poniedziałek, 26 listopada 2012

Gra pozorów / The crying game


Film z 1992 roku to, można by napisać, dwie osobne produkcje połączone jednym wątkiem.  Pierwsza część opowiada o schwytaniu angielskiego żołnierza Jody'ego przez bojowników IRA w Irlandii Północnej. Przetrzymywaniu towarzyszą rasistowskie wyzwiska i bestialskie zachowanie, ale również rozpoczynająca się więź między porwanym a jednym z IRA, Fergusem. Dla mnie był to wątek troszkę naciągany bo dobra relacja nastąpiła bardzo szybko, a nie wiem czy możliwa jest przyjaźń gryzionej antylopy z lewem. W każdym razie przyjaźń ta rodzi wątek główny całej produkcji a mianowicie dziewczynę brytyjskiego żołnierza Dii. Historia ta kończy się śmiercią Anglika. Jestem pewna, że sposób w jaki zginął zaskoczy Was podobnie jak mnie.

Wątek łączący: Fergus ma za zadanie pożegnać Dii od jej partnera, a nie ukrywajmy, że musi się gdzieś zaszyć po nawiązaniu tak bliskiej relacji z ofiarą.

Drugi motyw, osobna historia, to relacje bohatera ze wspomnianą Dii. Jak nietrudno się domyślić rodzi się między nimi uczucie i byłaby to kolejna, jedna z wielu historii o miłości, gdyby nie fakt, że Dii okazała/okazał się mężczyzną. I to w najbardziej intymnej sytuacji jaka łączyć mogła obojga. Uwierzcie mi, że motyw ten zwala z nóg, stanowi najbardziej zaskakujący element całego filmu. Zmienia nasze postrzeganie o 180 stopni, napędza myślenie, zaskakuje, rozpędza fabułę, cały film nabiera zupełnie innego znaczenia. Reżyser przeprowadza nas przez te skrajne emocje, pokazuje walkę Fergusa z samym sobą. Nie powiem jakie zakończenie wymyślił dla nas Neil Jordan, sami przyznacie, że postać grana przez Stephena Rea ma trudny orzech do zgryzienia. Pomimo, że film rzuca pytanie: A co Ty zrobiłbyś/zrobiłabyś w podobnej sytuacji ? To jednak odpowiedź do końca nie jest możliwa. Myślimy nad odpowiedzią, jednakże kolejne pokazywane wątki uniemożliwiają klarowną odpowiedź. Można powiedzieć, że reżyser rzuca nam wyzwanie dobrze wiedząc, że nie możemy się z nim uporać, dopóki nie doświadczymy pokazanej sytuacji. Drwina ta zasłużyła na Oscara w 1993 roku za Najlepszy scenariusz oryginalny.

Dii & Fergus
Rozwiązanie połączenia obu motywów wątkiem kryminalnym każdy oceni inaczej. Mnie przekonuje.

Nie mogłam opędzić się wrażeniu, że postać Jody'ego (brytyjski żołnierz) przypomina Johna Coffey z Zielonej Mili. Rzecz jasna jest to jedynie mój własny, subiektywny osąd. Podobni są nie tylko kolorem skóry, przede wszystkim taką samą wrażliwością, delikatnością, obie postaci darzymy podobnym współczuciem.

Osobiste oklaski dostałaby ode mnie Miranda Richardson grająca bojowniczkę IRA. Drapieżna, przekonująca - doskonała.

Nie ukrywam, że wolę kino współczesne i z chęcią zobaczyłabym dobry remake tego filmu, jednak oceniam produkcje na bardzo dobry. Daję mu 7/10.

Pozornie jest to zwykła historia o miłości.  Pozornie tylko odrobinę połączona z opowieścią kryminalną. Pozornie wybór między byciem z ukochaną osobą a rozłąką jest łatwy. Jordan pokazuje jednak, że pozory mylą. A coś co wydaje się oczywiste może być tylko grą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz