Siły reklamy i promocji chyba nie trzeba nikomu
tłumaczyć. Niejednokrotnie chwytliwe slogany działają na nas tak strasznie
kusząco, że trudno się oprzeć zachęcającej ofercie. Dotyczy to w zasadzie
wszystkiego – zakupów, wakacyjnych wyjazdów, pożyczki w banku, no i oczywiście filmów. Whisky dla aniołów jest doskonałym
przykładem tego, jak strategia marketingowa może wprowadzać widzów w błąd.
Hasła z plakatu: „Totalna zabawa” i „Brytyjska
komedia, którą pokocha 38 milionów Polaków” brzmią jak zapowiedź doskonałego
kina rozrywkowego, mającego nam dostarczyć kilkudziesięciu minut śmiechu. W ten sam sposób przygotowano trailer, ponieważ zmontowano w nim dosłownie wszystkie momenty, które można by ewentualnie uznać za
śmieszne. Sceny wyrwane z kontekstu i wesoła muzyczka w tle, tworzą wrażenie
świetnie się zapowiadającej komedii roku. Zastanawiałam się po co tak właściwie
twórcy na siłę przedstawiają Whisky dla
aniołów w świetle komedii, skoro nie da się ukryć, że komedią nie jest.
Jeśli zrobili to celowo, to być może stwierdzili, że wówczas zarobią więcej,
niż na przeciętnym filmie obyczajowo – dramatycznym (trudno mi określić jaki to
właściwie gatunek). Jeśli jednak zrobili to nieświadomie, to jest to jeszcze
gorsze, bo z taką promocją zdecydowanie nie trafiają w odpowiedni target. Do
kin wybiorą się miłośnicy komedii, którzy w trakcie seansu mogą mieć wrażenie,
że pomylili salę.
Fabuła - W
filmie śledzimy losy czwórki znajomych, mających różne problemy z prawem. Głównym
bohaterem jest Robbie (Paul Brannigan) – młody tata, który wcześniej brał udział w licznych bójkach,
ale ze względu na synka, chce zerwać ze swoim starym życiem. Pomaga mu w tym
opiekun Harry (John Henshaw), wprowadzając go w tajniki fascynacji whisky. Dziwnym trafem
okazuje się, że Robbie ma doskonały zmysł smaku i węchu, przez co mógłby być
dobrym degustatorem tego trunku. Pewnego dnia wpada na pomysł, jak wykorzystać
whisky (niekoniecznie swoją i niekoniecznie legalnie) do tego, by się szybko
wzbogacić. W realizacji planu pomagają mu: kleptomanka Mo (Jasmine Riggins); Rhino (William Ruane) – najbardziej
nijaki i Albert (Gary Maitland), najdziwniejszy z całej czwórki: odrzucający i
obleśny, życiowo nieporadny i głupi, ale wpadający czasami na dobre pomysły.
Plan idealny z whisky w tle ? |
Jak już się w trakcie filmu zorientowałam, że jednak nie oglądam komedii, to stwierdziłam,
że może chociaż Whisky dla aniołów ma
jakieś przesłanie, o którym będzie można później podyskutować. Niestety
nic z tego. Motyw przewodni zupełnie do mnie nie trafił. Whisky jako złoty lek
na wszelkie kłopoty jest dla mnie totalną bzdurą i absurdem, na miarę filmu
fantasy i chętnie już bym o nim zapomniała. Kolejnym minusem są zupełnie przeciętni
aktorzy. Nie znam ich z żadnych wcześniejszych ról i na pewno nie będę teraz szukać informacji, gdzie będzie można znów
ich zobaczyć. Jedynie wspomniany wyżej Maitland, grający Alberta, idealnie
pasował do swojej roli. Nie jestem jednak pewna czy to dobrze, bo pewnej odrzucającej sceny z jego udziałem na pewno tak
szybko nie zapomnę.
Gary Maitland, filmowy Albert |
Czytałam w internecie różne komentarze widzów na temat
tego filmu. Opinie były bardzo skrajne, bo jedni uważali, że film jest
niesamowicie nudny i ciężko go obejrzeć do końca. Inni z kolei bardzo go zachwalali. Znalazłam nawet takie podsumowania jak: „rewelacyjny”, „film z przekazem”, „ambitne
kino”. Ja jednak uważam, że Whisky dla
aniołów ciężko sklasyfikować. Film nie był aż tak przeraźliwie nudny, a to
sto minut jakoś mi minęło. Za to na pewno nie powiem, że jest to kino ambitne, bo motyw:
spróbuj whisky, a życie ci się ułoży – nie jest dla mnie żadnym przekazem.
Podsumowując: Nie polecam, bo nie wiem za co można
by go polecać.
Nie o whisky chodzi, a o, najprościej ujmując, odnalezienie pasji/sensu/jakiegokolwiek światełka w życiu, które może je odmienić. Robbie miał whisky, ale równie dobrze mógł się zafascynować łyżwiarstwem figurowym. Wszystko sprowadza się do tego, że nieistotne jest skąd się wywodzisz, ile w życiu napaskudziłeś itp. Te czynniki nie musza zdominować Twojego życia, jeśli tylko znajdziesz impuls do jego zmiany.
OdpowiedzUsuńRozumiem, że whisky jest tylko przenośnią :) Mimo wszystko do mnie ona nie trafiła.
UsuńPozdrawiam :)
Ja poszłam na ten film zdając sobie sprawę, że bardzo lekkie i łatwe to nie będzie. Nie widziałam wcześniej ani trailerów, ani nie czytałam recenzji. Poszłam na ten film do kina przy okazji przeglądu filmów Kena Loacha i krótkie rozeznanie twórczości tego reżysera sprawiło, że własnie nie oczekiwałam "komedii roku". Szczerze mówiąc przez pierwszą połowę filmu myślałam, że dam temu filmowi niską ocenę, i zgodzę się z tobą, na początku przecież to właściwie dramat społeczny. Było ciekawiej pod koniec SPOILER motyw kradzieży alkoholu, tych trzech butelek, kiedy jedna zbili, jedną sprzedali i jedną chłopak podarował Harry`emu - dla aniołów - ładne to było ;-) KONIEC SPOILERA. Film można obejrzeć, ale bez rewelacji. We wstępie przed seansem do tego filmu usłyszałam od znawcy tegoż reżysera, że "Whisky dla aniołów" to nie jest najlepszy film Loacha ;-)
OdpowiedzUsuńLoacha dopiero poznaję i mam nadzieję, że inne jego filmy przyćmią mój niesmak po "Whisky..."
UsuńPozdrawiam :)