A oto recenzja, na którą czekali wszyscy miłośnicy Watahy. Zanim jednak spotkamy się z nią po raz trzeci, przypomnijmy sobie najlepsze momenty, z pierwszej niezapomnianej nocy:
A oto jak można w ciekawy sposób spędzić noc w Bangkoku:
Dla jednych filmy Kac Vegas są kultowe, inni określali je jako epickie. Mało kto wychodził z kina niezadowolony. I pewnie, podobnie jak ja, nasłuchaliście się od znajomych, którzy słyszeli od znajomych znajomych, ze Kac III to ''syf'', ''masakra'' i ''porażka''. InLoveWithMovie dementuje plotki i przedstawia recenzję końcowej części trylogii.
Zacznijmy od tego, ze formuła ''trójki'' jest całkowicie inna od pozostałych części Chłopaki nie budzą się na kacu, w łazience nie ma tygrysa, a twarz Stu nie jest przyozdobiona tatuażem. Allan jest w rozsypce po stracie ojca, dlatego pozostała trójka postanawia zawieźć go do ośrodka który będzie mu w stanie pomóc. Niestety na miejsce nigdy nie dotrą, bo zostają wplatani w pewną kryminalną aferę, która swoje początki ma w wieczorze kawalerskim Douga w Kac Vegas. Przy okazji z więzienia ucieka stary przyjaciel Watahy - Chow, który odegra ogromną rolę w Kac Vegas III.
Pierwsze i podstawowe pytanie: Czy jest śmiesznie? A, jest. Kilka scen w tym filmie, określiłabym mianem tak zabawnych, że nawet największe ponuraki parsknęły by śmiechem. Zabawne momenty przede wszystkim oparte są na postaci Allana. Wydaję mi się, ze producenci odkryli jaki ładunek humoru zawarty jest w tej postaci i postanowili, nie raz na siłę, go wykorzystać. I dlatego mamy w filmie mieszankę bardzo śmiesznych gagów, ale i wymuszonych tekstów, na które trudno zareagować uśmiechem. Ale w końcu Allan to Allan i temu brodatemu grubaskowi łatwo wszystko wybaczyć.
Fabuła nie jest najmocniejszą częścią tego filmu. Chwilami przerysowana i trochę przewidywalna. Scenariusz najgorszy ze wszystkich trzech części - ale i tak wydaję mi się, że było to godne zakończenie bardzo dobrej trylogii, a o to trudno.
Mocnym elementem jest gra Zacha Galifianakisa i Kena Jeonga - czyli Allana i Chowa. Rekompensują nam oni niedosyt, jaki czujemy po całym seansie.
Jeżeli chcecie zobaczyć jak Allan śpiewa Ave Maria oraz jak wygląda wybranka jego serca, to zapraszam na seans. Dobry film. Kaca nie ma.
P.S No i ten Bradley Cooper!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz