poniedziałek, 12 marca 2012

Mój tydzień z Marilyn


Biograficzny, Dramat, 2012

Biografie i filmy oparte na prawdziwych wydarzeniach to zdecydowanie moje ulubione kategorie. Przecież najlepsze scenariusze pisze życie, a ja się z tym zgadzam w 100%.



To prawda, że nawet najlepszy scenarzysta, reżyser, obsada i cała reszta ekipy filmowej nie są w stanie opowiedzieć w 1,5 h wszystkich szczegółów z życia jakiejkolwiek osoby. Jednak taki właśnie film może być bakcylem do tego, by zacząć się interesować losami danej postaci i po zakończeniu seansu mieć ochotę dowiedzieć się o niej jak najwięcej.  Jeszcze większym sukcesem jest sytuacja, w której znanego nam wcześniej bohatera zaczynamy odtąd postrzegać w zupełnie innym świetle. Tak właśnie się czułam po obejrzeniu Mojego tygodnia z Marilyn. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym jak wyglądała praca na planie z „boginią seksu”. Monroe kojarzyła mi się z ładną buzią i białą sukienką. Aż tu nagle odkryłam, jak dużo zapału, pracy, serca  i nerwów wkładała ona w swój zawód.  Marilyn dogłębnie analizowała każdą postać, którą miała zagrać, a  aktorstwa nie utożsamiała z udawaniem. Jeśli nie rozumiała kontekstu, uczuć, myślenia granej przez siebie postaci – nie było szans na realizację filmu. Jednak prywatnie była toksyczna, zarówno psychicznie, jak i fizycznie; zarówno dla siebie, jak i dla otoczenia.


Kilka dni temu rozmawiałam na ten temat z moją współblogerką (pozdrawiam LBDJ ). Zachwycałam się wtedy grą Meryl Streep w Żelaznej damie i powiedziałam, że moim zdaniem, to było prawdziwe aktorskie wyzwanie. Uważałam, że Marilyn Monroe była tak charakterystyczną osobą, że wystarczy założyć blond perukę, przykleić pieprzyk nad ustami i zalotnie się uśmiechnąć, a wszyscy i tak od razu rozpoznają o kogo chodzi. Teraz mogę stwierdzić, że myliłam się PRZEOGROMNIE! Michelle Williams wykonała naprawdę trudne zadanie. Do perfekcji opanowała sposób poruszania się, mimikę, gesty, ale przede wszystkim mowę i głos, złudnie podobne do oryginału (nie mam pojęcia jak aktorzy potrafią tak bardzo zmieniać nawet barwę głosu!). O tym jak wiele ta rola zmieniła w  życiu Williams można przeczytać w aktualnym numerze Filmu – artykuł Elżbiety Ciapary i Anity Zuchory: Zdolne brzydkie kaczątka.






Jednak na sukces filmu nie zapracowała tylko główna aktorka, a cała obsada, m.in. Eddie Redmayne w roli młodego Colina Clarka, który spędza z Marilyn tytułowy swój tydzień. Warto też wspomnieć o Emmie Watson. Choć w filmie nie zagrała bardzo znaczącej roli, to widać, że stara się za wszelką cenę zerwać z wizerunkiem Hermiony z serii o Harrym Potterze.

Michelle Williams i Eddie Redmayne

Podoba mi się także pomysł na to, by film obejmował tematyką tylko tydzień z życia bohaterki. Dzięki temu, trudno jest zarzucić twórcom, że pominęli jakieś istotne elementy z życiorysu Marilyn Monroe. Jednak mimo wszystko można się spotkać z opiniami, że kobieta ta nie była przesadnie utalentowana, że współpraca z nią była koszmarem (tak dużym, że reżyser Laurence Olivier był zdruzgotany jej brakiem profesjonalizmu i po Księciu i aktoreczce nie wyreżyserował już ani jednego filmu) itp. itd., więc film, o którym piszę jest jednym wielkim zakłamaniem. Tylko skąd my możemy teraz wiedzieć jak to wszystko wyglądało w rzeczywistości? Warto pamiętać, że zawsze jest tyle wersji danego wydarzenia, ile osób o nim opowiada, a prawda i tak leży pośrodku. Dlatego zachęcam do oglądania filmu i wypracowania własnego zdania na ten temat J


2 komentarze:

  1. Ja, wielka fanka Marilyn, przyznaję się, że nadal tego filmu nie widziałam. A z tego co czytam, to koniecznie muszę to zrobić.
    Film jest oparty na książce, która jest wspomnieniami Colina Clarka, więc Marilyn ukazana w filmie jest Marilyn taką jaką ją widział i jak ją postrzegał Clark właśnie.

    I mała ciekawostka - jeżeli chodzi o zmianę głosu u aktorów - tutaj już olbrzymią rolę odgrywa praca z logopedą. Jest mnóstwo gwiazd, a przede wszystkim prezenterów radiowych, którzy mieli za wysoki głos (czyt. niezbyt przyjemny dla ucha) i poprzez specjalne ćwiczenia z logopedą obniżyli sobie tembr głosu, dzięki czemu mogą wykonywać swój wymarzony zawód :)

    OdpowiedzUsuń