czwartek, 22 listopada 2012

Pokłosie


W tym tygodniu przekonałyśmy się, że szczęście nam sprzyja, wystarczy tylko trochę mu pomóc. Dzięki uprzejmości Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu, która zorganizowała facebookowy konkurs, udało nam się wygrać wejściówki na seans Pokłosia w Multikinie. Okazało się, że bilet na właśnie ten film był strzałem w dziesiątkę.



Już dawno  polski film nie wzbudził aż tylu kontrowersji wśród widzów. Zdania na jego temat są niesamowicie podzielone: z jednej strony głosy zachwytu, z drugiej całkowita dezaprobata. Neutralni pozostali chyba tylko ci nieliczni, którzy w ogóle nie śledzą aktualnych wydarzeń z kraju (i to nie tylko wydarzeń kulturalnych, ale wydarzeń w ogóle).

Pokłosie przedstawia relacje dwóch braci:  Franciszka Kaliny (Ireneusz Czop) i Józefa Kaliny (Maciej Stuhr), którzy od wielu lat nie mieli ze sobą kontaktu. Jednak teraz chęć odkrycia pewnej niewygodnej prawdy - przez którą młodszy Kalina popadł w poważny konflikt z mieszkańcami swojej małej wsi -  sprawiła, że bracia znów się ze sobą spotykają i nawet współdziałają. W rzeczywistości ich stosunki są tylko pretekstem do tego, by nam uświadomić i przypomnieć niezwykle ważne fakty z przeszłości – w naszym kraju żyli zarówno ci Polacy, którzy uratowali życie wielu Żydom, ale także tacy, którzy postąpili całkowicie odwrotnie.

Mieszkańcy małej wsi nie chcą wyjawić prawdy o strasznych wydarzeniach z przeszłości.

Od razu zaznaczam, że ja zaliczyłam Pokłosie do kategorii TRZEBA, a nawet WYPADA zobaczyć i zdecydowanie  jest to tytuł z serii filmów godnych polecenia. Bardzo się cieszę, że Pasikowski (zarówno scenarzysta jak i reżyser Pokłosia) postanowił się zająć  tak ważnym tematem.  Jednocześnie szczerze wątpię, żeby nakręcił go przede wszystkim dla pieniędzy, czy chęci oczernienia Polaków. Myślę, że wtedy na ekranie roiłoby się od drastycznych, zalanych krwią i ludzkim płaczem scen. A w Pokłosiu mamy tylko (aż?) słowa i taki obraz, dzięki którym wyobraźnia ma szansę działać na najwyższych obrotach. Podobał mi się sposób, w jaki  filmowi bracia próbują dotrzeć do poznania prawdy – trudnej, bolesnej, smutnej, zawstydzającej, a nawet rozczarowującej, ale prawdy. To właśnie o nią tutaj chodzi i nawet najbardziej zagorzali krytycy Pokłosia nie mogą jej zaprzeczyć. Przecież wszyscy wiemy, że  z faktami się nie dyskutuje, bo one po prostu są. Moim zdaniem Pasikowski chciał nam przypomnieć, że nie ma narodowości idealnej i nieskazitelnej, bo w każdym państwie znajdą się osoby nienawistne i naprawdę złe. Doceniło to m.in. jury tegorocznego festiwalu w Gdyni, przyznając wyróżnienie twórcom filmu za: odwagę w poruszeniu tematów, które do tej pory nie zostały w polskim kinie dostrzeżone, a które uważamy za istotne ( o czym pisałyśmy w maju czyt. tutaj ).

Reżyser i scenarzysta - Władysław Pasikowski  (w czapce) - na planie Pokłosia

Pokłosie na pewno zapada w pamięć i jeszcze długo po obejrzeniu filmu nie można przestać o nim myśleć. Napięcie jest utrzymane przez cały seans co zdecydowanie działa na plus, dzięki temu nie było okazji, żeby zacząć się nudzić. Jednak bardzo mocne zakończenie, wydało mi się raczej przesadzone i niepotrzebne. Nawet bez tej sceny film daje dużo do myślenia. Długo się zastanawiałyśmy (jak już ochłonęłyśmy i mogłyśmy cokolwiek powiedzieć, a to zajęło nam trochę czasu), jak rozszyfrować symbolikę tej właśnie sceny. Każda z nas miała różne propozycje i co najciekawsze – wszystkie z tych propozycji wydały nam się logiczne i sensowne. Jeśli już widzieliście ten film, to chętnie poznamy także Wasze interpretacje. 

Po Pokłosiu zaczęłam też bardziej doceniać Macieja Stuhra, który do tej pory kojarzył mi się z komikiem i luzakiem, gospodarzem różnych gali i komercyjnych imprez. Rolą Józefa Kaliny bardzo dużo zyskał w moich oczach, niestety przez wielu widzów jest za tą postać szykanowany, a nawet znienawidzony. Dziwi mnie tylko to, że tak mało się wspomina o Ireneuszu Czopie, choć jego rola była tak samo ważna i dobrze zagrana, jak Macieja Stuhra.

Filmowi bracia: Ireneusz Czop (jako Franciszek) i Maciej Stuhr (jako Józef)


Niestety łącznie z nami film oglądało zaledwie kilka osób, podczas gdy sala obok była całkowicie wypełniona fankami oglądającymi ostatnią część Zmierzchu. Te priorytety polskich kinomaniaków jakoś nie napawają optymizmem. 

A na koniec kilka niedorzeczności, czyli dlaczego oceniam Pokłosie „jedynie” 9/10, a nie 10/10:

UWAGA SPOILERY:
-Niezniszczalny garnitur Franciszka Kaliny – mimo wielu, naprawdę wielu przejść , za każdym razem wystarczało prowizoryczne pranie w misce wody, by następnego dnia spodnie i marynarka wyglądały jak nowe.
-Kombajn zamówiony na  4 rano – niejeden rolnik wytrzeszczy oczy ze zdziwienia. Czy nikt z produkcji Pokłosia nie słyszał nigdy o porannej rosie uniemożliwiającej młócenie zboża?
-Płyty żydowskich nagrobków – mimo, że wykopywane z błotnistej ziemi, to wcale niezabłocone. Poza tym bracia przenosili je tak, jakby obaj mieli krzepę Pudziana (a wcale na takich nie wyglądają).
- Nienaturalne dialogi – z jednej strony zwracanie się do innych w trzeciej osobie i  jakiś dziwny szyk zdań, a z drugiej bardzo podkreślone końcówki „ą” „ę” – naprawdę nie słyszałam, żeby ktoś tak mówił na wsi, a co dopiero żeby wszyscy we wsi tak właśnie mówili.
KONIEC SPOILERÓW

Jednak te wszystkie nieścisłości nie pogarszają ogólnego pozytywnego wrażenia. To jedynie ciekawostki filmowe, a tego typu niedopatrzenia można zaleźć w dosłownie wszystkich filmach, co jest niezłą gratką dla spostrzegawczych widzów, lubiących wyszukiwać różne gafy twórców. A ja jeszcze raz podkreślam – Pokłosie to ten typ filmu, który zdecydowanie należy zobaczyć.


2 komentarze:

  1. A ja ze swojej strony polecam jeszcze "Mój rower". Nie chodzi mi oczywiście o przejażdżkę na moim jednośladzie lecz o film, który również pojawił się w ostatnim czasie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wychodzi na to, że Polacy robią ostatnio coraz więcej dobrych filmów. Skoro polecasz, to na pewno niedługo też obejrzę "Mój rower" :)

      Usuń