niedziela, 9 grudnia 2012

12 mężczyzn z kalendarza / 12 men of Christmas

Kontynuujemy naszą serię świątecznych filmów. Nie mogę dodać ''najlepszych'' bo w tym przypadku w porównaniu do ostatniego posta (i Holiday) spadamy w dół. Przez przypadek natrafiłam na ten nijaki film i postanowiłam obejrzeć przy okazji Filmowego Odliczania do Świąt ILWM.


Właściwie okazało się, mimo opisu, że nie jest to świąteczny film, ale klimat Bożego Narodzenia pojawia się w tle.

Fabuła kręci się wokół specjalistki od reklamy, która w naciąganych okolicznościach ląduje w małej miejscowości w Montanie, gdzie dostaje za zadanie rozreklamowania miasta na przyjazd dużych szych.Właściwie nie wiemy czy jej się tam podoba czy nie, bo w filmie nie jest to jednoznacznie ukazane. Nie wiemy też czy zakochuje się w jednym facecie, czy nie bo to też jest niedomówione  Nie wiemy czy inny ją zdradza czy nie... itd. Jednym słowem: fabuła jest bardzo niekonkretna i niekonsekwentna. Scenarzysta wypisał sobie kilkanaście wątków, i niestety potem postanowił złączyć je w jednym filmie. Mamy wiec historię miłosną głównej bohaterki, jej karierę, problemy z byłym narzeczonym, kłopoty z byłą szefowa, trudności dostosowania się do nowych warunków, co roczne samotne święta... Uwierzcie, ze długo można by jeszcze wymieniać. Pomyślicie: rozwinięta fabuła, jednak została ona tak poprowadzona, ze nic nie trzyma się kupy i żaden watek nie został doprowadzony do końca. Od początku zastanawiamy się; co w tym filmie jest nie tak?

Bohaterka postanawia rozreklamować miejscowość kalendarzem z nagimi, czołowymi mężczyznami miasta. Jak się domyślacie występują z tym liczne trudności, ale na końcu udaje się wszystko zorganizować. Myślałam, ze skoro to nagi, męski kalendarz to chociaż będzie na co popatrzeć, ale niestety.

Jest to jeden z tych filmów, które zapominamy w trakcie przesuwania się napisów końcowych. Bardzo nijaki.

Staram się być daleka od stereotypowego myślenia ale przy tej produkcji się nie da. Kristin Chenoweth gra tutaj typową blondynkę. Po kilku miesiącach wciąż myli trasę do pracy, na wspinaczkę górską ubiera się w szpilki, w połowie schodzenia z 30 metrowej góry zatrzymuje się, jęczy i nikt nie wie dlaczego. Ktoś tu próbował zrobić remake Legalnej Blondynki, ale niestety, nie wyszło. Karierowiczka i spec od PR oraz pusta idiotka w jednym mnie nie przekonały.


I jeszcze te przesłodzone, romantyczne sceny całowania. Kobietka wygląda jakby wstrzyknęła sobie litr botoksu, nad nią czuwa wysoki, przystojny brunet, a jak się całują to w tle widać górski łańcuch, przyprószony śniegiem, gdzie akurat zachodzi słońce.

Jeżeli zależy Wam na wczuciu się w świąteczny klimat - odradzam. Ten film naprawdę jednym słowem można opisać jako ''nijaki''. Ale spokojnie, nasza redakcja poleci Wam jeszcze nie jedną produkcją spełniającą kryterium prawdziwe świątecznej.

Moja ocena: 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz