sobota, 24 listopada 2012

Anna Karenina

Nareszcie! Na tę premierę czekałam w tym roku najbardziej. Nic więc dziwnego, że nie zastanawiając się ani sekundy popędziłam do kina tak szybko, jak to było możliwe. Chociaż byłam bardzo, ale to bardzo ciekawa, jak w XXI wieku można zinterpretować i przedstawić  słynny XIX-wieczny romans, udało mi się  nie przeczytać wcześniej ani jednej recenzji i pójść na film…  na czczo ;)



William Szekspir podarował Brytyjczykom historię Julii Capuleti i Romea Montecchi’ego, a Lew Tołstoj Rosjanom  zakazany romans Anny Arkadiewnej Kareniny i Aleksieja Kriłłowicza Wrońskiego. Tym razem  geograficzny podział w ogólne nie ma znaczenia, bo to właśnie Brytyjczycy zostawiają swoich kochanków w spokoju i postanawiają przypomnieć światu historię ogromnej,  chociaż trudnej miłości rosyjskiej pary.

Dla przypomnienia:  Anna Karenina (Keira Knightley) i Aleksiej Karenin (Jude Law) są małżeństwem wychowującym ośmioletniego synka – Sieriożę. Chociaż żyją razem w zgodzie i nie mają jakichś większych problemów, to w ich związku trudno się dopatrzyć szczerej miłości. Mimo tego Karenin  jest przekonany, że Anna go kocha i że tak zostanie już na zawsze. Sytuacja się komplikuje, gdy kobieta poznaje przystojnego, wykształconego, bogatego i bardzo interesującego Aleksieja Wrońskiego (Aaron Taylor - Johnson). Ich romans jest nieunikniony, dlatego Anna zostaje wykluczona z petersburskiego kręgu towarzyskiego i traci kontakt z synem. Fani powieści Tołstoja na pewno wiedzą do czego prowadzi ta szaleńcza miłość. A dla widzów, którzy dopiero poznają tę historię pozostawię tutaj miejsce na niepewność.

Jude Law i Keira Knightley - trudno o lepszą obsadę.

Bardzo niecierpliwie czekałam na premierę  Anny Kareniny z kilku powodów: obsada, reżyser, miejsce akcji, no i oczywiście sama fabuła. Obsadą się nie zawiodłam w ogóle. Knightley wyglądała jak zawsze świetnie, grała rewelacyjnie, była Anną w stu procentach. To samo dotyczy Lawa. Swoją drogą, Jude Law jest moim ulubionym aktorem, więc nawet gdyby wypadł beznadziejnie, to pewnie i tak bym tego nie zauważyła. Trochę się zastanawiałam czy młody Aaron Taylor – Johnson, który ma zaledwie 22 lata, sprawdzi się w bardzo ważnej roli (być może jego życiowej i przełomowej roli) Wrońskiego. Zapewniam – sprawdził się. A pomyśleć, że realizatorzy rozważali, czy nie obsadzić tutaj UWAGA, UWAGA…. Roberta Pattinsona…. To by było straszne.

Karenia (Knightley) i Wroński (Aaron Taylor - Johnson)

Za kamerą stanął Joe Wright. Widać, że dobrze mu się pracuje z Keirą Knightley, ponieważ wcześniej wyreżyserował już z jej udziałem Pokutę i Dumę i uprzedzenie. Jednak Annę Kareninę przedstawił w bardzo nietypowy, nowatorski, zaskakujący sposób. Zdradzę tylko, że mimo iż siedzimy na sali w kinie, to możemy się poczuć jak byśmy zostali teleportowani do teatru. Ciekawy i oryginalny pomysł, ale niestety z jednego powodu mi się nie spodobał. Liczyłam na oszałamiające zdjęcia plenerowe. Miałam nadzieję, że zobaczę mnóstwo ujęć przepięknych miast -  Sankt Petersburga i Moskwy, a tego całkowicie zabrakło. Za to muzyka i kostiumy to prawdziwy majstersztyk. Suknie aktorek można śmiało porównać do najlepszych kreacji Scarlett O’Hary w Przeminęło z wiatrem.




Za fantastyczne kostiumy odpowiada Jacqueline Durran

Moim ulubionym momentem w filmie jest zdecydowanie  scena balu, na którym pierwszy raz Karenina zatańczyła (i to jak zatańczyła!) z Wrońskim. To po prostu trzeba zobaczyć.

Pierwszy i wyjątkowy taniec rosyjskich kochanków

Historia Anny Kareniny jest dobrą propozycją na weekendowy wypad do kina. Polecam ją przede wszystkim miłośnikom romansów,  melodramatów – ale nie tych przesadnie ckliwych- a także fanom filmów kostiumowych. Niestety wydaje mi się, że trafi on bardziej w gusta kobiet, niż mężczyzn, ale ja i tak na pewno będę go polecać wszystkim znajomym.

Podsumowując:  oceniam 8/10. Gdyby nie zabrakło wspomnianych petersburskich i moskiewskich widoków oraz gdyby aktorzy mówili po rosyjsku (ta cała rosyjska otoczka, której nie da się ominąć, a też rosyjskie imiona -średnio współgrają z jakimkolwiek innym językiem), to moja ocena byłaby jeszcze wyższa. 




6 komentarzy:

  1. Pewne było, że obsadzenie Keiry w filmie kostiumowym to strzał w dziesiątkę:) Mój ulubiony film z nią to ''Księżna'', jeżeli zagrała tutaj choć w połowie tak dobrze jak tam, to mamy hit:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja tak liczyłam na come back do Petersburga...

    OdpowiedzUsuń
  3. Obejrzałam dzisiaj. Zgadzam się, scena balu mistrzostwo! Mnie właśnie ta teatralność podobała się najbardziej, ponieważ sprawiła, że film ten był inny niż wszystkie typowe ekranizacje powieści i na długo zapadnie mi on w pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie jeden z lepszych filmów kostiumowych i myślę, że jeszcze wiele razy do niego wrócę.
      Chociażby dla tego balu ;)

      Usuń