sobota, 30 marca 2013

Strażnicy marzeń / Rise of the Guardians

   Tak jak napisała SzutkiPlochi - w Święta chcąc nie chcąc spędzamy czas z rodziną, a naszym zadaniem na te dni jest polecenie Wam filmów, przy których wszyscy będziecie się świetnie bawić. Z racji tego, że mam młodszą siostrę, jestem na bieżąco ze wszystkimi produkcjami dla dzieci. A oglądając Strażników marzeń w kinie obie świetnie się bawiłyśmy, ku mojemu zaskoczeniu.


    Patrząc na animacje XXI wieku coraz częściej wzdycham za prostymi, ale genialnymi animacjami Disneya. Wzdycham do prostych historii, opowiedzianych w magiczny sposób. Do wciąż aktualnych morałów włączonych w niebanalną opowieść. Słuchając dialogów, choćby w Czerwonym kapturku - historia prawdziwa zastanawiam się do kogo ma trafić serwowany tam humor, bo chyba nie do dzieci. Wiele bajek pod względem humoru jest na siłę robione pod szeroką grupę docelową. Efektem są dwuznaczne wypowiedzi i sprośne żarty, których dzieciaki nie rozumieją, a dorosłych one nie śmieszą.  Dlatego do kina udałam się w dość sceptycznym nastroju, a nie ukrywam, że zrobiłam to przede wszystkim, aby odetchnąć od udręk sesji. Jakże mile się rozczarowałam.

   Tytułowi Strażnicy to po prostu postaci z naszego dzieciństwa - Królik Wielkanocny, Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka i pierwszorzędny Piasek, który nie odezwał się ani słowem, a zaskarbił sobie całą sympatię widzów. Do nich dołącza Jack Mróz i razem stają w walce przeciwko Panu Ciemności,  którego celem jest zniszczenie wiary dzieci w wymienione wcześniej postaci. I wokół dziecięcej wiary i kilku świetnych efektów specjalnych kręci się ten film.

Dla kogoś, kto wychował się na animacji Misia Uszatka, gdzie ''efektem'' nazywano zjazd tytułowego bohatera na sankach -Strażnicy w 3d jest nie lada gratką. It will blow your mind - jakby to powiedzieć po angielsku. Twórcy zadbali o najdrobniejsze szczegóły. Dynamiczne sekwencje i prawdziwa obfitość efektów są jedną z wielu cech tej produkcji.

Jednak gdybym miała go Wam polecić ze względu na jedną konkretną cechę byłby to: humor. Wiadomo, że to rzecz względna, ale w moje poczucie humoru trafił ten film niezwykle. Wspomniany wcześniej Piasek, czy Yeti, które malują zabawki nie na ten kolor co trzeba, aż wreszcie elfy, które zostały stworzone jedynie po to by bawić. Humor nie jest natrętny, serwowany jest nam w delikatny sposób, ale efektywnie. Najlepszym na to dowodem były głośne śmiechy w sali kinowej. Ja też nie stanowiłam wyjątku i śmiałam się w głos.

Piaskowy Dziadek - prawdziwa gwiazda filmu.
Przyznam szczerze, że gdybym była dzieckiem, to niektóre sceny mroziły by mi krew w żyłach. Siły ciemności, które powinny wywoływać u nas strach wypełniały swoje zadanie w 100%.

Produkcja jest przemyślana i mądra. Przez te dwie godziny bratamy się z dzieckiem, które tkwi głęboko w nas. I choć wiemy, że wszystko to co widzimy jest fikcją i Jacek Mróz nie miał wpływu na śnieg w Wielkanoc, to dzięki sztabowi ludzi pracujących przy Strażnikach wychodzimy ze seansu w błogim nastroju. A ja niczym z dziecięcą naiwnością mam nadzieję, że na tym twórcy bajek nie poprzestaną i czekam na kolejne tak udane bajki.

Elfy i cały zespół redakcyjny ILWM życzą Wam Radosnej Wielkanocy! :)

piątek, 29 marca 2013

Tajemniczy Ogród / The Secret Garden


W  Święta, nawet mimowolnie, spędzamy z rodziną ponadprzeciętnie dużo czasu. A jak już się najemy do syta i poplotkujemy o wszystkim i o wszystkich, to nie zostaje nam nic innego – jak tylko włączyć film, który się wszystkim  spodoba. Wtedy idealnie się sprawdzi kino familijne, które jest mało kontrowersyjne i do oglądania w szerszym gronie.


Tajemniczy ogród to ekranizacja książki pod tym samym tytułem, napisanej przez Frances Hodgson Burnett.  Główna bohaterka, osierocona dziewczynka – Mary (Kate Maberly), przyjeżdża z Indii do Anglii, żeby zamieszkać w ogromnym domu nieznanego jej wujka. Poznaje tam kalekiego kuzyna Colina (Heydon Prowse) i chłopca z pobliskiej wsi – Dickona (Andrew Knott). Chociaż dzieci całkowicie się od siebie różnią, to z czasem zaczyna ich łączyć prawdziwa przyjaźń. Ich relacje wzmacnia wspólna tajemnica. Razem zajmują się tytułowym tajemniczym ogrodem, do którego nikt nie wchodził od śmierci mamy Colina.

Kate Maberly, Heydon Prowse i Andrew Knott
Moją ulubioną ekranizacją, o której dzisiaj piszę, jest ta z 1993 roku, w reżyserii Agnieszki Holland. Chociaż film widziałam w dzieciństwie co najmniej kilkanaście razy,  nie byłam wtedy jeszcze świadoma, że to bardzo dobre kino jest wynikiem pracy polskiej reżyserki.  Stworzyła ona film, który pomimo upływu lat mogę oglądać w nieskończoność. Nie przeszkadza mi nawet to, że większość scen znam już na pamięć.

Kolejnym (ogromnym) polskim akcentem jest muzyka Zbigniewa Preisnera (do posłuchania TUTAJ).  Idealnie dopasowana do konkretnych momentów i scen. W wielu filmach ścieżka dźwiękowa jest po prostu tłem, na które czasami nawet nie zwracam większej uwagi. Za to w Tajemniczym ogrodzie muzyka nie tylko wychodzi z cienia, ale gra pierwsze skrzypce. Preisner jest kompozytorem, który współpracował już przy około 50-ciu filmach. Do tych bardziej znanych należy na przykład cykl Trzy kolory:… (Niebieski, Czerwony, Biały) w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego.

Żeby nie wypadać z tego polskiego klimatu dodam jeszcze, że zdjęcia współtworzył również Polak – Jerzy Zieliński (Detektyw Monk, Baby są jakieś inne, Dzieci Ireny Sendlerowej, …). I znów muszę przyznać, że efekty jego pracy są jak najbardziej na światowym poziomie. Chociaż domyślam się, iż to zadanie wcale nie było łatwe. Produkcja została zrealizowana bardzo szybko, bo zaledwie w ciągu jednych wakacji – tak, by młodzi aktorzy nie musieli opuszczać zajęć w szkołach. Poza tym, co mnie bardzo zdziwiło, zdjęcia tajemniczego ogrodu wcale nie powstały w prawdziwym ogrodzie. Został on stworzony specjalnie na potrzeby filmu w brytyjskim studiu filmowym - Pinewood Studios. Chociaż tutaj na pewno największe pole do popisu mieli nie tyle operatorzy, co osoby odpowiedzialne za scenografię.



Tajemniczy ogród w Pinewood Studios
Mimo, że produkcja Tajemniczego ogrodu jest przypisana USA i Wielkiej Brytanii, to ten bardzo ważny polski wkład nasuwa na myśl stwierdzenie: „Cudze chwalicie…”. Jestem przekonana, że film będzie bardzo dobrym wyborem na niedzielne przedpołudnie, po wielkanocnym śniadaniu. Jest idealnym przykładem kina familijnego. Doskonale się nadaje do oglądania zarówno z młodszym rodzeństwem, jak i z dziadkami. To mądra opowieść o sile przyjaźni i dziecięcej fantazji. A w dodatku przedstawiona w bajkowy, piękny, a jednocześnie profesjonalny sposób. 


wtorek, 12 marca 2013

Trener Bardzo Osobisty / Playing for Keeps

   Na początku o polskich tłumaczeniach tytułów słów parę. Do klasyków przeszły takie tłumaczenia jak ''Die Hard'' - ''Szklana pułapka'' czy ''Dirty Dancing'' - ''Wirujący seks''. Następnie mamy np. ''Pineapple express'' - ''Boski chillout'' i ''Elvis had left the boulding'' - ''Zabójcza blondynka'' (:)). Nie raz wzięte z nieba tłumaczenia filmów mogą przesłać fałszywy komunikat, którym zasugeruje się widz. Dlaczego o tym piszę? Bo przez to moje nastawienie do ''Trenera bardzo osobistego'' było na początku nazwijmy to - sceptyczne. Nie czytałam opisu, ale po pierwszym rzucie okiem na plakat i tytuł nasunęły mi się skojarzenia z seksem, a konkretnie jakimś seksuologiem, który będzie chciał naprawić łóżkowe relacje czterech kobiet. Jakie było moje zaskoczenie kiedy pierwsze sceny przedstawiały sceny meczów piłkarskich. Zgłupiałam totalnie, a biorąc pod uwagę, że jestem totalnym piłkarskim laikiem (ale wiem co to spalony, więc spokojnie) uzbroiłam się w dwugodzinną cierpliwość  A więc o czym jest właściwie ''Playing for Keeps''? Stwierdzam z całym przekonaniem, że nie jest to typowy film dla miłośników futbolu, ani komedia romantyczna, raczej coś pomiędzy.


   Reżyser Gabriele Muccino przedstawia nam historię ex-piłkarza z niejednym sukcesem na koncie. George (Gerard Butler} pomimo, że sukcesy zawodowe ma już za sobą próbuje naprawić własne relacje z synem. Dodatkowo zostaje trenerem małej, szkolnej ligi, w której gra jego potomek. I z każdą następną strzeloną przez małych zawodników bramką główny bohater zalicza w filmie kolejną kobietę. A jest na co popatrzeć - piękna Catherine Zeta-Johnes, Uma Thurman, Judy Greer czy była żona piłkarza Jessica Biel. Ale nie czepiajmy się, on po prostu zacieśnia relacje z mamami swoich podopiecznych :)

Butler z ''synem''.
I najbardziej zjawiskowa na planie - Catherine Zeta-Jones.
   Wybijający się Butler, który jest naprawdę dobrym aktorem potrafił wzorowo odegrać swoją postać. Zmagania z codziennym życiem, synem, czy właścicielem domu w jakim zamieszkał. Z utraconą karierą, próba odnalezienia się. Z każdą kolejną sceną wierzymy w realizm postaci, w to, że jego wielką miłością jest piłka nożna, kochanką rodzina. Jak będzie na końcu - zobaczycie.

   Bardzo osobisty w tytule oznacza bardziej próbę psychologowania głównego bohatera. Wraz z trenowaniem dzieciaków na jego umięśnione barki spadły również wszelkie kompleksy i zmartwienia rodziców.

  Pomimo tego, że film jest doskonałym pomysłem na randkę, swoistym kompromisem, można w moim przekonaniu określić go jako: bezpieczny. Jest dobry, ale nie wybijający. Typowo amerykański, ze wszystkim co już kiedyś na ekranach widzieliśmy. Ot taki: do obejrzenia. Dialogi i humor na przeciętnym poziomie. Podobnie z muzyką. Szkoda, bo przez pierwsze 20 minut czujemy, że jest potencjał. Bezpiecznie dryfujemy do końca i wydaje się, że nie ma osoby, która mogłaby się czuć zaskoczona rozwojem wypadków.

Ocena ogólna: w porywach 7/10.


sobota, 9 marca 2013

Najgorsze filmy w historii kina.

   Misją naszego bloga jest promowanie stosunkowo nowych, świetnych filmów. Jednak ważne dla nas jest również ostrzeżenie Was przed produkcjami, które oznaczają stracony czas. Kilka dni temu, po seansie Salo - 120 dni Sodomy utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem gotowa na napisanie tego postu. Przedstawiam Wam subiektywną (a jakże) listę najgorszych filmowych niewypałów. Choć w niektórych przypadkach słowo niewypał wydaje się komplementem. Niektóre z tych filmów podburzają naszą wiarę w dobre kino, niektóre obrażają nasz filmowy gust. Przekonacie się też, że niektórzy reżyserzy powinni być objęci przymusową opieką psychiatry. Lista filmów, po wyreżyserowaniu których, nie wiedzieć czemu ktoś stwierdził, że należy je wypuścić w świat, a przed którymi powinno być obwieszczone, że ogląda się je na własną odpowiedzialność. Krótko mówiąc: Filmy Debilne Wręcz.


Miejsce 6 : Titanic II 2010


Ten film był tak głupi, że aż śmieszny. Strasznie oburzyłam się samym tytułem, bo ta produkcja nijak ma się do wersji genialnego Jamesa Camerona. Przez prawie dwie godziny zapuszkowani jesteśmy w rażąco niskobudżetowym filmie. Mamy niskobudżetowe lodowce, niskobudżetowy statek, niskobudżetowych aktorów. Zaoszczędzone pieniądze można było za to utopić w narkotykach, bo nikt nie powie mi, że produkcja ta zrealizowana była przy trzeźwych umysłach. Jest ona groteskowym nieporozumieniem: pomimo, że statek już tonie i stoi na wodzie w pozycji pionowej ludzie chodzą po korytarzach jakby nic się nie działo. Zamiast spadających z Titanica II ciał ofiar w stop-klatach zauważyć możemy jakieś grabie, worki itd. Bohaterowie wpływają do pustej szafy, a za 5 minut wypływają z pełnym sprzętem do nurkowania. No i banalna fabuła: biedna kelnerka zakochuje się w bogatym pasażerze. Co z tego wyniknie? Nie chcecie wiedzieć. Mnie osobiście ten film uraził. Nie wiem jak ktoś mógł wyprodukować go i stwierdzić: To się spodoba. Widz nie debil i producenci Titanica II powinni się o tym przekonać.

Miejsce 5  : Pirania 3dd 2012


Już sama pirania z jednym ''d'' była totalnie nietrafiona, ale im więcej ''d'', tym bardziej zanurzamy się w oceanie ludzkiej głupoty. Uwaga: zakończenie sprawia, że prawie się w niej topimy. W Piranii jedynce widzieliśmy np. odgryzione, pływające męskie członki. Co zaserwował nam John Gulager w kontynuacji? W sumie to samo, czyli seks oraz bezmyślną fabułę, gdzie mężczyzna zabija piranie przy użyciu broni, którą wbudowaną ma.. w protezach nóg. W produkcji zgodził się wziąć udział znany ze Słonecznego Patrolu ratownik David Hasselhoff, który gra tam samego siebie, co sprawia, że przez połowę filmu zastanawiamy się co ma większe IQ: pusty basen, pirania czy David. Najgorsze jednak w filmie było to, że końcówka zapowiadała następną część, albowiem piraniom wyrosły nóżki, wyszły przez to na brzeg i odgryzły głowę jakiemuś dzieciakowi. Strzeżmy się zatem, bo to nie koniec głębinowej żenady.

Miejsce 4 : Supershark / Rekin Cycojad 2011


Choć filmów o rekinach po Spielbergu pojawiło się wiele, ten jest zdecydowanie najgorszy. Zawiera on jednocześnie wszystkie cechy gatunku (Szczęko-parodii) czyli wypindżone laseczki, które w CV na casting do filmu musiały zamieścić tylko rozmiar stanika. Plus debilny, niedorzeczny scenariusz, który opiera się na założeniu, że rekiny potrafią chodzić. I zjadają wszystko co znajdzie się w pobliżu radioodbiornika. Dorzucamy tragiczną grę aktorską i efekty specjalne zrobione w Paincie. Jedyne co cieszy podczas seansu to pożeranie coraz to głupszych postaci. Szkoda jednak, że Supershark nie dorwał się do reżysera, zanim ten odpalił pierwsza kamerę.

Miejsce 3: Zęby / Teeth 2007


Przechodzimy do czołówki naszego rankingu. Gdy pierwszy raz usłyszałam o tym filmie zachodziłam w głowę co za porąbaniec wpadł by na pomysł takiego scenariusza. Film opowiada bowiem o chorej dziewczynie, która cierpi na rzadką przypadłość: w jej pochwie wyrosły zęby. Współżycie okazuje się tutaj dość trudne, bo każdy z jej partnerów traci członka. Szczególnie zapadła mi w pamieć scena, gdzie podczas wizyty u ginekologa lekarz pozbywa się palców. Nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego ten film nie jest dobrym pomysłem na wieczorny seans, dzienny czy nocny. Ten film w ogóle jest nieporozumieniem. Chociaż potraktować go możemy jako niezłą antykoncepcję, i nie chodzi mi tu o swoistą przypadłość, ale bardziej o ostrzeżenie: I Ty możesz spłodzić reżysera Zębów.

Miejsce 2: Salo - czyi 120 dni Sodomy / Salò o le 120 giornate di Sodoma 1975



Mój internet próbował mnie ostrzec. Film mi się nie pobierał, odtwarzacze internetowe nie działały. I naprawdę żałuję, że nie posłuchałam sieci internetowej, tylko postanowiłam zobaczyć ten obrzydliwy, obsceniczny film. Sam scenariusz wydawał się z goła interesujący: czterech przywódców faszystowskiej, włoskiej elity porywa młodzież, by zamknąć się z nimi w sado-masochistycznym więzieniu. Zarówno dla ofiar, ale przede wszystkim dla nas - widzów w tym momencie zaczyna się piekło. Odradzam ten film osobom wrażliwym. Ja przez dwie godziny siedziałam w osłupieniu, zastanawiając się co ja właściwie oglądam. Obrzydliwe, ekshibicjonistyczne sceny nagości, kaprofili (obejmującej posiłki z ludzkiego kału), a ostry seks to w tym filmie chleb powszedni. Oprócz tego najbardziej uwidocznioną dla mnie wadą było nijakie przyzwolenie porwanych młodych ludzi na to wszystko, co z nimi robiono. Twórcy nie ukazali żadnych emocji, jedynie obrzydliwość pokazaną face to face z widzem. Zgodzę się z pewną bliską mi osobą, która stwierdziła, że film może budzić uczucia odrazy, czy zniesmaczenia jedynie dając do zrozumienia z czym borykają się ofiary. Tutaj jednak twórcy postanowili nie opierać się na domysłach, tylko pokazać widzowi wszystko czego nie chciał zapewne widzieć. I jestem pewna, że zarówno w 1975 roku, jak i współcześnie żyją ludzie, którzy zgodzili by się ze mną. Film zapada w pamieć, ja nadal się nie otrząsnęłam. Odradzam.

... i tak przechodzimy do numeru pierwszego. Przedstawiam najobrzydliwszy, najbardziej ryjący psychikę, zapadający w pamieć (w skrajnie negatywnym tego sformułowania znaczeniu), najgorszy film jaki widziałam:

Miejsce 1: Ludzka stonoga 2 / Human Centipede II 2011



Aż brakuje mi słów, aby opisać traumę jaką wywołał u mnie seans tego filmu. Od tego czasu zrodziło się u mnie sformułowanie: ''No kiepski ten film X, ale nie taki jak Ludzka Stonoga''. Jest miarą najgorszych filmów. Wcześniej mówiłam, że żaden horror mi nie straszny, ale przy Stonodze naprawdę miałam odruch wymiotny. Do dziś zastanawiam się czy autor scenariusza i reżyser w jednym - Tom Six jest chory psychicznie. Swoją drogą nie dziwi, że sam wziął się za reżyserkę  Znacie kogoś kto po przeczytaniu takiego scenariusz stwierdziłby: Kurde Stary! Genialne! Będzie hit! - i wziął się za realizację? Zacznijmy od tego, że sam pomysł na film w skali od 0 do 10 powinien dostać - 10. Główny bohater przez dwie najgorsze godziny w naszym życiu nie odzywa się ANI JEDNYM SŁOWEM. Serio. Sprawdzałam. Za to usypia ludzi na podziemnym parkingu jakby w XXI wieku obce było słowo: monitoring. Jedyną rolę jaką dostał Laurence R. Harvey po Ludzkiej Stonodze 2 to oczywiście kontynuacja, która premierę ma w tym roku. Na nic innego moim zdaniem nie może liczyć. Nie potrafię wyobrazić sobie (i boję się) psychiki człowieka, który tym filmem byłby zachwycony. Największą karą byłoby dla mnie powtórne oglądanie tego aktora (bo to film jednej roli), sposobu w jaki zabija matkę i obrzydliwej, ohydnej sceny końcowej. Dlaczego film ma u mnie AŻ 1/10? Bo skala nie obejmuje ocen minusowych.




