wtorek, 30 grudnia 2014

Obce Ciało


Nie poszłam na ten film świadoma. Tytułu nie mogłam połączyć z niczym, a już zupełnie nie z aferą ''śmiejący się krytycy na premierze''. Dlatego podeszłam do sprawy zupełnie obiektywnie. Agata na końcu mnie wyśmiała: ''To Ty liczyłaś na DOBRY film?''. Na dobry to może nie, ale myślę, że nawet jej nic nie przygotowało na to, co miała zobaczyć.

24 godziny po fakcie mogę powiedzieć, że się otrząsnęłam. 

Na wstępie chcę napisać, że nie jestem nastawiona ''na nie'', dlatego, że reżyser przedstawił kobiety w złym świetle. Daleko mi do feminizmu, a i jestem pewna, że znajdą się osoby, które autorki tego bloga określą w niektórych kwestiach wrednymi egoistkami, z czym się zgadzamy. Niektóre kobiety to wredne suki (to już nie o nas), ale nikt normalny nie potrzebuje filmu by się do tego przekonać. W obu płciach zdarzają się ''ciężkie'' przypadki, ale chyba wszyscy racjonalnie myślący ludzie mają tego świadomość  Więc nie mianuję się obrońcą kobiet.

Ten film był chłamem. Reżyser zignorował wszelkie racjonalne przesłanki, w szczególności jeden głos rozsądku: ''Nie rób tego filmu''. Dawno, naprawdę DAWNO nie widziałam filmu tak wyzutego z trzeźwości, rozsądku i racjonalności. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek widziałam produkcję, która się tak nie ''kleiła''. Na czele z Grochowską, która raziła sztucznością. Nie wiem, czy pomyliła scenariusze, czy przyszła na zły plan filmowy, ale na ekranie irytowała nas szczególnie. Dostała epizod ''zimnej suki'' z uwielbieniem do lekkiego sado-maso. Dobra aktorka dostała fatalną postać i zupełnie nie umiała się w tym odnaleźć, gubiła się cholernie. Gdy tylko pojawiała się na ekranie, razem z Agatą załamywałyśmy ręce. Krzyczała na wszystkich, wrzask to jej styl życia. Nie ważne  czy chodzi o sekretarkę, faceta, matkę czy dziecko. Była seksualnie nachalna, w bardzo dziwny i niepokojący sposób (Zanussi poczytaj Freuda, nie twórz filmów, błagam!). Drażniło wszystko, łącznie z jej fryzurą. Jej postać w pełni oddała scenariusz: bezsensowna, idiotyczna, niedorzeczna.

Ej dobra dobra, bo jeszcze nie powiedziałam nic o fabule.

Zanussi, który zna się na kobietach jak ksiądz na zakładaniu rodziny, jak stolarz na modzie i jak ja na fizyce kwantowej postanowił ostudzić trochę wizerunek dobrej, anielskiej kobiety. I tak, powstało kilka historii, ZUPEŁNIE ZE SOBĄ NIE POWIĄZANYCH, które przedstawiają kobiety w złym świetle. Agata Buzek gra zakonnicę, która wybiera Boga zamiast przystojnego Włocha. Grochowska jest na drażliwa CEO z wiecznym PMSem pewnej warszawskiej firmy, która nie wiadomo czym się zajmuje, bo w filmie nie pada o tym słowo. Weronika Rosati ma być na bakier z moralnością, co znaczy, że ma się puszczać bez żadnej wyższej ideologii. Wstrząsające. Dziękuję za oświecenie, bo nie wiedziałam, że po świecie chodzą takie potwory!

 Wiecie co mnie najbardziej wkurza? ZOIW - Zupełne Olanie Inteligencji Widza. Już nieważne,  że film jest do bólu schematyczny (SPOILER gdy ktoś ląduje w rosyjskim wiezieniu to OCZYWIŚCIE, że musi być zgwałcony, gdy niezależne kobiety siedzą koło siebie, piją wino, a w tle leci jazz, to OCZYWIŚCIE musza się pocałować KONIEC SPOILERA) ale scena, w której Grochowska zamawia męskie prostytutki bez podania adresu, na który mają przyjechać mnie... obraziła. Kadr, w którym przeżywający rozpacz mężczyzna gapi się na pulpit monitora, na którym widzimy poruszający się kosmos to jest jakieś szyderstwo z ludzkiego rozsądku. To, że na siłę (jak wciśnięcie kokosa w dziurkę od klucza) wmontowano tam wątek umierającego ojca pewnego żebraka oraz kryminalną intrygę to jest kpina! Sceny typu ''gołąb'', gdzie Grochowska wychodzi ze swojego domu zauważa psa, rzuca mu coś do jedzenia, a gdy zwierzak to olewa, ona ciska z wściekłością talerzem. 

Tak więc: Szanowny Panie Zanussi, za takie filmy powinno się przepraszać. Śmiech to najłagodniejsza reakcja z jaką powinien się Pan liczyć. To tak, jakby podsunął Pan komuś do powąchania gówno, a ta osoba wciąż by się uśmiechała.

3/10 - tylko dlatego, że o dziwo widziałam gorsze filmy.


niedziela, 28 grudnia 2014

A Merry Friggin' Christmas




   Choć w tytule gości ''Merry'', to Święta rodziny Mitchlerów wcale nie należą do sielanki najczęściej przedstawianej w przedświątecznych produkcjach. Głównie ze względu na ciężki charakter głowy rodziny - Mitcha - w tej roli Robin Williams. Boyd Mitchler cierpnie na myśli o rodzinnych Świętach - wszystko przez to, ze ojciec zepsuł mu je za młodu. Wymagający, nie dający się lubić Mitch uważał Świętego Mikołaja, Wielkanocnego Zająca i resztę Strażników Marzeń za bujdę. Wróżka Zębuszka zasłużyła sobie nawet na miano zboczeńca. Nie oszukujmy się - nie to chce słyszeć na Święta kilkulatek. Gdy więc Boyd sam zostaje ojcem, stara się spełniać wszystkie świąteczne życzenia syna. W wyniku losowych, nie do końca wiarygodnych, jak na komedie przystało, wydarzeń rodzicom zapomina się wziąć prezentów dla syna, przez co Boyd ląduje ze znienawidzonym ojcem w jednym samochodzie. Ich celem jest powrot do Chicago po prezenty i tym samym uratowanie Świąt. 



   Film redakcja ILWM uznała za typowego ''średniaka''. Mało powalająca fabuła, średnia gra aktorska, zarówno Joela McHale'a, jak i Lauren Graham (sytuacje naprawdę ratuje Robin), a większość tego, co przed chwilą widzieliśmy zapominamy gdzieś w okolicach napisów. Zaletą produkcji jest jednak odpychający, zjadliwy i okropny charakter Mitcha, przez co historia staje się choć odrobinę ciekawsza. Jeżeli ktoś z Was nie rozmawia z własnym ojcem, to z pewnością znajdzie tutaj odnośniki do własnego życia. Całość jednak nie zasługuje na więcej niż 6. 


środa, 24 grudnia 2014

Wypaczony gust świąteczny



Z uwagi na poważny charakter dzisiejszego dnia postanowiłyśmy poruszyć niezwykle istotną, ale zaniedbywaną na tym blogu kwestię: "W co się ubrać"?

Wieczór wigilijny to doskonała okazja na zorganizowanie w swoich domach imprezy tematycznej, pt. "Włóż na siebie święta". Obowiązkowym elementem każdej kreacji jest oczywiście sweter. Ale nie byle jaki - najbardziej zimowy i obciachowy, jak tylko jest to możliwe. 

Poniżej przedstawiamy ranking największych hitów każdego grudniowo-swetrowego sezonu. Wśród bohaterów filmowych wyłowiłyśmy perełki, które mogą zainspirować niejednego modowego zapaleńca

Miejsce 6 : Cała rodzina z "W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju" - Za solidarne podejście do tematu. Warto też zwrócić uwagę na piękne kolorystyczne zgranie się państwa Griswoldów. Nie ma tutaj miejsca na przypadek, oni znają się na trendach!



Miejsce 5: Tom Valco (James Gandolfini) w "Przetrwać święta". W takim swetrze można przetrwać wszystko, nie tylko święta! Śnieżynkowy motyw przewodni to doskonała alternatywna dla tych, którym się marzy "White Christmas".



Miejsce 4: "Śnięty Mikołaj 3", który kolejny raz udowodnił, jak inteligentnym jest kolesiem - renifery zawsze pod ręką. 



Miejsce 3: John z "To właśnie miłość" wie, jak przyciągnąć uwagę tłumów. Plus za brak ciężkich dodatków, które mogłyby być przytłaczające dla całej stylizacji.



Miejsce 2: Pan Darcy - po prostu klasa sama w sobie x 2! 



Miejsce 1: Rodzina z "Wesołych Świąt". Renifery 3D są nie tylko efektowne, ale jakże praktyczne! Wcale nie zahaczają osób, z krórymi trzeba się uściskać przy składaniu życzeń, a utrzymanie ich w czystości jest dziecinnie proste.



BEZ OBAW! PO ŚWIĘTACH WRACAMY DO RECENZOWANIA FILMÓW. :D

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Ulubione Świąteczne Filmy ILWM

  

 Święta to taka ogromna wieża z pieniędzmi, z której każdy chce wykraść coś dla siebie. Supermarkety, producenci zabawek, sprzedawcy choinek oraz twórcy filmowi. Co roku na Święta oglądamy masę świątecznych filmów. najczęściej bubli. Produkcje te rażą niskobudżetowością, zatrudniani są do nich aktorzy, znani chyba tylko z reklam. W tle poleci jakiś znany, przebój z ''christmas'' w tytule i nic tylko szukać widzów-naiwniaków, którzy zmarnują dwie godziny swojego życia. Dlatego stworzyłyśmy dla Was listę naszych świątecznych ulubieńców, o większości z nich już pisałyśmy, ale filmy te są naprawdę warte obejrzenia :)

- W krzywym zwierciadle: Witaj Święty Mikołaju / Christmas Vacation


Ok, może scenariusz to zlepek średnio śmiesznych sytuacji bez górnolotnego przekazu. Ale to, co uwielbiam w tym filmie i to co sprawia, że do niego co roku wracam, to to, ze rodzinna kolacja Griswoldów jest tak wiarygodna i mi bliska. Babcia niedosłyszy, zjawia się średnio lubiany wujek a kot zachowuje się niestosownie. Co roku w moim domu zdarza się coś, co spokojnie można by włączyć do scenariusza. Poza tym, świąteczny ''spirit'' Chaviego Chase'a jest wręcz zaraźliwy.

- Czekając na cud / Noel


Schematyczny i szablonowy. Kompletnie nie pasuje mi postać Penelope Cruz. Uważam jednak, ze zarówno Robin Williams i Paul Walker (i tym bardziej jest mi przykro, że oboje są już ''świętej pamięci'') stworzyli na ekranie nową i świeżą jakość. Film polecamy wszystkim, którzy tak, jak i my lubią przypadkowe spotkania i sytuacje, gdy okazuje się, że początkowo przypadkowe postaci są w fabule ścisłe ze sobą powiązane.

- The Holiday


Mało w nim śniegu i choinkowych świecidełek. Jednak inteligentny scenariusz i czwórka genialnych aktorów (oraz niemożność doszukania się wśród nich ulubieńca) sprawiają, że uwielbiamy powracać do Holiday. A moment gdy Cameron Diaz biegnie w szpilkach do zapłakanego Juda Law jest po prostu ''aaawwww''.

- Listy do M


Do tej pory pamiętam nasze zaskoczenie, gdy opuszczałyśmy kinową salę. Tak dobry, świąteczny film i to polskiej produkcji! I jedna z nielicznych Karolakowych epizodów, które urzekają. Scenariusz bogaty w wartościowe detale, świetna ścieżka dźwiękowa i świetne występy polskich gwiazd.

- To właśnie Miłość / Love Actually


Nic dodać, nic ująć, nasz świąteczny numer jeden, który nigdy nie zostanie strącony z piedestału. Rok w rok raczymy się tą błyskotliwa angielską produkcją, by wraz z Rickmanem, Grantem, Knightley, Neesonem, Firthem i Thompson przezywać prawdziwą magię Świąt.

niedziela, 21 grudnia 2014

Święta 2014 z ILWM - Zasłuchane w filmach



Melodie, bez których większość z nas nie wyobraża sobie pakowania prezentów i smażenia karpia, są często niezawodnym wywoływaczem świątecznego nastroju. Wykorzystane w ulubionych gwiazdkowych filmach sprawiają, że chociaż słyszane w radiu, przywołują w pamięci ulubione sceny.

Poniżej TOP 5 piosenek, które uwielbiam dzięki filmom, w których się pojawiły. A może raczej filmy polubiłam za to, że pojawiły się w nich te właśnie piosenki. Z powodu ogromnego sentymentu do każdej z nich, kolejność losowa:

- "Somewhere in my memory" - jak byłam mała, to strasznie chciało mi się przy niej płakać (...) #KevinWzruszał



- Pozostając przy nieśmiertelnym Kevinie - Muzyka filmowa, której nie da się pomylić z żadną inną



- Cover wszechczasów! W wykonaniu gwiazdy, której blask przyćmiewa nawet betlejemską:



- Po obejrzeniu "Listów do M." do grudniowej playlisty dodałam piosenki, których wcześniej w ogóle nie kojarzyłam ze Świętami. Szkoda tylko, że teraz muszę czekać cały rok, by spokojnie ich posłuchać. Nie wyobrażam sobie, żeby smakowały równie dobrze np. w czerwcu:





środa, 17 grudnia 2014

Kevin Nadal Sam - Macaulay Culkin




Nie chcemy Świąt bez Kevina, tak jak nie wyobrażamy sobie nie sprawdzić co roku, co stało się z Macaulay’em Culkinem. A doniesienia bywają niepokojące. Kilka lat temu świat obiegła informacja, że aktor wchłania heroinę z takim upodobaniem, z jakim kiedyś Kevin pizze. Jakiś czas temu gruchnęła informacja, że Mac nie żyje. Udało mu się jednak powstać z martwych i pozwać media za okrutne plotki.


Na pewno zdziwi Was fakt, że złote dziecko ma już 34 lata. Po przeczytaniu tej informacji poczułam się dziwnie młodo (a pisze to 25latka wciąż proszona o dowód w sklepach).

Jak rozwinęła się jego kariera i czy powinien być kojarzony tylko z dwoma rzeczami – Kevinem i narkotykami? ILWM odpowiada na te pytania w krótkim Bio aktora.

Niedługo potem jak nauczył się chodzić, stawiał pierwsze taneczne  kroki na scenach Broadway’u. Jako jeden z nielicznych dzieciaków (miał wtedy 8 lat) otrzymał pochlebne recenzje od The New York Times oraz The New Yorker za swoje role w Pogrzeb Wilka (1988) oraz Zobaczymy się jutro (1989). Kolejna, poważniejsza już rola, to partnerowanie Johnemu Candy w Wujaszku Bucku (1989).

Następny epizod miał stać się najbardziej znaczącym w życiu młodego aktora. John Hudhes wraz ze scenariuszem przekazał późniejszemu reżyserowi Kevina – Crisowi Columbusowi - sugestię roli głównej – Maca Culkina. Columbus był jednak sceptyczny, zapoznał się z 200 innymi kandydatami, aż w końcu postawił na dobrze rokującego aktora. W samych Stanach film przyniósł ogromny zysk – 286 mln $ (za granicą niecałe 200mln), więc decyzji nie ma co żałować. Twórcy wypchali kieszenie banknotami, a Mac stał się gwiazdą.

Choć w pierwszym Kevinie gaża Culkina wynosiła 100 tysięcy dolarów, co było niezłym wynikiem, tak za rolę w Mojej Dziewczynie (1991) zgarnął 1mln $. Konsekwencją były dwie nagrody - był pierwszym aktorem-dzieckiem, które otrzymało 1mln gaży w historii oraz pierwszym dzieciakiem, które dostało taki majątek za rolę drugoplanową. Choć późniejsza kariera aktora stanęła na głębokiej mieliźnie, tak w młodości stworzył kilka ciekawych postaci.

W 1993 roku Mac postanowił odciąć się od wizerunku słodkiego łobuza. Pomóc miał mu w tym apodyktyczny ojciec menadżer, który za rolę Maca w Synalku (gdzie chłopak zagrał małego demona), obiecał, że jego syn weźmie udział w drugiej części Kevina. Ojciec wynegocjował swojemu ‘’klientowi’’ pensję o wysokości 5 mln $. Kevin Sam w Nowym Jorku nie osiągnął podobnych wyników finansowych, ale suma 172 mln $ (USA) spokojnie starczała na waciki.

 Po tym jak chłopak wcielił się w rolę rozpuszczonego synka rodziców, których nigdy nie ma (Richie Milioner) jego prawdziwi postanowili się rozstać (nie rozwieść, ponieważ małżeństwem nigdy nie byli). Aktor podkreśla, że to właśnie wydarzenie spowodowało, że jego kariera potoczyła się takim, a nie innym torem (wprost do odwykówki). Walka rodziców była zajadła, chodziło bowiem o zgromadzony przez ich wspólnego syna majątek. Mac wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że dopóki nie odzyska kontroli nad własnymi finansami, nie zagra w żadnym filmie. Przerwa trwała 8 lat.

W jego życiu prywatnym, też nie można mówić o sukcesach. Po rozpadzie małżeństwa z Rachel Miner w 1998 roku, Culkin postanowił wrócić do aktorstwa. Jednak po takim czasie było to dość trudne, i choć wszyscy go pamiętali i oglądali co roku Kevina, nikt nie wierzył, że może mu się to udać. Za następne role: w sztuce Madame Melville oraz filmowej produkcji Party Monster dostał aż 17 mln dolarów (jak na come back – dużo), więc gdyby chciał – mógłby skupić sie jedynie na przyjemnym rozpuszczaniu majątku. Fak, tak właśnie zrobił. Jego ostatnia rola to epizod w Sex And Breakfast. Napiszę tyle: widziałam film, nie pamiętam w nim Culkina, choć grał drugoplanową rolę. 

Teraz coś na co czekaliście – ciekawostki. Jest ojcem chrzestnym dwójki dzieci Michaela Jacksona. Studiował w American Ballet. Przez 8 lat był chłopakiem Mili Kunis i jest to najbardziej niezrozumiałe dla mnie, w jego całej karierze. Aresztowany w Oklahomie za posiadanie marihuany. To on kupił Marilynowi Mansonowi pierwsza paczkę papierosów, na planie Party Monster (kim jest osoba która kupuje ćmiki antychrystowi?!). Jego brat – Kieran – grał jego kuzyna w Home Alone. Jest fanem wrestilngu i popularnej gry War of Warcraft.




Mieć fotkę z Jacksonem? Najs. Dobrze, że nie było wtedy selfie.

wtorek, 16 grudnia 2014

Love, Rosie

- Co idę sprawdzać?
- Ten o miłości dla dzieciaków. Pewnie jest pełna sala

Wbiegając na salę (to nie ja się spóźniłam, to film za szybko wystartował ;) ) zdążyłam jeszcze podsłuchać krótką rozmowę pracowników kina o "Love, Rosie". Po małej chwili zawahania jednak nie zrezygnowałam z filmu, a kilkadziesiąt minut później wychodziłam z czterema wnioskami: 1.Historia raczej o przyjaźni, 2.Nie tylko dla dzieciaków, 3.Na sali siedziało dosłownie kilka par, 4.Nie podsłuchiwać rozmów pracowników kina. 



Rosie Dunne (Lily Collins) razem ze swoim najlepszym przyjacielem Alexem (Sam Claflin) planuje studia w USA. Jedna impreza, a raczej jej konsekwencje, sprawiają, że plany nastolatków ulegają totalnej zmianie. Lata płyną, bohaterowie dojrzewają, a relacje między Rosie i Aleksem są coraz bardziej skomplikowane.

Średniak średniakowi nierówny. Zwłaszcza, gdy jest on tak średni, że aż niezły. "Love, Rosie" jest tego dobrym przykładem. Kino zdecydowanie niewysokich lotów może okazać się miłą odskocznią od dramatów, kryminałów i innych biografii. Schematyczna i przewidywalna fabuła nie wymaga wielkiego analizowania sytuacji, a i tak trudno by było zgubić wątek - nawet, jeśli myśli na jakiś czas wybiegają poza salę kinową. Wszystkie te elementy, które raczej brzmią jak wady, są w tym przypadku zdecydowanie zaletami! Kino odmóżdżające, ale nieogłupiające to towar raczej deficytowy, więc warto z niego korzystać przy każdej okazji. 

W "Love, Rosie" znalazło się całkiem sporo infantylnych scen, po obejrzeniu których aż się chce postukać po czole. Niedojrzałość głównej bohaterki może czasami irytować, na szczęście wraz z upływem filmu, dorasta (żeby nie napisać - starzeje się) również Rosie. Perypetie 30-parolatków wypadają już nieco ciekawiej. Bohaterowie znajdują się w kilku całkiem zabawnych sytuacjach, a przeplatane z nimi dramaty życia codziennego mogłyby nawet wywołać u wrażliwego widza lekkie wzruszenie.


Komercyjna, ale bardzo pozytywna muzyka nadaje fabule lekkości i dynamiczności. Na uwagę zasługuje też mądre przesłanie - czasami opłaca się czekać. Cierpliwość, która jest obecnie jedną z wymierających cech charakteru, to umiejętność, nad którą warto popracować. 

"Love, Rosie" sprawdzi się jako zapchajdziura w planie dnia, albo jako świadomy poprawiacz nastroju. Polecam nie tylko wielkim fanom komedii romantycznych, ale wszystkim tym, którym potrzebne odstresowanie po ciężkim tygodniu. 6,5/10. 


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Święta 2014 z ILWM - Ranking Najlepszych Filmowych Choinek



Przez kilka lat prowadzenia przez nas bloga na pewno zauważyliście, że uwielbiamy Święta. Co roku staramy się umilić Wam czas oczekiwania na świąteczne obżarstwo. Opisałyśmy już wszystkie filmy świąteczne godne polecenia. Pora skupić się na innych, filmowo-kristmasowych akcentach. Dzisiaj zrecenzujemy dla Was... choinki!

Oto nasz subiektywny ranking najlepszych filmowych drzewek świątecznych.

Miejsce 8
 How the Grinch Stole Christmas / Grinch: Świąt nie będzie

plakat do filmu Grinch: Świąt nie będzie (1966)

Ozdabiający tą choinkę nie popisał się zbytnio. Poza tym, wolimy ''pulchniejsze'' wersje, a nie tak strzeliste drzewa.  Choć jak na taki wiek (bajka z 1966) to nieźle się trzyma!



Miejsce 7
Miracle on 34th Street / Cud na 34 Ulicy


Nowy Jork jeszcze zagości w naszym rankingu. ''Cud na 34 ulicy'' to klasyk. Choinkę określiłabym równiez jako styl vintage.



Miejsce 6
Home Alone / Kevin Sam w Domu


Przed krytyką tego zielonego maleństwa zastanówcie się, jak wyglądałaby ubrana przez 11-letnich Was choinka, pod okiem włamywaczy? Na pewno nie lepiej! I dlatego miejsce 6!



Miejsce 5
Christmas Vacation / W krzywym zwierciadle: Witaj Święty Mikołaju


Samo drzewo może i nie zachwyca. Ale upór Chaviego Chace'a oraz towarzyszące wszystkiemu gagi sprawiły, że postanowiłyśmy dać choince Griswoldów 5 miejsce.





Miejsce 4
Elf


Film może nie jest najwyższych lotów, ale choinki prezentują się całkiem sympatycznie.




Miejsce 3
Love Actually / To Właśnie Miłość


Nie ma dla nas większej świątecznej świętości niż oglądanie (po raz setny) To Właśnie Miłość. A świerkowe akcenty dodają produkcji jeszcze więcej charakteru. I nie wazne, czy jest to ultra-wysoka choinka w centrum handlowym, czy okazałe drzewko premiera, czy też świerk za plecami Alana Rickmana. Uwielbiamy je wszystkie. 




Mało tu choinki, ale nie mogłyśmy nie przemycić gdzieś naszej ulubionej sceny.

Miejsce 2
Listy do M


Trzeba przyznać, że polska produkcja nie szczędziła nam widoku świątecznych drzewek. Jedno z nich uratowało życie Piotrowi Adamczykowi, dlatego - z sympatii dla drzewka - nie mogłyśmy nie wyróżnić bohaterskich choinek.


Na miano najładniejszych w filmie  zasługują natomiast choinki Agnieszki Werner:


Miejsce 1
Home Alone 2 / Kevin Sam W Nowym Jorku


Nie mogło być inaczej! Nowy Jork to nasze miejcie numer jeden na liscie ''Must See''. Co roku z uwielbieniem patrzymy na zdjęcia najpopularniejszej na świecie choinki i cieszymy się, ze twórcy filmu myślą podobnie :)