poniedziałek, 8 grudnia 2014

Minirecenzja: Karuzela

Patrzę na plakat i chce mi się płakać...
Węży nie wystarczy w tym roku

Gatunek: Dramat obyczajowy 
Produkcja: Polska
Rok: 2014
Reżyseria: Robert Wichrowski
Scenariusz: Robert Wichrowski

O czym: Wieloletnia przyjaźń dwóch przyjaciół przechodzi kryzys, kiedy obaj zakochują się w tej samej kobiecie -> Taki genialny opis można znaleźć na Filmwebie. Kto by pomyślał, że przyjaciele się przyjaźnią. I mniejsza o to, że to nie kryzys jest w "Karuzeli" najważniejszy...

Wichrowski, próbując się nieco oderwać od polskich seriali ("Na Wspólnej", "BrzydUla", "Komisarz Alex" i takie różne), postanowił przenieść "Braci" Jima Sheridana do polskich realiów. Jest więc wojna, są żołnierze, jest kobieta, miłość i przyjaźń silniejsza od braterskiej. 

Najgorszy w "Karuzeli" jest fakt, że to straszny średniak. Niby nie ma w filmie wielu żenujących scen, ale całokształt stanowi mdłą papkę, którą można szybko przełknąć i jeszcze szybciej zapomnieć, że się cokolwiek konsumowało. Nie pomaga też to, że już po kilkunastu minutach oglądania naprawdę wybitnie ciężko byłoby się nie domyślić, co za moment spotka bohaterów i jakie zobaczymy zakończenie.

Słabe wojenne plenery ze słabymi wybuchami. A nie, właściwie to wybuchy to za duże określenie. 

Całkiem ciekawa obsada. Mało znani, serialowi aktorzy udowodnili, że zasługują na awans.

Nie zachęcam do oglądania, nuda i nijakość są w kinie najgorsze. Już ciekawiej ogląda się gniotki, wywołujące uśmiech na twarzy. Chociaż ich nadmiar jest dla mnie strasznie męczący, to przynajmniej nie zapominam o nich już dzień po seansie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz