Tym razem jest nas niewielu, ale za to zadziałaliśmy bardzo szybko. Zapraszamy na kolejny wpis z tego cyklu :)
ANIOŁ
Ewa: Ortega tworzy swego rodzaju kryminalną baśń za sprawą obranej stylistyki. Portretuje seryjnego mordercę nie skupiając się na samych jego zbrodniach, a na emocjonalnym podejściu Carlosa, zabójcy, do popełnianych czynów. Bowiem Carlos, mimo dobrego wychowania, bogobojnych rodziców, urodził się jako złodziej, który zdolny jest do wszystkiego. Odbieranie życia to dla niego pstryknięcie palcami, jak coś, do czego ma całkowite prawo - jak do wszystkiego innego na świecie także. Świetnie to podkreśla gra aktorska Lorenzo Ferro, wcielający się w głównego, tytułowego bohatera. Choć dla niektórych seans może być drogą przez mękę z powodu "dłużyzn", daję okejkę przede wszystkim za klimat oraz skupienie się na poczuciu wolności Carlosa, które było motorem napędowym wszelkich jego działań. Och, i ta muzyka - strzał w dziesiątkę!
Michał: Film widziałem przedpremierowo w styczniu i w zasadzie nic, prócz muzyki, z niego nie pamiętam. Typowy przeciętniak, który stylizowany jest na kino festiwalowe. Ciągnie się to, wlecze, choć, z tego co pamiętam, początek nie był jeszcze tak nijaki. Gdyby nie soundtrack byłaby totalna padaka – a tak może nawet komuś się to spodoba.
Michał: Film widziałem przedpremierowo w styczniu i w zasadzie nic, prócz muzyki, z niego nie pamiętam. Typowy przeciętniak, który stylizowany jest na kino festiwalowe. Ciągnie się to, wlecze, choć, z tego co pamiętam, początek nie był jeszcze tak nijaki. Gdyby nie soundtrack byłaby totalna padaka – a tak może nawet komuś się to spodoba.
Agata: Teoretycznie zakrawa o
thriller, a w dodatku biograficzny (wow!!), a mimo tego zdychałam z nudy. To,
co lubię u Almodovara – najgorzej, że nie potrafię sprecyzować co... po prostu
całokształt klimatu - u Ortegi stało się katorgą.
MIA I BIAŁY LEW
Agata: Bardzo ważny temat poruszony w filmie (hodowla lwów, jako "zabawek" na polowania bogaczy) troszkę niknie w całokształcie infantylnej opowieści naszpikowanej głupotkami. Jednak, jako że mamy do czynienia z kinem familijnym, można na to przymknąć oko. Fantastycznie, że obraz ten kręcono aż trzy lata! Od razu widać, że dorastanie i wiążące się z tym metamorfozy aktorów, to nie efekt pracy charakteryzatorów, a po prostu natury. Nie mam też pojęcia, jak to możliwe, ale filmowa Mia i jej biały, drapieżny przyjaciel naprawdę zagrali zgrany, przyjacielski duet. Podobno bez wykorzystania komputerowych efektów specjalnych. A zdjęcia Afryki - piękne!
GREEN BOOK
Ewa: Takie feel good movies to mogę oglądać całe życie! Zapomnijmy na chwilę, że "Green book" został zaprojektowany idealnie pod złotą, hollywoodzką statuetkę, i pozachwycajmy się chwilę grą aktorską. To nie scenariusz, a Viggo Mortensen oraz Mahershala Ali "robią" ten film. Ali perfekcyjnie ukazuje wewnętrzne rozstrojenie swojej postaci oraz brak przynależności, Mortensen - wrażliwość, paradoksalną subtelność, głośnego Włocha. Zabawny, wykalkulowany, mistrzowsko zagrany film o rasizmie i przynależności klasowej, który wprawi Was w zachwyt.
Michał: Jeśli patrzeć przez pryzmat ostatnich zwycięzców najważniejszej kategorii żenującej nagrody zwanej Oscarami, film Farrelly’iego jest najlepszym tryumfatorem od lat. To ciepłe, przyjemne kino, które naprawdę dobrze się ogląda. Potężna w tym zasługa Viggo Mortensena (mniej Aliego, który gra Aliego) oraz kapitalnego humoru. „Green Book” to, po prostu, bardzo dobrze opowiedziana historia o przyjaźni od której aż cieplej robi się na serduszku. Nie zmienia to jednak faktu, że za dwa/trzy lata, o tej produkcji, już zapewne pamiętać nie będę.
Michał: Jeśli patrzeć przez pryzmat ostatnich zwycięzców najważniejszej kategorii żenującej nagrody zwanej Oscarami, film Farrelly’iego jest najlepszym tryumfatorem od lat. To ciepłe, przyjemne kino, które naprawdę dobrze się ogląda. Potężna w tym zasługa Viggo Mortensena (mniej Aliego, który gra Aliego) oraz kapitalnego humoru. „Green Book” to, po prostu, bardzo dobrze opowiedziana historia o przyjaźni od której aż cieplej robi się na serduszku. Nie zmienia to jednak faktu, że za dwa/trzy lata, o tej produkcji, już zapewne pamiętać nie będę.
Monika: FILM MIESIĄCA! Przed
seansem przeczytałam gdzieś, że jest: ”uroczy”. I zgadzam się! Wiele razy w
trakcie seansu ma się ochotę zrobić: “aaaawwwwww”. Uwielbiam takie filmy, to
był totalnie mój humor! Czas zleciał szybko, jak na świetnym spotkaniu z
przyjaciółmi. Odkąd wróciłam z kina polecam wszystkim.
Agata: Bite dwie godziny podziwiania
kunsztu Viggo Mortensena <3 Poza tym,
mam bliżej niezidentyfikowaną słabość do kina drogi, nic więc dziwnego, że i tym razem odjechałam razem z bohaterami. Przesympatyczny seans.
FAWORYTA
Michał: Kolejny przehajpowany
film Lanthimosa. Robią z tego Greka jakiegoś mesjasza, a kolo jest totalnie
przeciętnym reżyserem, który raz może i zachwycił, potem jednak zaczął odcinać
kupony. „Faworyta” to bzdurny film o niczym, który nie dostarcza żadnych
emocji. Najzabawniejsze w tej produkcji jest to, że wychwala się absolutnie
słabiutką Colman, podczas gdy na ekranie najlepiej radzi sobie Rachel Weisz
(choć to i tak nie jest jej najlepsza rola). „Faworyta” zasługuje na jedno: na
zapomnienie.
Monika: Dajcie tej produkcji szansę
i czas. Przez pierwsze pół godziny zachodziłam w głowę: “Serio? Ktoś jeszcze
robi takie standardowe, nudne filmy historyczne?!”. I nagle - olśnienie! Nie
wiem czy to przez genialną Oscar-winner Olivię Colman, świetną Emmę Stone i
Rachel Weisz i ich dobrą chemię. Ale aktorki to najmocniejszy punkt tego filmu.
Odnoszę wrażenie, że ta historia mogłaby być opowiedziana lepiej, ciekawiej.
Ale wyszło całkiem nieźle! Mężczyźni schodzą tu na dalszy plan, ale szczerze to
się nie dziwię - każda z tych pań to niezłe ziółko, a Sarah (Rachel Weisz)
nieźle radzi sobie z bronią :)
Agata: Ani ziębi, ani parzy, co w tym przypadku, mimo wszystko, jest komplementem z mojej strony, ponieważ nie jestem fanką tego typu kina. Aktorsko – bardzo na tak. Doceniam również
konsekwencję w prowadzeniu fabuły, u Lanthimosa to dość rzadko spotykane zjawisko.
PLANETA SINGLI 3
Michał: No i klops. Po dwóch, bardzo
dobrych, częściach otrzymujemy średniaka, który w bardzo słabym stylu zamyka
trylogię. Co prawda chemia między Stuhrem a Więdłochą wciąż jest kapitalna,
jednak w scenariuszu zabrakło, tym razem, polotu w dialogach. Owszem, parę
fajnych tekstów się tu trafia, jednak głównie w pierwszej części projekcji.
Druga połówka to już standardowe, romantyczne smęcenie buły. Widać, że „trójka”
powstała zbyt szybko i chyba jej fabuła została autentycznie napisana na
kolanie. Szkoda…
Monika: Trzeba wiedzieć kiedy ze
sceny zejść niepokonanym. Twórcy powinni zaśpiewać sobie jeszcze: “kiedy powiem
sobie dość?”. Typowy skok na kasę po sukcesie poprzednich części. Gdy byłam w
liceum często mówiło się: “ŻAL”. To jedno słowo oddaje w pełni moje odczucia.
Skąd ta nagła drama? Kto w ten sposób organizuje wesele? Czemu to takie
naciągane? Chyba po to by zmieścić nazwisko Szyc i Linda na plakacie i w ten
sposób zdobyć więcej hajsu. Wstyd.
Agata: Gdyby to była Planeta
Singli 2.5, to napisałabym, że naprawdę nieźle trzyma poziom. A, że do tego
niestety należy dodać końcowe pół filmu, to wychodzi kicha. Dramy od czapy, marny poziom nowych wątków oraz porzucenie komediowego zacięcia spowodowały, że wyszłam z kina mocno rozczarowana.
LEGO PRZYGODA 2
Michał: Tak się tworzy sequele!
Film ten tylko w minimalnym stopniu jest słabszy niż część pierwsza i wciąż
dostarcza niekontrolowanych wybuchów śmiechu! Świetne cameo, WYBITNY dubbing,
masa rewelacyjnych scen – oj często będę wracał do tej produkcji! P.S. dobra
rada – to nie jest film dla bachor… dzieci, nie zrozumieją żadnego z żartów przygotowanych
przez twórców. Dorośli zaś będą się bawić wybornie.
Agata: Animacja wprost stworzona
dla dorosłych, którzy pod pretekstem bycia nieegoistycznymi opiekunami
zabierają swoją (lub wypożyczoną) dzieciariadę do kina, a tak naprawdę sami
zacierają ręce na myśl o gwarantowanej i potężnej dawce dobrego humoru. Efekt jest taki,
że dorośli faktycznie świetnie się bawią, a dzieciaki wiercą, skaczą, mają
problemy z pęcherzami i jedzą popcorn.
ALITA: BATTLE ANGEL
Michał: Trudno było orzec, czego
oczekiwać po tej produkcji. Nienawidzę mangi i anime, a tu ekranizacja. Na
szczęście jest to hollywoodzka ekranizacja i dzieło to daje radę! Ogromne brawa
należą się Robertowi Rodriguezowi – nie pamiętam, kiedy filmowy świat aż tak
żył! W tle akcji ludzie wykonują codzienne czynności, praktycznie w ogóle nie
ma pustych kadrów, człowiek aż czuje się mieszkańcem prezentowanego miasta!
Niesamowite uczucie! Jeśli do tego dodamy niezłą obsadę (Rosa i Chritoph!),
bardzo dobry soundtrack oraz rewelacyjne efekty specjalne (seans 3D w IMAX to
PETARDA – przypomnę, że nienawidzę 3D), trzeba stwierdzić, że „Alita” to
naprawdę dobre kino! Szkoda tylko, że scenariusz czasem kuleje…
Agata: Jedno z lepszych, o ile
nie najlesze, kino 3d, w jakim miałam okazję uczestniczyć. Oglądając ten film w
IMAXie w 3D wreszcie uwierzyłam w wałkowane przez nich hasło: Watch a movie or be part of one – tak, zdecydowanie
byłam part of. A fabuła? Cudownie
prosta i w zdecydowanej większości wciągająca.
