sobota, 3 stycznia 2015

Wielkie oczy / Big eyes

Jestem przekonana, że każdy z nas ma swoją listę Top ileśtam filmowych premier 2015. Na mojej znalazł się m.in. nowy obraz Tima Burtona. Jestem farciarą, albo jak kto woli – bardzo zaradnym człowiekiem, bo pierwszym filmem, który obejrzałam w nowym roku były właśnie „Wielkie oczy”.



Margaret Keane (Amy Adams) to utalentowana malarka, której prace nie są jedynie owocem wykonywanego zawodu, ale wynikiem pasji, wrażliwości i znajomości tematu. Jednak to nie ona, a jej mąż Walter Keane (Christoph Waltz) zdobył światową sławę. Doszedł do tego za sprawą przebojowości, pewności siebie, despotyczności, oszustwom i naiwności żony. Dramat biograficzny, czyli najlepiej ;)

Może z powodu postaci z obrazów Margaret, a może po prostu dlatego, że za kamerą stał Burton, „Wielkie oczy” wydały mi się bardziej bajkowe, niż naturalistyczne. Chociaż oglądana historia bez wahania powinna zostać nazwana dramatyczną, film płynie w lekkim, optymistycznym, a nawet humorystycznym tonie. Z jednej strony dobrze, bo seans dostarcza całkiem sporo rozrywki, z drugiej trochę słabo, bo Margaret zasługuje na szczere współczucie i politowanie. A o takie uczucia niestety było ciężko.

Czekając na „Wielkie oczy” strasznie liczyłam na solidny pokaz aktorskiego kunsztu. Amy Adams została już chyba ochrzczona najbardziej niedocenianą aktorką Hollywoodu. Mam jednak wrażenie, że ostatnio, dzięki udziałom w kilku komercyjnych i bardzo głośnych filmach, przestała być  jedynie „rudą laską, którą gdzieś już chyba widziałem”, a „TĄ Amy Adams”. W „Wielkich oczach” zagrała jak zwykle świetnie, doskonale odzwierciedlając zarówno zakochaną i romantyczną, jak i zestresowaną i zdominowaną Margaret.



Z kolei Christoph Waltz należy do ścisłego grona moich ulubionych aktorów. Do teraz pamiętam nasze rozczarowanie, gdy z Moniką odkryłyśmy, że jest rocznikiem ’56, więc jakoś tak głupio nadal wzdychać przed monitorem, za każdym razem, gdy pojawia się na nim jego twarz ;) Co nie zmniejsza naszej ekscytacji, gdy tylko słyszymy tytuł nowego filmu z jego udziałem. Jednak występ w „Wielkich oczach” oceniam dwojako. Niestety w roli romantyka Waltz wypadł średnio, a nawet blado, po prostu mało wiarygodnie. Jakby sam nie wierzył, że mógłby być czarujący i pociągający. W jego oczach błyszczą wesołe iskierki, a wyraz twarzy jest odzwierciedleniem słów bohaterów HP: „uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego”. Na szczęście w filmie nie zabrakło scen, w których taka właśnie postawa była strzałem w dziesiątkę. Pod koniec filmu Waltz dał prawdziwy popis swoich umiejętności, więc tych wcześniejszych kilkunastu słabszych minut aż tak bardzo nie wypominam.



„Wielkie oczy” płyną w jednostajnym tempie i nie ustrzegły się przed tym, co typowe dla filmów biograficznych – brakuje elementów zaskoczenia. Nie można powiedzieć, że najnowsze dzieło Burtona wieje nudą, ale jednak nie wywołuje ono żadnych większych emocji. Szkoda, bo historia Margaret Keane jest naprawdę niesamowita. Film dobry, liczyłam na rewelacyjny, oceniam 7/10.


8 komentarzy:

  1. Ten właśnie film zwrócił moją uwagę. Nie mogę się doczekać kiedy zobaczę najnowsze dzieło Burtona. :)

    Pozdrawiam, Mz.Hyde

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę, żeby seans spełnił wszystkie Twoje oczekiwania :)

      Usuń
  2. Dla Amy i Krzysia obejrzę, ale cholibka Burton to już nie dla mnie jednak ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądaj, oglądaj :) Dla Amy, Waltza i sceny w sądzie :)

      Usuń
  3. Dla mnie warto film obejrzeć dla świetnego aktorstwa i uważam, że Burton podołał zekranizowaniu biografii dodając własnie dla siebie charakterystyczną lekkość i przerysowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że warto :) Chociaż podtrzymuję, że tę biografię wolałabym zobaczyć w nieco poważniejszym tonie, ale wiadomo: Burton, to Burton;)

      Usuń
  4. Dla mnie humorystyczny ten film zrobił się dopiero pod koniec. Dodatkowo pod koniec rozpędził się aż do przesady.
    Świetna Adams, Waltz przerysowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie aktorów - mam podobne zdanie :) Chociaż pod koniec filmu ten przerysowany Waltz już mi pasował :)

      Usuń