Film podobał mi się dlatego, bo pokazywał, że nawet w świecie mafijnym istnieją cienie i półcienie. Że mafiozo to nie koniecznie morderca, tyran i ekscentryk, który zabija swoich ludzi gdy podadzą mu złą kawę. Sonny to ułożony facet, który nie da sobie w kasze dmuchać ale ma też ludzkie odruchy takie jak sympatia do młodego C. a w kulminacyjnym momencie potrafi postąpić słusznie i moralnie. Rozdarty pomiędzy własną przynależnością a zauroczeniem do młodej czarnoskórej dziewczyny, pomiędzy zwykłym etatowcem - własnym ojcem a mafiozo, który ma takie pieniądze, że rządzi całym Nowym Jorkiem. Dodajmy do tego kilka mocnych scen, wyśmienitą grę pierwszoplanowych aktorów, zaskoczenie, świetną końcówkę i mamy przepis na świetny film. Nie tylko dla facetów.
czwartek, 17 maja 2012
Prawo Bronxu
Film ten dostałam z najnowszym magazynem ''Film''. Wszystko wskazywało na to, ze będzie to kolejny obraz w stylu Ojca Chrzestnego. Jednak tak nie było. Są tam oczywiście wątki morderstwa, nieustannej walki pomiędzy dzielnicami, Latynosami a Czarnoskórymi. Przede wszystkim jednak obraz ten opowiada o rozdarciu jakie przeżywa główny bohater. Z jednej strony wychowuje go ojciec, grany przez wyśmienitego Roberta De Niro, z drugiej wplątuje się on w środowisko nie chlubnej reputacji, w taką nowojorską mafię, której przewodzi Sonny, którego gra genialny Chazz Palminteri. Obaj panowie chcą grac pierwsze skrzypce w wychowywaniu młodego C. I oboje stają się dla niego bardzo ważni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz