zawołała: BABCIA!? Nie wydaję mi się. Ale to jest Kevin! I nie czepiajmy się! 


Czy wiecie, że w scenie gdzie Kevin zostaje ugryziony przez Harrego, zostaje ugryziony naprawdę? Na palcu małego aktora została nawet mała blizna. Rolę samego Harrego odrzucił natomiast Robert De Niro i teraz pewnie co roku w Święta pluje sobie w twarz.


Przez cały film możemy podziwiać piękne, amerykańskie, duże domy oświetlone lampkami. Dookoła śnieg... sztuczny śnieg! Przyglądnijcie się, na scenach kręconych wieczorem widać jego nienaturalne błyszczenie. Po nakręceniu filmu był on podarowany operze w Chicago (w tym mieście kręcony był też cały film, sceny z Paryża to fotomontaże).

Dla Macaulaya Culkin'a była to dosłownie rola życia. Chłopak miał też problemy z heroiną (dlatego mamy nauczkę, żeby nasze dzieci nie zostawały same w domu na Święta). Teraz aktor wygląda tak:


I przez dłuższy czas umawiał się nawet z Milą Kunis.




Film gangsterski  który nagrywa i wykorzystuje bohater w filmie to fikcja. Został on nakręcony specjalnie na potrzeby ''Kevin sam w domu''.

Zdjęcie dziewczyny Buzza, które ogląda Kevin tak naprawdę przedstawia chłopca ucharakteryzowanego na dziewczynę. Reżyser Chris Columbus tłumaczył to troską o dobro ewentualnych kandydatek nie chcąc w ten sposób żadnej urazić.

Co można powiedzieć o samym filmie? Jest to Opowieść Wigilijna dla dzieci. Produkcja mówiąca, że złe życzenia mogą niestety (!) się spełniać. Kevina  określić można jako film ponadczasowy. Ja widząc podpaloną głowę Harrego śmiałam się podobnie jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką. Pod koniec zaczynamy głęboko współczuć przestępcom, zwłaszcza widząc ich w tak krytycznym stanie. Dziwię się, że nie zrezygnowali prędzej, ja odpuściłabym już po pierwszej akcji z żelazkiem. Dużo prawdy jest w stwierdzeniu,  że film ten to swoista tradycja Bożonarodzeniowa. 

P.S Czy dla Was również w młodości sztuczka złodzieja przebranego za policjanta wydawała się szczytem sprytu i złodziejskiego geniuszu? :D

Moja ocena: 8/10.

Na szczęście dla widzów rodzice zapomnieli o Kevinie. Wy nie zapomnijcie o nim w te Święta:)

Na tym filmie kończymy nasze Świąteczne Odliczanie! Dziękujemy, że byliście z Nami!


Mission Complited!

sobota, 22 grudnia 2012

To właśnie miłość / Love Actually


POJUTRZE WIGILIA!

ACTUALLY I LOVE LOVE ACTUALLY

Wczorajszy, niedoszły koniec świata trochę odwrócił naszą uwagę od świąt, ale tylko trochę! Dzisiaj wracamy z filmowym odliczaniem i nie da się nie zauważyć, że jest to już zdecydowanie final countdown. Dlatego dzisiaj specjalnie dla Was – film idealny, bez którego nie wyobrażam sobie żadnego Bożego Narodzenia. Przed tegoroczną Gwiazdką obejrzałam go już dwa razy, a niewykluczone, że niedługo zobaczę go po raz trzeci (np. jeśli w wigilię o 20.00 trafię na TVN).


Kilka pozornie ze sobą niepowiązanych miłosnych perypetii powoduje, że przez przeszło dwie godziny możemy aktywnie kibicować rozmaitym bohaterom filmu. Różnorodność pokoleń, wykonywanych zawodów, obyczajów kulturowych, życiowych priorytetów i wielu innych czynników sprawia, że To właśnie miłość  zdobywa w moich oczach najwyższą (a właściwie najniższą) notę w strasznie dla mnie ważnym kryterium. 
Poziom nudy = totalne zero. 


Jestem pewna, że każdy kto widział ten film (a wierzę, że jest nas wielu) ma swoich ulubionych bohaterów, na których widok od razu wzmacnia się jego czujność. Nie ukrywam, że identycznie jest ze mną. Dlatego bez wahania mogę stwierdzić, że moją ulubioną postać zagrał Hugh Grant, który jest tutaj premierem Anglii. Nic więc dziwnego, że do najlepszych  scen z filmu zaliczam właśnie te z jego udziałem. Jak zawsze chciałam wybrać tylko jeden ulubiony moment, ale niestety tym razem mi się to nie udało: pierwszym jest taniec  Granta, a drugi to ten,  w którym grany przez niego premier puka do drzwi mieszkańców „tej gorszej części Londynu” – by znaleźć Natalię (Martine McCutcheon).

Hugh Grant (w roli premiera) i Mrtine McCutcheon (jako Natalie)
Siłą filmu oczywiście nie jest wyłącznie świąteczny klimat i brak nudy. To wszystko zagwarantowała nam potężna grupa niezaprzeczalnych filmowych gwiazd. Oprócz Hugh Granta zagrali także m.in.: Keira Knightley, Colin Firth, Liam Neeson, Emma Thompson, a lista tych słynnych nazwisk jest zdecydowanie dłuższa. Tutaj znów trzeba podkreślić istotną rolę takiego właśnie scenariusza, dzięki któremu każda z wymienionych osób mogła zagrać jedną z głównych ról. Przecież nie da się ukryć, że im dana osoba ma większą sławę i bogatszy aktorski dorobek – tym trudniej jest jej zagrać jakąś drugo- czy trzecioplanową rolę. W To właśnie miłość tego problemu nie ma. Pierwszoplanowych ról jest tak dużo, że większość aktorów mogła poczuć, że odgrywa naprawdę znaczącą rolę.

Jedna z najbardziej wzruszających scen ( wyst. Keira Knightley i Andrew Lincoln)
Czy  jest jakiś minus tego filmu? Dla mnie tylko i wyłącznie taki, że mogę go oglądać jedynie w tym bożonarodzeniowym okresie. Może ktoś potrafiłby się nim cieszyć  w jakiś czerwcowy upalny wieczór, ale dla mnie to jest czymś tak abstrakcyjnym i nie do pojęcia,  jak wczorajsza niedoszła apokalipsa.



piątek, 21 grudnia 2012

2012

Mam nadzieję, że zdążycie przeczytać ten post jeszcze przed Apokalipsą. Pozdrawiam wszystkie osoby w schronach, bunkrach, oraz te, które tak jak ja siedzą spokojnie w domu wierząc, że nic złego się dzisiaj nie stanie:)


Film ''2012'' możemy spokojnie potraktować jako proroctwo z 2009 roku, tego co miało się stać dzisiaj, jednak doniesienia ze świata mówią, że twórcy dość mocno przesadzili.

Film możemy spokojnie określić jako ''typowo amerykański''. Niestety z nachyleniem na negatywne znaczenie tego sformułowania. Trochę drażnić może ta wszech amerykanizacja.  Mamy bohatera i antybohatera, Prezydent USA okazał się człowiekiem niezwykle szlachetnym, który niczym kapitan statku - opuszcza pokład jako ostatni.  Mamy pokazane egoistyczne jednostki, jednak dobro nad nimi zwycięża. Wiele scen jest bardzo, BARDZO naciąganych. Zwłaszcza te, w których główni bohaterowie uciekają przed walącymi się budynkami, wybuchami, wodą. Kilkadziesiąt razy w filmie ocierają się o śmierć, i mimo, że film jest długi (2 godziny, 31 minut) to i tak sami przyznacie, że to trochę dużo. Amerykanom udaje się też wyeliminować ostatnich Rosjan, zostaje tylko Prezydent i Premier, ale co oni tam mogą na statku pełnym mieszkańców USA. Film jest rażąco proamerykański, dla fanów takiego ''gatunku'' będzie to nie lada gratka.


Absolutnym atutem tego filmu, i powodem, dla którego musicie go zobaczyć są efekty specjalne  No i tu mamy XXI wiek. Przekroje samych wieżowców walących się jak domki z kart, trzęsienia ziemi, czarne dziury, urwiska, kłęby dymu, pękająca kopuła ziemska - wszystko ukazane z niezwykłą dbałością o każdy szczegół. Film kosztował 200 milionów dolarów, zyski z jego oglądalności wyniosły bagatela czterokrotnie więcej.

Osobą, która uratowała nie tylko własną rodzinę, ale i całą arkę ludzi okazał się Jackson Curtis, grany przez Johna Cusack'a. Zagrał poprawnie. Okazał się prawdziwym bohaterem. To on właśnie miał zginąć w filmie kilkadziesiąt razy, ale najwidoczniej urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Mnie jego szczęście powoli zaczynało drażnić, po 20 razie. Swoją drogą miał podobnie jak bohater Apocalypto, ale o tym kiedy indziej.


Mnie natomiast najbardziej podobała się gra Yuri Karpova i Johanna Urba, którzy grali dwójkę Rosjan. Ich postaci były o wiele bardziej interesujące niż te pierwszoplanowe. Szkoda, że wątek Sashy zakończył się tak szybko i gwałtownie.

Nie jest to może najważniejsza rzecz w tym filmie, ale sprawdziły się przewidywania twórców odnośnie głów państwa w 2012 roku. Prezydent USA jest czarny, kanclerz Niemiec do złudzenia przypomina Angelę Merkel itd.

Zauważyliście, że w wielu amerykańskich filmach jest tak, że jeżeli scenarzysta nie wie co począć dalej z konkretną postacią to ją zabija? Postać Gordona chyba nikomu nie przeszkadzała, związek z żoną głównego bohatera był dość wiarygodny, ale najwidoczniej przeszkadzał on w historii miłosnej, więc go wyeliminowano.

Pozostali bohaterowie wiarygodni, dość składna fabuła, choć naciągana.  Świetne efekty. Film jednak trąci lekką banalnością  jeżeli chodzi o scenariusz. Kilka wątków zapominamy już przy okazji napisów końcowych (i włączanej wtedy banalnej, romantycznej piosence pop - WTF?) Ocena: 7/10.

Patrzę za okno i u mnie na razie spokojnie.
Jeżeli chcecie przeżyć dzisiejszy dzień to wg twórców ''2012'' powinniście:
1. Mieć świetną limuzynę.
2. Miliard euro na łebka za miejsce w schronie, albo odpowiednie znajomości.
3. Najlepszy na świecie odrzutowiec, najlepiej gdyby w środku nie zabrakło Bentleya z funkcją głosową.
4. Mile widziana umiejętność pływania.


czwartek, 20 grudnia 2012

Opowieść wigilijna / A Christmas Carol

DO ŚWIĄT ZOSTAŁY JUŻ TYLKO CZTERY DNI ! :)

To kolejna obowiązkowa pozycja na każde Boże Narodzenie. Dzisiaj opiszę najnowszą i moją ulubioną – animowaną ekranizację Opowieści wigilijnej z 2009 roku. Po obejrzeniu tego filmu nie da się nie poczuć, że święta są już naprawdę bardzo blisko.


Film powstał na motywach znanej książki Charlesa Dickensa. Swoją drogą, to jedna z nielicznych lektur szkolnych, którą kiedyś przeczytała zdecydowana większość mojej klasy.  W Opowieści głównym tematem jest wewnętrzna przemiana starego i zgryźliwego Ebenezera Scrooge’a, który przez wiele lat skutecznie psuł wielu ludziom świąteczny nastrój. Jednak w te święta odwiedzają go trzy duchy: przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W szczególności ten ostatni zmusza starca do refleksji nad swoim życiem, bo przestrzega Scrooge’a o tym co się z nim stanie, jeśli nie zmieni swojego dotychczasowego postępowania.

Ebenezer Scrooge - niezbyt sympatyczny
Opowieść wigilijna jest klasycznym przykładem filmu, w którym świąteczne cuda i przemiany są czymś jak najbardziej pożądanym. Szczęśliwe zakończenie nikogo nie irytuje, bo czekamy na nie już od pierwszych scen, ale historia Scrooga jest wyjątkowa z zupełnie innego powodu. Jest to jeden z nielicznych filmów, który nie skupia naszej uwagi przede wszystkim na tej komercyjnej (choć nie ukrywajmy, że też przyjemnej) stronie Bożego Narodzenia. Nie zobaczymy tutaj żadnego gorącego romansu, czy kłopotów Mikołaja z dostarczeniem prezentów. Za to przypomnimy sobie, że w świętach najlepsze jest to, z kim możemy świętować.

Jak wspomniałam, to film animowany, więc niestety nie można oceniać gry aktorów. Na szczęście mogę za to wspomnieć o dubbingu, co jest równie ważne. Jeśli ktoś obejrzy wersję anglojęzyczną, to przez większą część filmu będzie słyszał głos Jimmiego Carrey’a, który naprawdę sporo się napracował: był Scrooge’em oraz trzema duchami. Poza tym głos podkładali m.in. Gary Oldman i Colin Firth. W polskiej wersji jako Ebenezer Scroog wystąpił Piotr Fronczewski, ale wymienić można o wiele więcej znanych nazwisk. Słyszymy tutaj też: Mariana Opanię, Annę Dereszowską, Jana Peszka, Krzysztofa Stelmaszyka.

Nie jestem tylko do końca przekonana, czy film jest dobrym wyborem dla Waszego młodszego rodzeństwa, czy dzieci. Trzy duchy potrafią nieźle przestraszyć niejednego dorosłego, i nie mam tutaj na myśli wyłącznie Ebenezera ;)



Mam nadzieję, że ciągle nam towarzyszycie w tym filmowym odliczaniu do świąt i nawet w natłoku przyjemnych świątecznych obowiązków nie zapominacie o wieczorach z klimatycznymi hitami na DVD, czy w internecie (bo niestety w kinach w tym roku bieda). A już jutro znajdziecie opis filmu, bez którego nie wyobrażam sobie żadnego Bożego Narodzenia!
P.S. i to jeszcze nie będzie Kevin ;)

środa, 19 grudnia 2012

Listy do M.


Wierzę, że kilkoro z Was zapoznało się z tą bardzo dobrą rodzimą produkcją. I jestem pewna, że wielu z Was przed seansem pomyślało  ''będzie to na pewno kolejna nieudana, polska, cukiereczkowata komedia''. Tytuł sugerował nam Listy do Moniki, Listy do Magdy, mało kto pomyślał o Listach do Mikołaja. ''Listy do M.'' na pewno znalazły by się w pierwszej piątce najlepszych polskich filmów ostatnich lat.


Według mnie film ten jest naszym polskim To własnie miłość  (a to nie lada komplement). Bardzo podobała mi się fabuła filmu, poznawanie historii postaci, a następnie złączenie ich w jedną, logiczną całość. Otaczają nas codziennie setki ludzi, rzadko myślimy o tym, że każdy z nich ma własną historię, gotowy scenariusz filmu. A ten film własnie to pokazuje.


Doskonale wprowadza nas w świąteczny nastrój. Uwydatnia to, co najważniejsze.

Warszawa! Ah, ta Warszawa! Mamy się czym chwalić! Nasza mała metropolia pokazana niczym Nowy Jork. Piękna, ośnieżona, rozświetlona, klimatyczna i świąteczna. Prawdziwy prezent dla oka. Ukłony dla Mariana Prokopa, autora zdjęć do tego filmu.

Prawdziwa śmietanka polskiego aktorstwa. (Jedyna polska komedia, w której nie zagrał Szyc!) Stuhr, Gąsiorowska, Karolak, Dygant, Zielińska, Adamczyk, Wagner, Malajkat, Małaszyński! Doskonale oddali grane przez siebie postaci! W kilka minut potrafili pokazać gamę emocji. W krótką chwilę opowiedzieli historię bohatera, którego grali, wyrazistą postać. Brawo!


Scenariusz? Prawdziwy, prosty i zaskakujący. Nic więcej nie trzeba. Duet Szablewska i Baczyński spisał się na bardzo dobry z plusem. Dzięki nim w ciągu dwóch godzin potrafimy śmiać się do bólu brzucha, ale i wzruszyć do łez.

Ścieżka dźwiękowa! Największy atut tego filmu! <LBD szuka kto jest odpowiedzialny za muzykę> Łukasz Targosz. Mam nadzieję, że trafia w Wasz gust tak samo jak w mój: idealnie. Każda piosenka oddaje klimat danej sceny. Pozwala zrozumieć emocje bohaterów. Po obejrzeniu filmu mobilizuje do przesłuchania całej ścieżki dźwiękowej raz jeszcze. A o to własnie chodzi. Mój ulubiony kawałek ''Listów'':



Polecam na Święta. Polecam jako jeden z dwóch najlepszych, polskich filmów 2011 roku (wraz z Salą Samobójców). Scenografia, aktorzy, dialogi i muzyka - doskonała kompozycja. Musicie to zobaczyć. Scenariusz nie skomplikowany - i dobrze. Polska komedia na miarę wielkich amerykańskich produkcji.

''Listy do M.'' - 8/10.


niedziela, 16 grudnia 2012

W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju / Christmas Vacation


Pomimo, że film ten ma 23 lata (swoją drogą: rok 1989 rulez! Przyszły w nim na świat autorki tego bloga:)) , to wciąż nie traci na aktualności. Można śmiało powiedzieć  że jest ponadczasowy. Idealny seans biorąc pod uwagę, ze Święta wypadają już za tydzień.


Wątpię, czy jakikolwiek nasz czytelnik nie zna fabuły tej produkcji, ale w skrócie ją opiszę:

Clark Griswold postanawia, ze tegoroczne Święta będą idealne dla jego rodziny. Zaplanował ogromną choinkę, świąteczne oświetlenie domu, rodzinną atmosferę. Jednak znając serię filmów ''W krzywym zwierciadle'' możemy domyślić się, że z tych planów nic nie wyszło. Choinkę trzeba było wieźć z korzeniami, rozłożona wybiła okno. Na głowę rodziny Griswoldów zwaliła się cała rodzina, a zamiast świątecznych kolęd babcia śpiewała piosenki patriotyczne. Do tego dodajmy jeszcze groźnego rotwailera, brak świątecznej premii i sąsiadów nie przepadających za świętami (tzw. ''Christmas Haters'').. i katastrofa gotowa! Jednak główny bohater nie traci cierpliwości (i naprawdę chwilami byłam pełna podziwu) i wciąż wierzy w Święta Idealne.


Biorąc pod uwagę filmy jakie współcześnie są nam serwowane na Święta,  ''Witaj Święty Mikołaju'' trzyma poziom. Jest zabawnie, produkcję zagarnął dla siebie Chevy Chase (i bardzo dobrze), a nam nie pozostaje nic innego jak rozsiąść się w  fotelu i czekać na coraz to bardziej pechowe sytuacje, w których odnaleźć ma się nasz bohater.

Może niektóre sceny są trochę przesadzone, a zakończenie przewidywalne i oklepane, ale i tak zabawa jest przednia

Nie zobaczymy w tym filmie wielu efektów specjalnych, prawie całość fabuły toczy się w domu Griswoldów, a mimo to, możemy spokojnie zaliczyć tą część ''W krzywym zwierciadle'' do najlepszych świątecznych komedii.

Mam jednak nadzieje, ze Wasze Święta będą spokojniejsze i nie będą owocowały w tyle wpadek:) Moja ocena: 7,5/10.

czwartek, 13 grudnia 2012

Zakończony PROJEKT KINO – podsumowanie:



Pamiętacie Projekt Kino, w którym ILWM brało udział? Mamy nadzieję, że tak : Poświęciłyśmy mu całe pięć dni (pon.26.11.12 – pt.30.11.12), w trakcie których obejrzałyśmy, oceniłyśmy i przedstawiłyśmy Wam pięć zupełnie różnych filmów. W tym tygodniu organizatorzy projektu ogłosili jego zakończenie i podali zwycięski film.

Największą średnią ocen uzyskało Między słowami7,36/10

Musimy przyznać, że nie był on naszym faworytem. Dla przypomnienia: recenzję znajdziecie TUTAJ



W projekcie łącznie z nami wzięło udział 12 blogów, choć niektórzy ocenili tylko część filmów, a nie całą piątkę.

Oto jak wygląda końcowy ranking:

1.       Między słowami7,36/10 (11 głosów), nasza ocena: 6/10
2.       Dzwonnik z Notre Dame7,29/10 (12 głosów), nasza ocena: 8/10
3.       Chicago 6,71/10 (12 głosów), nasza ocena: 8/10
4.       Gra pozorów6,16/10 (10 głosów), nasza ocena: 7/10
5.       Ukryte pragnienia4,5/10 (11 głosó), nasza ocena: 7/10

Dla porównania zamieściłyśmy też nasze oceny, bo jak widać, w niektórych przypadkach znacznie się różnią od średnich.

Gdybyście chcieli przeczytać dokładne przemyślenia i dalsze plany organizatorów Projektu Kino, to znajdziecie je klikając TUTAJ

środa, 12 grudnia 2012

Uprowadzona 2 / Taken 2

To oczywiste, że tradycyjne kino sensacyjne jest zazwyczaj w 100% zapełnione dynamiczną akcją, pościgami, strzelaniną, wybuchającymi samochodami, walkami  wręcz itp. itd. Niestety filmy typu „zabili go i uciekł” mnie częściej denerwują, niż zachwycają. Co prawda w Uprowadzonej 2 można by stwierdzić, że główny bohater nie uciekał pośmiertnie, ale to  tylko dlatego, że on sam (jeden przeciwko całemu gangsterskiemu światu) potrafił pozabijać wszystkich dookoła.



Film jest kontynuacją Uprowadzonej z 2008 roku. Tamta część spodobała mi się tak bardzo, że widziałam ją już kilka razy. Liam Neeson, jako niezwyciężony Bryan Mills, nawet mnie nie denerwował,  bo cały scenariusz był  zaskakująco interesujący. Kiedy szłam do kina na Uprowadzoną 2 spodziewałam się, że trudno będzie dorównać poziomem jedynce. Niestety się nie pomyliłam, a co gorsze przyszło mi do głowy jedno, nieciekawe podsumowanie: odgrzewane kotlety.

Obie części różnią się w zasadzie tylko tym, że zostały odwrócone role głównych bohaterów. Wcześniej to były agent CIA – Mills (Neeson) ratował swoją porwaną córkę, a teraz to ona będzie pomagać  rodzicom. Po wcześniejszych zawirowaniach miłosnych Mills i jego była żona Lenore (Famke Janssen), a obecna… chyba  przyjaciółka? jadą ze swoją córką Kim (Maggie Grace) na wakacje do Stambułu. Tutaj akcja się zagęszcza, bo byłe/aktualne małżeństwo zostaje uprowadzone przez ojca pewnego bałkańskiego porywacza, którego Mills zabił w pierwszej części.

Liam Neeson jako Bryan Mills

Famke Janssen - jako ex żona / aktualna przyjaciółka filmowego Millsa

Maggie Grace - jako sprytna i zdolna córka - Kim 

Niby fabuła została przedstawiona zgodnie z założeniami kina sensacyjnego, ale mimo wszystko to podobieństwo obu filmów jest tak rażące, że aż nudne. Znów widzimy niezwykle sprytnego, odważnego, silnego, sprawnego i w ogóle naj naj naj – byłego agenta, który jest gotowy zrobić wszystko dla swojej rodziny. Znów widzimy detektywistyczne gadżety i sztuczki, które jak się okazuje, są w rzeczywistości tak banalnie proste, że potrafi je wykorzystać nawet niedoświadczona nastolatka (czyli Kim). Znów też widzimy pościgi, strzelaniny i walkę z czasem. A na deser twórcy znowu zaserwowali nam zupełnie tandetne zakończenie, które jest tak przewidywalne, że nawet spojlery nie są tutaj potrzebne. Zapewne sami się domyślacie, jak ta historia się kończy. 

Zazwyczaj staram się też wymienić choć kilka rzeczy, które mi się podobały w filmie. Zastanawiam się właśnie co by akurat tutaj napisać i wymyśliłam na razie jedno: ładnie się prezentował Stambuł i chętnie bym go zwiedziła.


Jeśli ktoś się znudzi fabułą, to będzie mógł chociaż popodziwiać piękny Stambuł.

Wątpię jednak, żeby reżyser (Olivier Megaton) realizując ten film, chciał przede wszystkim zachęcić widzów do wycieczki do najludniejszego miasta Turcji. W sumie, nie wiem co chciał nam pokazać, bo nie pokazał niczego innego, niż to co już nam zaprezentował reżyser Uprowadzonej w 2008 roku (Pierre Morel). 



niedziela, 9 grudnia 2012

12 mężczyzn z kalendarza / 12 men of Christmas

Kontynuujemy naszą serię świątecznych filmów. Nie mogę dodać ''najlepszych'' bo w tym przypadku w porównaniu do ostatniego posta (i Holiday) spadamy w dół. Przez przypadek natrafiłam na ten nijaki film i postanowiłam obejrzeć przy okazji Filmowego Odliczania do Świąt ILWM.


Właściwie okazało się, mimo opisu, że nie jest to świąteczny film, ale klimat Bożego Narodzenia pojawia się w tle.

Fabuła kręci się wokół specjalistki od reklamy, która w naciąganych okolicznościach ląduje w małej miejscowości w Montanie, gdzie dostaje za zadanie rozreklamowania miasta na przyjazd dużych szych.Właściwie nie wiemy czy jej się tam podoba czy nie, bo w filmie nie jest to jednoznacznie ukazane. Nie wiemy też czy zakochuje się w jednym facecie, czy nie bo to też jest niedomówione  Nie wiemy czy inny ją zdradza czy nie... itd. Jednym słowem: fabuła jest bardzo niekonkretna i niekonsekwentna. Scenarzysta wypisał sobie kilkanaście wątków, i niestety potem postanowił złączyć je w jednym filmie. Mamy wiec historię miłosną głównej bohaterki, jej karierę, problemy z byłym narzeczonym, kłopoty z byłą szefowa, trudności dostosowania się do nowych warunków, co roczne samotne święta... Uwierzcie, ze długo można by jeszcze wymieniać. Pomyślicie: rozwinięta fabuła, jednak została ona tak poprowadzona, ze nic nie trzyma się kupy i żaden watek nie został doprowadzony do końca. Od początku zastanawiamy się; co w tym filmie jest nie tak?

Bohaterka postanawia rozreklamować miejscowość kalendarzem z nagimi, czołowymi mężczyznami miasta. Jak się domyślacie występują z tym liczne trudności, ale na końcu udaje się wszystko zorganizować. Myślałam, ze skoro to nagi, męski kalendarz to chociaż będzie na co popatrzeć, ale niestety.

Jest to jeden z tych filmów, które zapominamy w trakcie przesuwania się napisów końcowych. Bardzo nijaki.

Staram się być daleka od stereotypowego myślenia ale przy tej produkcji się nie da. Kristin Chenoweth gra tutaj typową blondynkę. Po kilku miesiącach wciąż myli trasę do pracy, na wspinaczkę górską ubiera się w szpilki, w połowie schodzenia z 30 metrowej góry zatrzymuje się, jęczy i nikt nie wie dlaczego. Ktoś tu próbował zrobić remake Legalnej Blondynki, ale niestety, nie wyszło. Karierowiczka i spec od PR oraz pusta idiotka w jednym mnie nie przekonały.


I jeszcze te przesłodzone, romantyczne sceny całowania. Kobietka wygląda jakby wstrzyknęła sobie litr botoksu, nad nią czuwa wysoki, przystojny brunet, a jak się całują to w tle widać górski łańcuch, przyprószony śniegiem, gdzie akurat zachodzi słońce.

Jeżeli zależy Wam na wczuciu się w świąteczny klimat - odradzam. Ten film naprawdę jednym słowem można opisać jako ''nijaki''. Ale spokojnie, nasza redakcja poleci Wam jeszcze nie jedną produkcją spełniającą kryterium prawdziwe świątecznej.

Moja ocena: 5/10.

sobota, 8 grudnia 2012

Dwoje do poprawki / Hope springs

Moja ciekawość odnośnie tego filmu sięgała naprawdę wysoko. Jak stworzyć film o kryzysie starszej pary, który nie byłby nudny po 5 minutach? W dodatku kręcony głównie w pokoju hotelowym i u terapeuty? Reżyser David Frankel i scenarzystka Vanessa Taylor pokazali, ze na te pytania jest kilka prostych odpowiedzi:


Przede wszystkim oscarowa obsada. Główne role zagarnęły największe gwiazdy Hollywood: Meryl Streep i Tommy Lee Jones. W 100 minutach filmu pokazują cały kunszt aktorski. Jeżeli są skrępowani to my czujemy to wyraźnie oglądając ten film, ściska nas w dołku i myślimy: No dalej, zróbcie coś z tym - jakbyśmy tam byli. Czujemy towarzyszący bohaterom smutek i bezradność. Można powiedzieć, ze emocje wylewają się nam z ekranu. Współczujemy Kay, która cholernie stara się naprawić relację z mężem i wkurza nas Arnold, gdy tłumi te starania w zarodku. Jednocześnie twórcy pokazują, ze wina nigdy nie leży po jednej stronie. Niektóre rzeczy po postu nie są wypowiadane na głos, co może rodzic konflikty.


Po drugie: seks. Można by pomyśleć  ze film traktujący o starszej parze w kryzysowym momencie swojego małżeństwa będzie grzeczny i ułożony, bo taki stereotyp panuje w odniesieniu do starszych osób. A tu: niespodzianka. Problemy łóżkowe pokazane są tu na równi z emocjonalnymi. Męzczyzna skarży się na niespełnione fantazje, a kobieta czytuje seks-wskazówki (ha! Pewnie myśleliście, ze napisze coś w stylu: ''potrzebuje więcej miłości''? Nic z tych rzeczy!). Problem seksu jako nie atrybut młodych a aktualny w każdym wieku - oryginalnie i smacznie.

Zachwycająca Meryl Streep1
Mimo, ze mamy do czynienia z dramatem nie brakuję scen komediowych, co odciąża trochę naszą psychikę po dawce smutnych ujęć.

Wzruszenia? Jasne! Przecież gra tam NAJLEPSZA aktorka na świecie - Meryl Streep. Genialnie pokazała emocje towarzyszące wielu kobietom na całym świecie  które boją się je wyartykułować  Dodatkowo w filmie tym prezentowała się ona niezwykle dobrze. Jest typowym przykładem na to  ze kobieta jest jak wino - im starsza tym piękniejsza.. i bardziej utalentowana :)

Jednak głównym powodem dla którego warto obejrzeć tą produkcję (albo podrzucić ją rodzicom) jest aktualność pokazanych w nim problemów. Problemów  z którymi boryka się wiele małżeństwa. W pewnym momencie filmu czujemy się jakbyśmy to my siedzieli na kozetce, a pytania stawiane przez terapeutę (w tej roli Steve Carell) były adresowane do nas. Kłopotów, które można rozwiązać teraz i już, nie czekać jak filmowe postaci kilkanaście lat. Podobał mi się przekaz tego filmu, który mówił o tym, ze droga do najzwyklejszego na świecie dotyku może nie być wcale taka łatwa jak nam się wydaję.


Scenariusz i dialogi to najmocniejszy atut tego filmu. Mimo, iż zdarzają się momenty ''przeciągnięte'', to i tak polecam Wam tą produkcję! Moja ocena; 7,5/10!