środa, 28 listopada 2012

Dzwonnik z Notre Dame / The Hunchback of Notre Dame

Walt Disney jest moim osobistym Jezusem. Jednym z największych postaci XX wieku. A bajki jego wytwórni oglądam z takim samym zapałem, jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką. Gdy Disney chce nas zabrać w podróż do średniowiecznego Paryża, nie wypada odmówić.

Podróż rozpoczniemy piosenką:


Jestem pewna, że oglądaliście tą bajkę i to nie raz. Ale pokrótce przedstawię Wam fabułę. Quasimodo to wyjątkowo szpetny dzwonnik. Przez całe życie ukrywa się w wieży katedralnej, a jego jedynymi towarzyszami są ptaki i gargulce, które ożywają i dotrzymują towarzystwa głównemu bohaterowi. W dzieciństwie nasz bohater przezywa prawdziwą traumę, jego rodzice to Cyganie, których tępią ludzie okrutnego sędziego Frolo. W strachu przed piekłem po zabiciu rodziców chłopca sędzia zajmuje się sierotą. O ile zajmowaniem się możemy nazwać zamkniecie w katedrze Notre Dame, słowne znęcanie się i pogardę. Gdy chłopak kończy 20 lat przeżywa chwilę buntu i wychodzi zobaczyć festyn z okazji Dnia Błazna, przeżywa tam zarówno chwile radości jak i upokorzenia. Poznaje piękną cygankę Esmeraldę. A następnie fabuła biegnie jak oszalała.



W Esmeraldzie zakochuje się Quasimodo, następnie zaś dowódca ami Febus a na końcu sam Frolo. Każdy jednak inaczej okazuje jej to uczucie. Dzwonnik jest opiekuńczy, ratuje jej życie, żołnierz flirtuje z nią i ratuje jej przyjaciela Dzwonnika a Frolo rwie sobie włosy z głowy, nakłada na nią ekskomunikę i próbuje zabić. Gdy spytałam moją 9 letnią siostrę czy coś z tego rozumie odpowiedziała: - Nie, ale piosenki są fajne.

Wydaje mi się wiec, że Dzwonnik to nie tyle bajka dla dzieci, co dla starszych pokoleń. Ok, tak naprawdę próbuję sobie wytłumaczyć jak 23 letnia studentka tak dobrze bawi się na bajce. Ale przecież to Disney!

Mimo zaplątanej i skomplikowanej doić fabuły jak dla dzieci, Disney zaserwował nam piękną kreskę, dokładność i masę kolorów przedstawionej rzeczywistości. Szczegółowość postaci i elementów przyprawia w zdumienie! A mamy rok 1996, bez bajerów, photoshopów i cudów techniki.


Kolejną zaletą są postaci, tak wyraźne, ze mimo, iż mamy ich wiele, a każda pokazywana jest łącznie kilka minut to po seansie rysują nam się ich dokładne portrety psychologiczne. Każda z postaci jest wyjątkowa i ma coś w sobie. Mi do gustu najbardziej przypadły gargulce, no i oczywiście Quasimodo. Btw: nie uważacie, ze ten Febus to jakiś tępy osiłek? Gdybym ja pisała scenariusz zakończenie byłoby zgoła inne!

Uzupełnieniem całej produkcji oraz wykazem emocji bohaterów są piękne piosenki. Wpadające w ucho, a na dłużej w pamięć. Cudowna ścieżka dźwiękowa - jak zawsze u Disneya.

Mamy end ale czy happy? Podoba mi się takie wiarygodne rozwiązanie, Disney nie przesłodził a wypośrodkował - kolejny plus!


Przede wszystkim jednak, co najważniejsze - wytwórnia daje nam dużą lekcję tolerancji i tego, ze świat nie jest czarno-biały. Brzydki nie znaczy zły, a fucha sędziego nie dodaje rozumu. Tolerancji zarówno w stosunku do osób niekoniecznie pięknych ale też innych grup etnicznych. Wszyscy jesteśmy tacy sami a ocena nie zależy od tego jak wyglądamy i gdzie się urodziliśmy ale ile dobrego zostawiamy za sobą. Ah, piękny, bajkowy morał. Zarówno dla dzieci, jak i dorosłych ;)

Kolorowy Paryż, pełen śpiewających Cyganek i masywne, wywołujące dreszcze mury katedry Notre Dame w tej bajce oceniam na 8/10!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz