piątek, 21 grudnia 2012

2012

Mam nadzieję, że zdążycie przeczytać ten post jeszcze przed Apokalipsą. Pozdrawiam wszystkie osoby w schronach, bunkrach, oraz te, które tak jak ja siedzą spokojnie w domu wierząc, że nic złego się dzisiaj nie stanie:)


Film ''2012'' możemy spokojnie potraktować jako proroctwo z 2009 roku, tego co miało się stać dzisiaj, jednak doniesienia ze świata mówią, że twórcy dość mocno przesadzili.

Film możemy spokojnie określić jako ''typowo amerykański''. Niestety z nachyleniem na negatywne znaczenie tego sformułowania. Trochę drażnić może ta wszech amerykanizacja.  Mamy bohatera i antybohatera, Prezydent USA okazał się człowiekiem niezwykle szlachetnym, który niczym kapitan statku - opuszcza pokład jako ostatni.  Mamy pokazane egoistyczne jednostki, jednak dobro nad nimi zwycięża. Wiele scen jest bardzo, BARDZO naciąganych. Zwłaszcza te, w których główni bohaterowie uciekają przed walącymi się budynkami, wybuchami, wodą. Kilkadziesiąt razy w filmie ocierają się o śmierć, i mimo, że film jest długi (2 godziny, 31 minut) to i tak sami przyznacie, że to trochę dużo. Amerykanom udaje się też wyeliminować ostatnich Rosjan, zostaje tylko Prezydent i Premier, ale co oni tam mogą na statku pełnym mieszkańców USA. Film jest rażąco proamerykański, dla fanów takiego ''gatunku'' będzie to nie lada gratka.


Absolutnym atutem tego filmu, i powodem, dla którego musicie go zobaczyć są efekty specjalne  No i tu mamy XXI wiek. Przekroje samych wieżowców walących się jak domki z kart, trzęsienia ziemi, czarne dziury, urwiska, kłęby dymu, pękająca kopuła ziemska - wszystko ukazane z niezwykłą dbałością o każdy szczegół. Film kosztował 200 milionów dolarów, zyski z jego oglądalności wyniosły bagatela czterokrotnie więcej.

Osobą, która uratowała nie tylko własną rodzinę, ale i całą arkę ludzi okazał się Jackson Curtis, grany przez Johna Cusack'a. Zagrał poprawnie. Okazał się prawdziwym bohaterem. To on właśnie miał zginąć w filmie kilkadziesiąt razy, ale najwidoczniej urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Mnie jego szczęście powoli zaczynało drażnić, po 20 razie. Swoją drogą miał podobnie jak bohater Apocalypto, ale o tym kiedy indziej.


Mnie natomiast najbardziej podobała się gra Yuri Karpova i Johanna Urba, którzy grali dwójkę Rosjan. Ich postaci były o wiele bardziej interesujące niż te pierwszoplanowe. Szkoda, że wątek Sashy zakończył się tak szybko i gwałtownie.

Nie jest to może najważniejsza rzecz w tym filmie, ale sprawdziły się przewidywania twórców odnośnie głów państwa w 2012 roku. Prezydent USA jest czarny, kanclerz Niemiec do złudzenia przypomina Angelę Merkel itd.

Zauważyliście, że w wielu amerykańskich filmach jest tak, że jeżeli scenarzysta nie wie co począć dalej z konkretną postacią to ją zabija? Postać Gordona chyba nikomu nie przeszkadzała, związek z żoną głównego bohatera był dość wiarygodny, ale najwidoczniej przeszkadzał on w historii miłosnej, więc go wyeliminowano.

Pozostali bohaterowie wiarygodni, dość składna fabuła, choć naciągana.  Świetne efekty. Film jednak trąci lekką banalnością  jeżeli chodzi o scenariusz. Kilka wątków zapominamy już przy okazji napisów końcowych (i włączanej wtedy banalnej, romantycznej piosence pop - WTF?) Ocena: 7/10.

Patrzę za okno i u mnie na razie spokojnie.
Jeżeli chcecie przeżyć dzisiejszy dzień to wg twórców ''2012'' powinniście:
1. Mieć świetną limuzynę.
2. Miliard euro na łebka za miejsce w schronie, albo odpowiednie znajomości.
3. Najlepszy na świecie odrzutowiec, najlepiej gdyby w środku nie zabrakło Bentleya z funkcją głosową.
4. Mile widziana umiejętność pływania.


2 komentarze:

  1. Świetna recenzja. Pozdrawiam ze schronu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Możesz wyjść, sprawdziłam i na zewnątrz nic się nie dzieje:) Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń