Najgorsze w pisaniu o filmach, jest redagowanie tekstu o produkcjach nijakich. Te świetne opisuje się z przyjemnością i niegasnącym uśmiechem, te złe z zajadliwością i zacięciem, a po fakcie czujemy się lepiej. Najciężej jest pisać o filmach, które niczym nie zachwycają, ale nie są kalibru Kac Wawy czy Obcego Ciała.
Siadamy razem z Simlatem na kozetce u psychologa. Stan jego umysłu wyrokuje M. Dziędziel. Problem jest dotkliwy, ponieważ bohater cierpi na przedwczesny wytrysk. Nie wiedzieć czemu winy tego stanu psycholog doszukał się w rodzicach pacjenta. I tak stajemy się świadkami alternatywnych scenariuszy z życia bohatera, w których pierwsze skrzypce gra Pani z Przedszkola - Karolina Gruszka.
Po ostrych słowach krytyki Tomasza Raczka, wiedziałam, że film wywołać może u mnie wszelkie emocje, poza zachwytem. Potwierdzam to, co napisali wszyscy, którzy widzieli ten film - trailer wprowadza w błąd, bezczelnie kłamie i co najgorsze - daje nadzieje. Nawet plakat jest fałszywką, obiecując jakąś polską Megan Fox, a potem dowiadujemy się, że jest to Karolina Gruszka gdzieniegdzie poprawiona fotoszopem. I pisze to kobieta! Już sobie wyobrażam oburzenie niektórych męskich widzów:) Główny zarzut jaki mam do trailera, to to, że zapowiada film, który będzie składał się w jedną kompletną historię, liczyłam na wyczerpującą opowieść, która złoży się w jakiś zabawny ogół. Ale nie. Ten film jest po prostu zrobiony po najniższej linii oporu. Tu niedopowiedzenia, tam niedociągnięcia. Ale jak ma się przed Oscarową Kuleszę na plakacie, to przecież ludzie przyjdą.
Co do samej Kuleszy, to czasami żal było patrzeć, jak tak dobra aktorka zastanawia się ''Czy swędzi ją cipka''. Myślała chyba, że bierze udział w jakieś alternatywnej, off-topowej komedii. Nie świadomie stała się jedynym jasnym elementem tego filmu. Co do tytułowej roli, to miałam wrażenie, ze gdyby film powstawał w JuEsEj Panią z Przedszkola zagrałaby jakaś uwodzicielska blondynka w stylu Charlize Theron, albo chociażby Cameron Diaz. A u nas... szkoda pisać.
Gdyby komedia Kryształowicza opowiadała faktycznie historię zakochanych w przedszkolance rodziców małego chłopca, chociażby jedynie zadurzonych w jej fizyczności. Okraszone byłoby to humorem na poziomie (bo mało kogo śmieszy słowo ''cipka'') i wyszłaby całkiem przyjemna historia. Ten film jednak był ''dziwny' i jest to najlepsze na niego określenie, które padło z ust moich i Agaty chyba kilka razy podczas seansu.
Muszę jednak, jako niezależny krytyk nadmienić, że film znalazł swoich fanów w kinowej sali. Siedziały przed nami typowe Polaczki-Cebulaczki, czyli rozmowa na głos, wstawanie, głośne jedzenie i rażeniem smartfonem po oczach innych widzów - dozwolone. Męski przedstawiciel gatunku rechotał jak tylko usłyszał słowo ''zerżnąć''. Samica zachwycała się natomiast grą aktorską głównej bohaterki, i tu cytat: 'Ta Kulesza jest na MAXA dobra, na maxiora''.
Więc cóż ja tam wiem! 4/10.
4/10, to już, jak na mnie, zbyt wysoka ocena :D Trza olać :D I tak miałem wyrąbkę, a z taką oceną, mam jeszcze większą :D
OdpowiedzUsuńNo i słusznie :)
Usuń