sobota, 30 marca 2013

Strażnicy marzeń / Rise of the Guardians

   Tak jak napisała SzutkiPlochi - w Święta chcąc nie chcąc spędzamy czas z rodziną, a naszym zadaniem na te dni jest polecenie Wam filmów, przy których wszyscy będziecie się świetnie bawić. Z racji tego, że mam młodszą siostrę, jestem na bieżąco ze wszystkimi produkcjami dla dzieci. A oglądając Strażników marzeń w kinie obie świetnie się bawiłyśmy, ku mojemu zaskoczeniu.


    Patrząc na animacje XXI wieku coraz częściej wzdycham za prostymi, ale genialnymi animacjami Disneya. Wzdycham do prostych historii, opowiedzianych w magiczny sposób. Do wciąż aktualnych morałów włączonych w niebanalną opowieść. Słuchając dialogów, choćby w Czerwonym kapturku - historia prawdziwa zastanawiam się do kogo ma trafić serwowany tam humor, bo chyba nie do dzieci. Wiele bajek pod względem humoru jest na siłę robione pod szeroką grupę docelową. Efektem są dwuznaczne wypowiedzi i sprośne żarty, których dzieciaki nie rozumieją, a dorosłych one nie śmieszą.  Dlatego do kina udałam się w dość sceptycznym nastroju, a nie ukrywam, że zrobiłam to przede wszystkim, aby odetchnąć od udręk sesji. Jakże mile się rozczarowałam.

   Tytułowi Strażnicy to po prostu postaci z naszego dzieciństwa - Królik Wielkanocny, Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka i pierwszorzędny Piasek, który nie odezwał się ani słowem, a zaskarbił sobie całą sympatię widzów. Do nich dołącza Jack Mróz i razem stają w walce przeciwko Panu Ciemności,  którego celem jest zniszczenie wiary dzieci w wymienione wcześniej postaci. I wokół dziecięcej wiary i kilku świetnych efektów specjalnych kręci się ten film.

Dla kogoś, kto wychował się na animacji Misia Uszatka, gdzie ''efektem'' nazywano zjazd tytułowego bohatera na sankach -Strażnicy w 3d jest nie lada gratką. It will blow your mind - jakby to powiedzieć po angielsku. Twórcy zadbali o najdrobniejsze szczegóły. Dynamiczne sekwencje i prawdziwa obfitość efektów są jedną z wielu cech tej produkcji.

Jednak gdybym miała go Wam polecić ze względu na jedną konkretną cechę byłby to: humor. Wiadomo, że to rzecz względna, ale w moje poczucie humoru trafił ten film niezwykle. Wspomniany wcześniej Piasek, czy Yeti, które malują zabawki nie na ten kolor co trzeba, aż wreszcie elfy, które zostały stworzone jedynie po to by bawić. Humor nie jest natrętny, serwowany jest nam w delikatny sposób, ale efektywnie. Najlepszym na to dowodem były głośne śmiechy w sali kinowej. Ja też nie stanowiłam wyjątku i śmiałam się w głos.

Piaskowy Dziadek - prawdziwa gwiazda filmu.
Przyznam szczerze, że gdybym była dzieckiem, to niektóre sceny mroziły by mi krew w żyłach. Siły ciemności, które powinny wywoływać u nas strach wypełniały swoje zadanie w 100%.

Produkcja jest przemyślana i mądra. Przez te dwie godziny bratamy się z dzieckiem, które tkwi głęboko w nas. I choć wiemy, że wszystko to co widzimy jest fikcją i Jacek Mróz nie miał wpływu na śnieg w Wielkanoc, to dzięki sztabowi ludzi pracujących przy Strażnikach wychodzimy ze seansu w błogim nastroju. A ja niczym z dziecięcą naiwnością mam nadzieję, że na tym twórcy bajek nie poprzestaną i czekam na kolejne tak udane bajki.

Elfy i cały zespół redakcyjny ILWM życzą Wam Radosnej Wielkanocy! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz