czwartek, 29 marca 2012

Pręgi


O czym jest ten film można napisać w jednym zdaniu : opowiada on o trudnym dzieciństwie i jego wpływie na dorosłe życie pewnego mężczyzny – Wojciecha.



Być może przyczyną mojego sceptycznego stosunku do tego filmu jest to, że kilka dni wcześniej oglądałam Dom zły… a historie dwóch patologicznych rodzin (w ciągu kilku dni) są zdecydowanie przytłaczające. Po seansie miałam  w głowie jedno podsumowanie: ALE TO BYŁO MĘCZĄCE.

Jednak na pewno nie mogę napisać, że film był mdły, a to dlatego, że wywołał u mnie kilka refleksji.  
- Pierwsza – po słowach ojca Wojciecha: „Za sprawiedliwą karę należy się takie samo podziękowanie jak za sprawiedliwą nagrodę.”  Cytat całkiem sympatyczny, ale nie w kontekście sceny podczas której został wypowiedziany. Ojciec najpierw zbił małego Wojtka, a następnie czekał na podziękowania za to, ponieważ jego zdaniem, ten atak agresji był uzasadniony. Napisałam, że jego zdaniem, ponieważ  moim – nie. Dlaczego? Warto zobaczyć samemu i ocenić.
- Druga – po scenie, w której Wojtek spowiada się z tego, że się masturbuje, a następnie znów zostaje pobity przez ojca, ponieważ dowiedział się on o wszystkim od księdza. Zastanawia mnie jak często „spowiedź – podaj dalej” czy „spowiedź – głuchy telefon” mają miejsce, czy w ogóle mają? Czytałam też, że filmy, w których przedstawia się kościół w negatywnym świetle mają szansę na większy sukces na świecie. Niestety trudno ocenić, kiedy to światło jest negatywnie zakłamane, a kiedy negatywnie prawdziwe.
- Kolejna – Gdy oglądam na youtube stare teledyski np. Lady Pank ( ich Fabryka małp znalazła się w filmie) czytam różne pozytywne komentarze, w których internauci wychwalają minione, świetne czasy. Jednak gdy później oglądam Pręgi ,a w nich scenę -dobrze znaną z różnych filmów- w której nauczycielka bije uczniów po rękach, dochodzę  do wniosku, że w każdych czasach można znaleźć i mnóstwo pozytywów i równie dużo negatywów.

 Choć to wywoływanie refleksji u widza można uznać za zaletę filmu, to minusem jest to, że refleksje te nie zawsze są lekkie i przyjemne, dlatego jeśli ktoś ma ochotę zapaść w depresję – gorąco polecam Pręgi! 

sobota, 24 marca 2012

Pogorzelisko



Są filmy, w które pakuje się grube miliony, następnie rzuca jeszcze kilka na reklamę i mamy ''hit''. Z drugiej strony mamy filmy, które umykają nam w danym roku, mimo tego, ze są bardzo dobre, ale nie mają w sobie nic z komercji. I takim filmem jest Pogorzelisko z 2010 roku.

Tytuł nawiązuje do sytuacji w Libanie, który stał się już teraz tylko cieniem dawnej świetności. Film w tle mówiący o wojnie i jej brutalności porusza ważną kwestię w życiu każdego człowieka, kwestie prawdy. Od razu pragnę nadmienić, że to jeden z lepszych scenariuszy jakich realizacje widziałam. Ogromne brawa dla scenarzysty i reżysera w jednym: Denisa Villeneueve'a.

Dwójka dorosłych ludzi: Simon i Jeanne próbuje spełnić ostatnia wole matki zawartą w testamencie. Nie dość,  że poznają przerażającą prawdę o własnej matce to jeszcze dowiadują się co nie co o sobie. I to zamienia ich dotychczasowe życie w tytułowe pogorzelisko. Prawda bywa okrutna.

Film jest długi, skomplikowany ale jest pierwszorzędny. Musicie go zobaczyć z jednego powodu - zakończenie jest genialne. Obraca w proch całą konwencję, a według mnie jest to podstawowy warunek dobrego filmu. I za to kocham kino francuskie.

Ten film będzie w Was siedział długi czas. Zobaczycie prawdziwa patologię, chora sytuacje z której nie ma wyjścia.

Film daje do myślenia w sensie własnych działań i ich konsekwencji, o których mało kto myśli. A świat jest zaskakująco mały.

czwartek, 22 marca 2012

Orły 2012


Najważniejsze nagrody filmowe w Polsce – Orły – już za nami. W poniedziałek poznaliśmy zwycięzców  roku  2011. Początkowo gala była planowana na 5 marca, jednak z powodu żałoby narodowej rozdanie nagród zostało przełożone.

Jak zwykle najwięcej emocji wzbudzała kategoria Najlepszy Film. Tutaj nominację zdobyły trzy tytuły: Sala samobójców, Róża, W ciemności. Reżyserzy tych trzech filmów zostali kandydatami do nagrody w kategorii Najlepsza Reżyseria (odpowiednio: Jan Komasa, Wojciech Smarzowski, Agnieszka Holland).
Wielkim triumfatorem wieczoru okazali się twórcy Róży,  zdobywając aż sześć statuetek, w tym te najważniejsze, wymienione wyżej. Zaskakująco, W ciemności (film, który jak pamiętamy był nominowany w tym roku do Oscara za Najlepszy Film Nieanglojęzyczny) zdobył tylko trzy nagrody, ale w tym jedną z ważniejszych, czyli za Najlepszą główną rolę męską - Orła dostał Robert Więckiewicz.
Od 2008 roku Pierwszym Prezydentem Polskiej Akademii Filmowej (PAF), która przyznaje nagrody, była Agnieszka Holland (od tego roku zastąpi ją Dariusz Jabłoński). Ciekawym akcentem gali była właśnie krótka przemowa Holland, która stwierdziła, że "Orły są lepsze od Oscarów" z trzech powodów: trwają krócej, są nominowane lepsze filmy, a prowadzący – Maciej Stuhr – ma lepsze poczucie humoru, niż Billy Crystal. Porównując obie tegoroczne uroczystości, muszę stwierdzić, że coś w tym jest J Jako dowód trzeciego argumentu załączam rozmowę Macieja z Dominikiem (ze Sali Samobójców).

Choć i tak fenomenem internetu była prezentacja filmów nominowanych w 2010 roku. Można ją zobaczyć m.in.na youtube: ORŁY 2010 - NOMINACJE BEZ CENZURY
Lista wszystkich zwycięzców ostatnich Orłów:
Najlepszy Film : "Róża"

Najlepsza Reżyseria: Wojciech Smarzowski - "Róża"

Najlepsza główna rola kobieca: Agata Kulesza - "Róża"

Najlepsza główna rola męska: Robert Więckiewicz - "W ciemności"

Najlepszy scenariusz: Michał Szczerbic - "Róża"

Najlepsze zdjęcia: Jolanta Dylewska - "W ciemności"

Najlepsza drugoplanowa rola kobieca: Kinga Preis -  "W ciemności"

Najlepsza drugoplanowa rola męska: Jacek Braciak - "Róża"

Nagroda publiczności: "Róża"

Najlepsza scenografia: Katarzyna Sobańska i Marcel Sławiński - "Młyn i Krzyż"

Najlepsze kostiumy: Dorota Roqueplo - "Młyn i Krzyż"

Najlepsza muzyka: Michał Lorenc - "Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł"

Najlepszy dźwięk: Katarzyna Dzida-Hamela i Jacek Hamela - "Róża"

Najlepszy montaż: Bartosz Pietras - "Sala samobójców"

Odkrycie roku: Jan Komasa za reżyserię filmu "Sala samobójców"

Najlepszy Film Europejski: "Jak zostać królem"

Nagroda za osiągnięcia życia: Janusz Majewski


sobota, 17 marca 2012

The devil inside me


Moja wczorajsza wyprawa do kina zaowocowała kilkoma refleksjami i przepisem na recenzję, którą teraz tu zamieszczę. Jako, ze w kinie grają teraz Kac Wawa, więc jako szanujący się filmoholik wybrałam Demony. Wybór tłumaczony był tym, ze w kinie horrory zawsze wydaje się straszniejsze a opis filmu ciekawił.

Film w pierwszy weekend w Ameryce zarobił 15 mln dolarów, zrealizowany był za niecały milion (nie wiem czy jest się czym chwalić, Paranormal Acticity  ponoć kosztowało 20 tys. $), i jak na film nisko budżetowy jest on zrobiony dobrze.

Demony to pseudodokument. Opowiada historię dziewczyny, której matka zabiła trzy osoby podczas wykonywanych na niej egzorcyzmów. Następnie matka ta wylądowała w szpitalu psychiatrycznym w Rzymie dokąd udaje się Isabelle aby rozwikłać tajemnice opętania matki. Poznaje tam dwóch księży, którzy sprzeciwiając się Kościołowi katolickiemu maja zbadać przypadek jej matki i ewentualnie dokonać na niej egzorcyzmów.

Film ponawia tematykę Egzocyzmów Emily Rose. I w porównaniu do Demonów, Egzorcyzmy to Wieczorynka. Jeżeli ktoś lubi taką tematykę filmu to na pewno nie wyjdzie z kina niezadowolony (mimo niechlubnych filmowi recenzji). Znajdziemy tu dużo scen opętania, wyginających się pod dziwnymi kątami ciał, ludzi mówiących w innych języka itd. Dodatkowo dowiemy się, ze diabeł potrafi się przenosił z osoby na osobę i to jest jeden z ciekawszych wątków filmu.

Minusem tego filmu była naiwnośc głównej bohaterki. Wiara w to, ze jej matka jest normalniejsza niż się wydaje i przypomni sobie ukochana córeczkę. Bez mrugnięcia wchodzi ona do pokoju gdzie grasuje diabeł i rozmawia z opętana matką jakby siedziały przy weekendowym śniadanku. Film też na pewno mało kto uzna za arcydzieło, jednak dla lubiących tą tematykę może on się okazać nie lada gratką. Nie epatuje on też bezsensownym rozlewem krwi, wszystko pozostaje w granicach. Na niektóre sceny ciężko było patrzeć, chodzi mi o te, gdzie opętana dziewczyna wykręca sobie nogę na wszystkie strony. Inne zaś były  zaskakujące (typowe dla horroru - rozluźniasz się, a tu nagle BACH) W filmie brakuje jednak pewnej logiki, jeden z księży potwornie boi się ekskomuniki za to, ze dokonuje nielegalnych egzorcyzmów.... to dlaczego bierzesz udział w filmie dokumentalnym GOD DAMMIT?! Poza tym motyw wujka Księdza nr 2 jest nie jasny.

Jedno Demonom trzeba oddać, zmuszają do myślenia. Głównie o tym, czy wierzymy w opętanie czy nie. Czy uważamy, ze jedne osoby są na nie bardziej odporne (film pokazuje, ze nie ma to znaczenia kto jaki jest, wszystkich moze trafić)?

Podsumowując: wierzą, ze mój wybór filmu był trafny maja na uwadze inne do wyboru. Nie żałuję kilkunastu złotych na bilet i bardzo ciekawa jestem dalszych, może Waszych recenzji na temat tego obrazu. Pozdrawiam!

P.S Nie mogę doczekać chwili pojawienia się Kac Wawa w internecie i mojej soczystej krytyki po jego obejrzeniu:)

poniedziałek, 12 marca 2012

Mój tydzień z Marilyn


Biograficzny, Dramat, 2012

Biografie i filmy oparte na prawdziwych wydarzeniach to zdecydowanie moje ulubione kategorie. Przecież najlepsze scenariusze pisze życie, a ja się z tym zgadzam w 100%.



To prawda, że nawet najlepszy scenarzysta, reżyser, obsada i cała reszta ekipy filmowej nie są w stanie opowiedzieć w 1,5 h wszystkich szczegółów z życia jakiejkolwiek osoby. Jednak taki właśnie film może być bakcylem do tego, by zacząć się interesować losami danej postaci i po zakończeniu seansu mieć ochotę dowiedzieć się o niej jak najwięcej.  Jeszcze większym sukcesem jest sytuacja, w której znanego nam wcześniej bohatera zaczynamy odtąd postrzegać w zupełnie innym świetle. Tak właśnie się czułam po obejrzeniu Mojego tygodnia z Marilyn. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym jak wyglądała praca na planie z „boginią seksu”. Monroe kojarzyła mi się z ładną buzią i białą sukienką. Aż tu nagle odkryłam, jak dużo zapału, pracy, serca  i nerwów wkładała ona w swój zawód.  Marilyn dogłębnie analizowała każdą postać, którą miała zagrać, a  aktorstwa nie utożsamiała z udawaniem. Jeśli nie rozumiała kontekstu, uczuć, myślenia granej przez siebie postaci – nie było szans na realizację filmu. Jednak prywatnie była toksyczna, zarówno psychicznie, jak i fizycznie; zarówno dla siebie, jak i dla otoczenia.


Kilka dni temu rozmawiałam na ten temat z moją współblogerką (pozdrawiam LBDJ ). Zachwycałam się wtedy grą Meryl Streep w Żelaznej damie i powiedziałam, że moim zdaniem, to było prawdziwe aktorskie wyzwanie. Uważałam, że Marilyn Monroe była tak charakterystyczną osobą, że wystarczy założyć blond perukę, przykleić pieprzyk nad ustami i zalotnie się uśmiechnąć, a wszyscy i tak od razu rozpoznają o kogo chodzi. Teraz mogę stwierdzić, że myliłam się PRZEOGROMNIE! Michelle Williams wykonała naprawdę trudne zadanie. Do perfekcji opanowała sposób poruszania się, mimikę, gesty, ale przede wszystkim mowę i głos, złudnie podobne do oryginału (nie mam pojęcia jak aktorzy potrafią tak bardzo zmieniać nawet barwę głosu!). O tym jak wiele ta rola zmieniła w  życiu Williams można przeczytać w aktualnym numerze Filmu – artykuł Elżbiety Ciapary i Anity Zuchory: Zdolne brzydkie kaczątka.






Jednak na sukces filmu nie zapracowała tylko główna aktorka, a cała obsada, m.in. Eddie Redmayne w roli młodego Colina Clarka, który spędza z Marilyn tytułowy swój tydzień. Warto też wspomnieć o Emmie Watson. Choć w filmie nie zagrała bardzo znaczącej roli, to widać, że stara się za wszelką cenę zerwać z wizerunkiem Hermiony z serii o Harrym Potterze.

Michelle Williams i Eddie Redmayne

Podoba mi się także pomysł na to, by film obejmował tematyką tylko tydzień z życia bohaterki. Dzięki temu, trudno jest zarzucić twórcom, że pominęli jakieś istotne elementy z życiorysu Marilyn Monroe. Jednak mimo wszystko można się spotkać z opiniami, że kobieta ta nie była przesadnie utalentowana, że współpraca z nią była koszmarem (tak dużym, że reżyser Laurence Olivier był zdruzgotany jej brakiem profesjonalizmu i po Księciu i aktoreczce nie wyreżyserował już ani jednego filmu) itp. itd., więc film, o którym piszę jest jednym wielkim zakłamaniem. Tylko skąd my możemy teraz wiedzieć jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości? Warto pamiętać, że zawsze jest tyle wersji danego wydarzenia, ile osób o nim opowiada, a prawda i tak leży pośrodku. Dlatego zachęcam do oglądania filmu i wypracowania własnego zdania na ten temat J


czwartek, 8 marca 2012

Kobieta, koc i pudełko czekoladek czyli o komediach romantycznych.

Dziś Dzień Kobiet, i jako, ze kobiety + filmy kojarzą nam się głównie z przedstawicielkami płci pięknej zawiniętymi w koc, pożerającymi lody i oglądającymi romanse mam dla Was kilka komedii romantycznych! Nie tylko dla Pań.

1. Grease





John Travolta i Olivia Newton-John w kultowym filmie. Zwariowany musical osadzony w latach 70tych. Zasadniczo chodzi o to, że Sandy i Danny przeżywają płomienny, letni romans. Pod koniec wakacji zegnają się z rozrzewnieniem i niepotrzebnie, bo jak się potem okazuje - ona przenosi się do liceum, do którego chodzi chłopak. No i tu pojawia się problem, bo Danny to sprawiający wiecznie kłopoty, wagarujący playboy (przynajmniej takiego zgrywa) a ona to przykładna, pożądna uczennica. Docierają się przy akompaniamencie świetnych piosenek, a film, jak nie trudno się domyślić kończy się happy endem. Chociaż pewnie metamorfoza głównej bohaterki Was zaskoczy.

2. Jak stracić chłopaka w 10 dni





Andie to ambitna dziennikarka, która ma pomysł na porywający artykuł. Chce pokazać kobietom jakie najczęściej popełniają błędy w związkach i zakłada się, ze zdobędzie serce mężczyzny a potem zachowując się jak typowa kobieta straci go. Wykorzystując do tego Bena (w tej roli Matthew McConaughey więc chyba same rozumiecie dlaczego ten film trzeba zobaczyć koniecznie:)), który nie może sobie pozwolić na stratę dziewczyny. Konflikt interesów. Film pełen jest zabawnych momentów, główną rolę gra bardzo lubiana przeze mnie Kate Hudson i na prawdę musicie dowiedzieć się kim jest Księżniczka Sophia. Ale czy  film skończy się wielkim wyznaniem miłości na Moście Bruklińskim (ah ten romantyczny Nowy Jork) tego nie powiem;)

3. Dziś 13, jutro 30





Każda mała dziewczynka nie może doczekać się kiedy będzie na tyle duża by się malować, chodzić w szpilkach i modnych ciuchach. Niektóre dziewczynki pragną tego tak bardzo, że marzenie nagle się spełnia. Film opowiada o trzynastolatce, dość nielubianej, próbującej zaimponować rówieśniczkom (grupa czirliderek zwanych Świetną Szóstką, które według mnie nie mają czym imponowac), która w dość magicznych okolicznościach przemienia się w trzydziestoletnią karierowiczkę. Nie jestem pewna Jennifer Garner, nie wiem czy inna aktorka nie sprawdziła by się lepiej w tej roli, sami oceńcie. Za to mało znana Judy Greer swoją postać gra bardzo dobrze, na końcu nienawidzimy tej jędzy. Opowieść o tym, ze świat nie jest czarno biały, o ludzkich błędach, wieloletniej przyjaźni i o utraconej miłości, którą być może da się odzyskać. Kolejna zaletą tego filmu jest bardzo duża garderoba głównej bohaterki o której marzy nie jedna mała i duża dziewczyna, więc czemu nie dać się porwać w Dzień Kobiet?

4  Narzeczony mimo woli






Są trzy powody dla których musicie obejrzeć ten film, po pierwsze Sandra Bullock, po drugie Sandra Bullock i po trzecie humor. Opowieść o tym jak to ziejąca ogniem szefowa zmusza swojego podwładnego (Ryan Reynolds) do udawanego narzeczeństwa. Warto też wspomnieć o postaci granej przez Oscara Nuneza , która przewija się przez cały film w coraz to innym zawodzie (od striptizera po sprzedawcę na stacji benzynowej).  Jak zobaczycie rozbierającego się Ramona to będziecie wiedzieć dlaczego warto było o nim wspomnieć. Czy przeciwieństwa się przyciągną i czy szpilki to najlepsze buty na Alaskę? O tym dowiecie się  oglądając bardzo dobry The Proposal.

5. Mamma Mia





Czasem jest tak, ze przychodzisz do domu zmęczona/ony jak zbity pies. Nie masz ochoty na czytanie mądrych książek czy oglądanie rozwijających filmów dokumentalnych, wtedy pojawia się Mamma Mia. Film bardzo prosty, bardzo lekki i bardzo, bardzo przyjemny. Doskonała obsada: Meryl Streep i prześliczna, słodka Amanda Seyfried, nie mówiąc już o Piercie Brosnanie (co kto lubi). Słyszałam negatywną opinię jakoby w tym filmie było za dozo piosenek, odpowiadam: może dlatego, ze to musical. Z resztą, kto nie lubi piosenek Abby w na prawdę świetnym wydaniu? No właśnie:) O miłości w sposób rozśpiewany w letnim klimacie i z przepięknymi widokami (nie, nie chodzi o Brosnana!)

Filmy polecam wszystkim, którzy mają ochotę na małą dawkę romantyzmu. Jakie są Wasze ulubione komedie romantyczne?

I jeszcze z okazji Dnia Kobiet, od nas:




wtorek, 6 marca 2012

Rio de Anarchia


Miasto Boga – recenzja
Dramat, Brazylia, Francja, 2002



Nazwa tytułowego miasta zdaje się być absurdem. Miejsce, o którym mowa zdecydowanie nie przypomina raju. Film stanowi opowieść autentycznych wydarzeń, które miały miejsce na slumsach Rio de Janeiro. Motywem przewodnim jest wojna gangów związana z handlem narkotykami, prostytucją, przestępczością. Jeden z dwóch głównych bohaterów jest jednocześnie narratorem, który opowiada historię swoją i swojego kolegi. To samo miejsce i dwie zupełnie różne ambicje. Narrator, to chłopak o artystycznej duszy, który pragnie się wyrwać  z tego okrutnego miejsca i  profesjonalnie zająć się fotografią. Drugi  młody mężczyzna to przywódca gangu, postrach miasta i zdecydowanie czarny charakter.

Widz, który tak jak ja, o wojnie słyszał tylko z telewizji czy opowiadań, nie jest w stanie pojąć ogromu ludzkiego okrucieństwa i nienawiści. W Mieście Boga wszystkie chwyty są dozwolone. W filmie jasno i wyraźnie udowodniono, że są na świecie miejsca, które żądzą się swoimi niepisanymi prawami. Anarchia jest widoczna na każdym kroku. Panuje ten, kto ma lepszy refleks i szybciej chwyci za broń. Strasznie poruszył mnie fakt, że nawet dla małych chłopców priorytetem może być to, jak szybko uda im się współpracować z grupą przestępców. Im więcej osób zabiją , im więcej sprzedadzą narkotyków – tym lepiej i dumniej się czują. W swoich oczach są mężczyznami, pomimo tego, że mają kilka lub kilkanaście lat.




Choć Miasto Boga trwa długo, bo 130 minut, to akcja jest wartka i nie odczuwa się znużenia fabułą. Podobał mi się pomysł na początek filmu, do którego wracamy w końcowych scenach, wyjaśniających sytuację.  To prawda, że zabieg ten jest stosowany w wielu filmach, jednak w tym spodobał mi się on wyjątkowo. Być może dlatego, że główną rolę odgrywa w nim nie człowiek, a uciekający kurczak. Co ciekawsze, to wcale nie jest wątek humorystyczny!

Jeśli ktoś ma ochotę na lekkie, łatwe kino – nie polecam Miasta Boga. By zobaczyć ten film, lepiej przygotować się na mocne doznania i poruszające sceny. Wszystko przemawiało do mnie jeszcze bardziej, gdy miałam świadomość tego, że nie jest to historia wymyślona przez scenarzystę, a opowieść wzorowana na prawdziwych wydarzeniach. Daję 8/10.

                                            

niedziela, 4 marca 2012

Harry Potter i Węgorzowe Moczary


Tytuł jest mylący, bynajmniej nie chodzi o recenzje kolejnego filmu o Harrym, ale o ''Kobietę w czerni'', w którym gra znany nam z filmów o młodym czarodzieju Daniel Redcliffe. Przed obejrzeniem filmu zastanawiałam się, czy uda mu się wyjść z roli jaką grał przez ponad 10 lat. Czy nie jest trochę tak, ze mimo, iż wystąpił w kilku innych produkcjach oraz sztuce Equus (na pewno pamiętacie ten kontrowersyjny plakat z nagim Redcliffem) to i tak do końca kariery, nie będzie on utożsamiany TYLKO z młodym Potterem? Po obejrzeniu Kobiety w czerni nadal nie umiem opowiedzieć na powyższe pytania ale wydaje mi się, że na odpowiedź jest jeszcze za wcześnie.

O co chodzi w tym filmie? Arthur Kipps, młody prawnik (postać grana przez Redcliffa) przyjeżdża do miasteczka Crythin Gifford.aby uporządkować sprawy spadkowe swojej nie dawno zmarłej klientki. Dom, którego sprzedażą ma się zająć Kipps znajduje się na Węgorzowych Moczarach (na prawdę przesympatyczna nazwa okolicy). Oczywiście, jak nie trudno się domyślić posiadłość skrywa tajemnicę. Poza sekretem mamy tam tez upiorne lalki oraz bardzo dziwne maskotki z instrumentami (patrząc na nie myślimy kto coś takiego kupuje swojemu dziecku), które mają wprowadzić nas w odpowiedni klimat.  Reżyser James Walkins stawia na klasykę horroru. I tak mamy na przykład scenę, gdzie Kippins wchodzi do pokoju a tam kompletna cisza, wszystko w bezruchu, oprócz bujającego się fotela na środku pokoju. Fotel oczywiście jest pusty, nikt nam nie siedzi. 



Nie zobaczymy w tym filmie litrów krwi, latających ludzkich narządów czy wylatujących gałek ocznych. I na całe szczęście. Nie ma tu nic z Piły, Frontieres czy Ludzkiej Stonogi (nadal się zastanawiam w którym psychiatryku lecza scenarzystę tego ''dzieła''). Jest to dobry, staroświecki horror. Dom, w którym przebywa nasz bohater nawiedzany jest przed tytułową kobietę w czerni, nie raz w oknie pojawi się jej twarz, nie raz zobaczymy ją za przestraszonym Kippsem a nie raz w podłodze coś po prostu zaskrzypi. Film zaskakuje w najmniej spodziewanych momentach. Dodajmy do tego, ze każde dziecko, które zobaczy upiora (i tu plus dla charakteryzatorów bo aż trudno patrzeć na tą maszkarę) umiera w tragicznym wypadku.  Produkcję polecam wszystkim, którzy dość mają Horrorów XXI wieku i krwawych masakr. Film w odpowiednim tempie buduje napięcie, scena finałowa jest z dreszczykiem, a zakończenie? Nie spodziewane i w dobrym goście.



Jedyną rzeczą jakiej mi brakowało to przerażenia głównego bohatera, jego krzyków i ucieczki, ale to jest chyba domena horrorów. Nikt normalny nie wejdzie w zaułek pełen niebezpiecznych trupów (Silent Hill), czy nie zostanie w domu, o którym wszyscy dookoła wiedzą, że jest nawiedzony. Ale bez tego, nie mielibyśmy horroru. 

Czytałam, ze film w pierwszy weekend (w kinach od 2 marca) obejrzała zaskakująco duża liczba widzów. Nie wiem czy poszli tam przez dobre recenzje, czy przez chęć obejrzenia Redcliffa w nowej roli. Mam jednak nadzieje, ze tak jak i ja, nie byli rozczarowani.

piątek, 2 marca 2012

Endorfiny na gorąco


Recenzja filmu Czekolada



Na chandrę i zły humor, czekolada jest jak znalazł. I to nie tylko ta słodka, rozpływająca się w ustach, ale także Chocolat w reżyserii  Lasse’a Hallström’a.
Akcja filmu rozgrywa się w małym miasteczku we Francji, w roku 1960. Trochę tajemnicza ateistka, Vianne Rocher (w tej roli Juliette Binoche), przeprowadza się do tego poukładanego, religijnego, ale smutnego miejsca i postanawia po raz kolejny otworzyć sklep z czekoladą. Wędrówki z miejsca na miejsce z córką są pewnego rodzaju rytuałem, który trwa już kolejne pokolenie. Co z tego wyniknie tym razem? Warto zobaczyć.

Czekoladę trudno skategoryzować. Dramat? Nie sądzę… cały film jest utrzymany raczej w ciepłym tonie przypominającym bajkę lub baśń, w której jak zwykle pojawia się czarny charakter, który przechodzi cudowną przemianę.  Komedia? Znów nie sądzę… śmiać się do rozpuku zdecydowanie nie będzie z czego, co najwyżej można się uśmiechnąć pod nosem z rozrzewnieniem. Romans?  A to już troszkę bardziej, chociaż z drugiej strony jest to tutaj sprawa drugorzędna.

Jeśli ktoś jest na diecie, to radzę poważnie się zastanowić nad tym czy film, w którym czekolada gra pierwsze skrzypce jest trafnym wyborem. Może się okazać, że koncert jaki nam zgotuje Vianne jest zbyt kuszący i zagłuszy cichnące wyrzuty sumienia, które powstaną po zjedzeniu mleczno – kakaowej tabliczki. Sceny w kuchni, podczas przygotowywania tych słodyczy są ukazane w tak estetyczny i apetyczny sposób, że prawie czułam zapach tamtych przypraw i gotowej gorącej czekolady.

Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na grę aktorów. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona rolą małej Victoire Thivisol, która wcieliła się w postać córki głównej bohaterki, czyli w Anouk. Dziewczynka miała wówczas zaledwie dziesięć lat, a zagrała bardzo przekonywująco, rozumiejąc swoją rolę. Z kolei Johnny Depp  zadbał o ten romantyczny wydźwięk filmu. Choć jego rola nie była bardzo istotna, to producenci uznali (pewnie słusznie), że umieszczenie na plakacie jego zdjęcia z Binoche będzie zachętą jeszcze słodszą, niż bombonierka, którą je jej z rąk.

Pozostając w temacie Oscarów chciałabym także zaznaczyć, że Czekolada zdobyła w 2001 roku aż pięć nominacji do tej nagrody, w kategoriach: najlepszy film (D. Brown, K. Golden, L. Holleran), najlepsza aktorka pierwszoplanowa (Juliette Binoche), najlepsza aktorka drugoplanowa (Judi Dench), najlepszy scenariusz adaptowany (R.N. Jacobs), najlepsza muzyka oryginalna (R. Portman). Niestety film nie zdobył żadnej statuetki, ale pamiętajmy, że już sama nominacja (a właściwie aż pięć!) to ogromny sukces. 

Podsumowując, oceniam 8/10 za ciepły klimat, CZEKOLADĘ, zdjęcia ładnego francuskiego miasteczka i bajkową fabułę, która zapewniła relaks po ciężkim dniu.  


czwartek, 1 marca 2012

Oscary, Oscary i po Oscarach!


Oscary rozdane! Po przeczytaniu ostatniej notki na pewno wiecie, że nie jesteśmy zadowolone, że statuetki zgarnęły Artysta i Rozstanie. Tegoroczne wygrane nie były zaskakujące. Możliwe, że producenci Artysty zadbali o to, by film na pewno dostał Oscara, w końcu teraz do kin pogna tysiące, o ile nie miliony widzów, aby zobaczyć obraz oscarowy. Zwycięzcami nie okazał się ani Brad Pitt ani Holland. W dodatku Angelina Jolie, której w żaden sposób nie można odmówić talentu, na Gali prezentowała się mizernie i sprawiała wrażenie zagłodzonej. Ale ja skupię się na pozytywach.


Po pierwsze, ogromną radość sprawiła mi informacja, że złotego Oscara za role pierwszoplanową otrzymała Meryl Streep. I nie będę ukrywać, że ją uwielbiam!. Za humor, dystans do siebie i niesamowity talent aktorski, który mogliśmy podziwiać w Żelaznej Damie. Kilka dni przed Oscarami oglądając jedną z telewizji śniadaniowy usłyszałam jak wypowiadająca się komentatorka stwierdziła, ze Streep nie ma co liczyć na statuetkę bo ''nie bywa'' na salonach. Nie wiem od kiedy wpisane w zawód aktora jest bywanie wszędzie gdzie się da, udzielanie wywiadów dla tanich gazet czy dzielenie się szczegółami z życia prywatnego, ale jeżeli Meryl Streep szanuje swoją prywatność i tego nie robi, to dla mnie jest to kolejna jej zaleta. Swoją drogą to chyba domena polskich aktorów-celebrytów, niektórzy jeszcze nigdzie nie grali a już ich widać na warszawskich ''salonikach''. W każdym razie gratuluję Złotej Damie (czyż ta sukienka nie zachwyca?:)) i liczę na dalsze rol:e, które pokażą jej talent.





Po drugie: zwyciężczyni za rolę drugoplanową: Octavia Spencer. Jej zaskoczenie i przepełniona łzami radości przemowa były naprawdę wzruszające, a Oscar nie ma co okrywać, zasłużony. Aktorka wykazała się również dowcipem, jej pierwsze słowa po wejściu na scenę to: ''Dziękuje członkom Akademii za dobranie mi najgorętszego faceta tego wieczoru'' - oczywiście chodziło o Oscara. Za kulisami Spencer tłumaczyła, ze otrzymała owację na stojąco nie za to, ze świetnie zagrała, ale, że nie przewróciła się wchodząc na scenę. Jestem pewna, że nawet gdyby to zrobiła to wszyscy i tak by jej to wybaczyli, w końcu nie codziennie otrzymuje się pierwszego Oscara. Czego z głębi serca jej gratuluję.




Czymże był by komentarz do Oscarów gdyby nie padło coś o kreacjach na czerwonym dywanie. W tym roku mnie w większości nie zachwyciły. Ale oczywiście znajda się biało-złote perełki:)

    Meryl Streep oraz partnerka George'a Clooneya Stacy Keibler
 w bardzo modnym tego sezonu złocie. Obie piękne.

 Według mnie Królowa gali, bijąca wszystkie suknie na głowę,.Gwyneth Paltrow.



A o to pełna lista wygranych 2012:
NAJLEPSZY FILM
"Artysta"
NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY
Jean Dujardin - "Artysta"
NAJLEPSZA AKTORKA PIERWSZOPLANOWA
Meryl Streep - "Żelazna dama"
NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY
Christopher Plummer - "Debiutanci"
NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA
Octavia Spencer - "Służące"
NAJLEPSZA REŻYSERIA
Michel Hazanavicius - "Artysta"
NAJLEPSZY SCENARIUSZ ORYGINALNY
"O północy w Paryżu" - Woody Allen
NAJLEPSZY SCENARIUSZ ADAPTOWANY
"Spadkobiercy" - Alexander Payne, Nat Faxon, Jim Rash
NAJLEPSZY FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
"Rozstanie" - Asghar Farhadi
NAJLEPSZY FILM ANIMOWANY
"Rango"
NAJLEPSZE ZDJĘCIA
"Hugo i jego wynalazek" - Robert Richardson
NAJLEPSZE KOSTIUMY
"Artysta" - Mark Bridges
NAJLEPSZY MONTAŻ DŹWIĘKU
"Hugo i jego wynalazek" - Philip Stockton i Eugene Gearty
NAJLEPSZY DŹWIĘK
"Hugo i jego wynalazek" - John MidgleyTom Fleischman
NAJLEPSZA CHARAKTERYZACJA
"Żelazna dama" - Mark CoulierJ. Roy Helland
NAJLEPSZY FILM DOKUMENTALNY
"Undefeated"
NAJLEPSZA MUZYKA
"Artysta" - Ludovic Bource
NAJLEPSZA PIOSENKA
Bret McKenzie - "Muppety"
NAJLEPSZY KRÓTKOMETRAŻOWY FILM AKTORSKI
"The Shore"
NAJLEPSZY KRÓTKOMETRAŻOWY FILM DOKUMENTALNY
"Saving FaceDaniel JungeSharmeen Obaid-Chinoy
NAJLEPSZA KRÓTKOMETRAŻOWA ANIMACJA
"The Fantastic Flying Books of Mr. Morris Lessmore" - William Joyce
HONOROWY OSCAR
James Earl Jones i Dick Smith, Nagrodę Jean Hersholt Humanitarian Award otrzymała Oprah Winfrey