A Wy Drodzy Czytelnicy? Jakie są filmy, które u Was wywołały skrajnie negatywne emocje?

piątek, 8 marca 2013

5. FILMÓW O KOBIETACH - NA DZIEŃ KOBIET


Z okazji Dnia Kobiet proponujemy na dzisiaj filmy właśnie o kobietach, ale nie wyłącznie dla nich :)

Służące / The Help


Film powstał na podstawie książki pod tym samym tytułem i przedstawia relacje czarnoskórych służących, które pracowały u przedstawicieli wyższych sfer. Akcja toczy się na południu Stanów Zjednoczonych, na początku lat 60-tych ubiegłego wieku.
W Służących można zobaczyć niesamowite połączenie trudnego tematu z wątkami zdecydowanie humorystycznymi. Właśnie przez to film jest tak interesujący i zapadający w pamięć. W jednej chwili zostaje pokazana scena, w której gustowna pani domu numeruje papier toaletowy, po to by mieć pewność, że jej ciemnoskóra niania z niego nie skorzysta. Z kolei w innym momencie można się pośmiać z reakcji zdecydowanie bardziej sympatycznej  pani domu – Celii Foote, która się dowiedziała, że w końcu może zatrudnić własną gosposię. Mimo wszystko mi najbardziej zapadła w pamięć scena z czekoladowym tortem. Warto choćby dla niej (a dokładniej dla reakcji jednej z pań) obejrzeć Służące.
Poza tym siłą filmu jest kilka świetnych kobiecych ról, dzięki którym jeszcze więcej zyskuje on na wartości. Emma Stone wcieliła się w postać empatycznej, początkującej dziennikarki, chcącej nieść pomoc wykorzystywanym służącym. Z kolei bardzo pocieszną, a jednocześnie zabawną kobietę zagrała Jessica Chastain (jako wspomniana przed chwilą Celia Foote). Dla przypomnienia - o Chastain pisałyśmy ostatnio w związku z jej rolami w horrorze Mama, czy we Wrogu numer jeden. W Służących wcale nie jest tak łatwo jej rozpoznać, co oczywiście uznaję za zaletę.  Jednak to Octavia Spencer zdobyła w zeszłym roku Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej. Zdecydowanie zasłużenie, my mocno trzymałyśmy wtedy za nią kciuki.


Kobiety z 6. Piętra /  
Les Femmes du 6eme etage


To francuska komedia o tematyce nieco podobnej do tej ze Służących. Jednak tutaj to zamożny mężczyzna zaczyna bardziej interesować się losem hiszpańskich imigrantek, które mieszkają na poddaszu jego kamienicy. Ich głównym zajęciem i jednocześnie źródłem utrzymania jest sprzątanie mieszkań bogatych Francuzów.  Jak na komedię przystało, w Kobietach… przedstawiono kilka zabawnych perypetii, a dzięki  serdecznym i pogodnym gosposiom oschły dotąd mężczyzna (w tej roli Fabrice Luchini) zaczyna znów czerpać radość ze swojego życia. W filmie nie zabrakło też typowo romantycznego wątku, co zapewne spodoba się bardziej wrażliwym widzom. Jednak zapewniam, że zdecydowanie nie jest to przesłodzona komedia romantyczna! Dlatego jeśli macie ochotę na lekkie, przyjemne, zabawne, ale niegłupie czy prostackie kino, to ten film powinien się wam spodobać.


Lejdis


A teraz coś z naszego, polskiego podwórka. Chyba nie muszę przypominać fabuły, bo która kobieta (i pewnie też mężczyzna) nie zna tego filmu? Dzisiejsze święto jest idealnym pretekstem do tego, żeby po raz n-ty obejrzeć perypetie czwórki oryginalnych przyjaciółek. Muszę przyznać, że miło czasami popatrzeć na silne kobiety,  łamiące stereotypy o delikatnych i słabych przedstawicielkach płci pięknej, których największym życiowym zmartwieniem jest brak randkowych propozycji. Cztery lejdis to pewne siebie, często bezwzględne femme fatale, lubiące dominować nad mężczyznami. Interesująca, choć nieskomplikowana fabuła + duża dawka dobrego, ale nienaciąganego, poczucia humoru spowodowały, że to dla mnie nadal jeden z nielicznych filmów, przywracających nadzieję na pozytywne i rozrywkowe, współczesne polskie kino. Mamy naprawdę dużo dobrych dramatów i mnóstwo fatalnych komedii romantycznych, a teraz chcę jeszcze więcej filmów typu Lejdis.


Stalowe magnolie / Steel Magnolias


Kolejny film o kobiecej przyjaźni, jednak zdecydowanie bardziej „na poważnie”. Stalowe magnolie pokazują, że prawdziwa przyjaźń nie akceptuje ograniczeń, czy też kategoryzowania. Oglądając ten film, można się przekonać, że kobiety potrafią znaleźć wspólny język, nie zważając na różnicę pokoleń, odmienne poglądy i charaktery, sytuację życiową czy  przeszłość. Ulubionym miejscem do plotkowania jest dla tych bohaterek salon piękności w niewielkim amerykańskim miasteczku. Właśnie tam najlepiej się bawią, kłócą, wzajemnie sobie doradzają, albo zwyczajnie popijają herbatę. Kobiety potrafią nawet wspólnie stawić czoła poważnej chorobie, a razem z nimi można się przekonać, że śmiech przez łzy rozpaczy wcale nie jest abstrakcją. Podsumowując: film jest doskonałym przykładem optymistycznego dramatu. Tak, tak – sama się dziwię, że coś takiego w ogóle istnieje, a jednak :)


Wszystko o mojej matce /  
Todo sobre mi madre


Jeśli mowa o filmach o kobietach, to oczywiście nie można pominąć twórczości Almodovara. Wszystko o mojej matce nie jest kinem lekkim, ani tym bardziej rozrywkowym. To dramat, a dokładniej – Almodrama.  Dlatego jeśli macie ochotę na coś na serio – to ta propozycja powinna wam się spodobać. Film jest splotem życiorysów kilku kobiet – matek: matki, która straci jedynego syna (ale i tak jest matką); matki, której nie wolno być matką; matki, która była ojcem. Zawiłe, ale naprawdę interesujące.
Almodovar, jak zawsze, zmusza widzów do niejednej refleksji. Czy płeć ma jeszcze jakieś znaczenie, czy to ważne, że istnieją  kobiecy mężczyźni, męskie kobiety, kobiety będące kiedyś (lub od czasu do czasu) mężczyznami? A może sami sobie wybieramy kim i kiedy chcemy być? W filmie określenia: macierzyństwo, ojcostwo, transwestcyzm, prostytucja, życie zakonne – one wszystkie mogą być umowne i wieloaspektowe, a punkt widzenia jest uzależniony od punktu siedzenia. Filmów Almodovara zdecydowanie nie da się oglądać bezmyślnie i szybko o nich zapominać. Wszystko o mojej matce może być tego doskonałym przykładem. 

Dzień Kobiet z ILWM!

Naszym najdroższym fankom oraz wszystkim kobietkom, które trafiły na naszego bloga dopiero dzisiaj życzymy:

* niezależności i siły:

Meryl Streep - Iron Lady

* sukienek wprost z czerwonego dywanu:


* szczęścia jak z filmu: ''Całe szczęście'' / ''Just My Luck''


* filmów w słodkim otoczeniu:

Muffins from weheartit.com

* w otoczeniu jeszcze większych słodkości:

Jude Law
Ryan Gosling (za niego oddałabym nawet te muffinki)

* uśmiechu na co dzień:

Anne Hathaway
* dla chętnych - wielkiej miłości:

The Notebook / Pamiętnik
Titanic

* zawsze olśniewającego wyglądu:

Eva Longoria

* sprawdzonych przyjaciółek:

Bride Wars / Ślubne Wojny

* gotowych dla Was na wszystko:

Desperate Housewives / Gotowe na wszystko


* nawet do bycia kreatywną druhną:

Mellissa Mccarthy in Bridesmaids / Druhny


życzy:

                        



czwartek, 7 marca 2013

Miłość / Amour

SETNY POST NA ILWM !!!


Recenzja tego filmu powinna pojawić się jeszcze przed 24 lutego br., czyli przed Oscarami. Niestety zabrakło mi czasu i przede wszystkim chęci, żeby opisać swoje wrażenia na temat Miłości Haneke’go. Dlatego teraz krótko przypomnę: obraz oczywiście zgarnął statuetkę za najlepszy film nieanglojęzyczny, ale najlepszym filmem (w ogóle) już na szczęście nie został– i muszę przyznać, że podsumowałam to głośnym: ufffff.



Miłość można przedstawić w jednym zdaniu. Pokazuje historię starszego małżeństwa: Georgesa (Jean -Louis Trintignant) i Anny (Emmanuelle Riva), których szczęśliwe życie zakłóciła choroba kobiety. Jednak scenarzyści zadbali o to, żeby wokół tego jednego zdania stworzyć film trwający przeszło dwie godziny. I zdecydowanie nie uważam tego za zaletę.

Pamiętam, że na Amour czekałam dość niecierpliwie, bo wcześniej czytałam sporo pozytywnych recenzji na ten temat. Tym bardziej czułam się zawiedziona i rozczarowana, kiedy już go obejrzałam. Nie wiem, czy to wynika z braku mojej „wrażliwości artystycznej”, czy nie zrozumiałam jakiś ukrytych symboli, czy może po prostu byłam zbyt zmęczona i nie skupiłam się wystarczająco na fabule. To ostatnie jest nawet całkiem prawdopodobne, bo Miłość oglądałam na Nocy Kina i był to ostatni emitowany film, więc pewnie ok. 3.00-4.00 nad ranem. Jednak z drugiej strony ciekawie pokazana historia pewnie by mnie nie zachęciła do kilku krótkich drzemek ;)  W każdym razie – moje oczekiwania przed seansem były ogromne, a rozczarowanie po - jeszcze większe.

Znów nie rozumiem dlaczego kolejna interesująca historia została pokazana w tak nieciekawy sposób. Najgorsze były długie, wręcz wlokące się sceny, które zamiast zachwycać, strasznie nużyły. Apogeum mojego zniecierpliwienia nastąpiło w momencie, kiedy Georges zaczął nie wiadomo po co polować na gołębia. Kiedyś już o tym wspominałam na blogu, ponieważ na cześć tego właśnie ptaka nazywam nudne fragmenty filmów „scenami typu gołąb”. Jako dowód, dołączam ten właśnie wycinek Miłości, żeby ci, którzy jeszcze nie oglądali filmu mogli poczuć klimat.

Scena typu gołąb - dosłownie i w całej okazałości

Link do sceny poniżej:

A teraz pomnóżcie sobie ten fragment razy 15 podobnych i otrzymacie prawie cały obraz filmu Haneke’go. Do mnie nie trafił.

Mimo wszystko nie mogę pominąć tych rzeczy, które mi się spodobały. Przede wszystkim doceniam grę starszych aktorów: Jeana -Louisa Trintignanta, a zwłaszcza Emmanuelle Rivy. Chociaż nie zamieniła ona nominacji dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej na statuetkę, to jestem pewna, że nie było łatwo odegrać niedołężnej, schorowanej osoby, uzależnionej od pomocy innych ludzi. Jako ciekawostkę dodam, że Riva jest najstarszą w historii Oscarów kobietą nominowaną do tej nagrody.

Emmanuelle Riva

Jeana -Louisa Trintignanta
Poza tym niegasnąca (pomimo upływu naprawdę wielu lat) miłość starszych ludzi jest w dobie kolorowych i głośnych Hollywoodzkich produkcji o młodych i bogatych ludziach, pocieszającym i krzepiącym tematem. I mogłaby stanowić interesujący pomysł na film. Poprawka: interesujący pomysł na interesujący film.

Właśnie dlatego Miłość oceniłam: 5,5/10, czyli jest to typowo nudne kino, które mnie strasznie rozczarowało.