JAK WYTRESOWAĆ SMOKA 3
Michał: Ponownie, niestety, piszę
w tym podsumowaniu o słabym zakończeniu trylogii. Bardzo lubię tę serię, jednak
twórcy „trójki” autentycznie nie mieli pomysłu na cały film kończący tę
historię. Dużo tu zatem zapychaczy, główny antagonista, który miał straszyć,
bardziej wali żenadą, a wątek miłości smoków został rozwleczony na ¾ filmu i po
prostu nudzi. Nie ma tu już tego humoru, „trójka” ma zupełnie inny wydźwięk.
Dobrze, że pozostali bohaterowie (poza Czkawką i Szczerbatkiem) są sobą i
chociaż oni ratują ten film przed katastrofą. No dobra, soundtrack i grafika
też dają radę. Pozostaje jednak żal, że tak fajna seria doczekała się tak
słabego finału…
Agata: Słodziaszkowe flaczki z
olejem. I o wieeeele mniej humoru, niż w poprzednich częściach.
PRODIGY. OPĘTANY
Michał: Trailery tego czegoś
śmigały w kinie od stu lat, już miałem ich serdecznie dość. Dlaczego zatem to
obejrzałem? Bo Unlimited. Dzieło to w ogóle mnie nie zaskoczyło – zapowiedzi
wróżyły słabiaka i słabiaka otrzymaliśmy. Twórcy chcieli zbudować ten film na
jump scare’ach, a wszystkie jump scare’y dało się banalnie przewidzieć.
Historia jest prosta, bohaterowie płascy, zaskoczeń (prócz małego w finale) tu
nie uświadczycie. Będziecie się jednak… dobrze bawić (co prawda nie tak, jakby
chcieli tego twórcy) – ja kręciłem bekę przez cały film i śmiałem się więcej
niż na niejednej komedii. Bzdurka.
Monika: Zupełnie nie tego się
spodziewałam! I to zaskoczenie na plus! Cieszę się, że w końcu ktoś wyszedł z
prostego schematu “filmu o opętaniu”. Jako, że dla mnie dobrym horrorem jest
ten z creepy dzieckiem - miałam ciarki. Jedynie zakończenie było niedociągnięte.
ZAKON ŚWIĘTEJ AGATY
Michał: Początek tej produkcji
wieszczy naprawdę niezłe kino! Jest fajny klimacik, ciekawie zapowiadające się
retrospekcje, demoniczne odloty. Szkoda tylko, że tak szybko to upada, a my
zamiast fajnego thrillera otrzymujemy kolejną, schematyczną kupę filmową. Ilość
idiotyzmów pod koniec projekcji przekracza wszelkie normy, bohaterowie
zachowują się jakby zamiast mózgów mieli fistaszki, a sztucznie budowane
napięcie wywołuje salwy śmiechu. Szkoda, bo myślałem, że produkcja ta mnie
zaskoczy…
Agata: Co prawda filmu nie
widziałam, bo nie oglądam horrorów, ponieważ są horrorami, ale tytuł jest
bardzo sympatyczny, taki na dysię z serduszkiem nawet.
KOBIETY MAFII 2
Michał: Patryku Vega, skończ
karierę! Nic tu więcej nie dodam, bo wciąż czuję się obrażony tym ku.ewskim
gównem, które zaserwował nam ten pseudoreżyser.
Agata: U pana Vegi konsekwentnie
beznadziejnie :) Znów obleśnie, znów obcinanie części ciała, znów zaczynanie i porzucanie wątków pobocznych, znów brak gry aktorskiej oraz znów humor, którego nie ogarniam. Nowy jest chyba tylko pluszowy niedźwiedź z Krupówek, który jeździ na rowerze udając, że jest PRAWDZIWYM niedźwiedziem cyrkowym. Plakat też jest znów beznadziejny, więc go nie wklejam.
GRANICA
Agata: Dość intrygujący fantasy/thriller/romans. W filmie obserwujemy połączenie skandynawskiego zamiłowania do baśni z ich stanowczym i często skrajnie surowym prawem. A na granicy tych dwóch światów stoi zagubiona i (nie bez przyczyny) zdezorientowana Tina, której charakteryzacja słusznie walczyła niedawno o Oscara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz