Jestem pewna, że kiedyś powiedziałam Agacie, że Paula Hawkins pisząc ''Dziewczynę z Pociągu'' zrobiła ukłon w naszą stronę. Spostrzegawcza, wiecznie dojeżdżająca transportem miejskim kobieta z bogatą wyobraźnią? To jesteśmy my! (Minus oczywiście problem alkoholowy).
Rozumiem, że ktoś z tego filmu mógł wyjść nieusatysfakcjonowany. Trailery zapowiadały dość mocny thriller psychologiczny łamany na kryminał. A tutaj - wierna kopia książki.
Cały urok obu tkwi moim zdaniem w detalach.
Zarówno w książce, jak i filmie bardzo podobało mi się spojrzenie przez pryzmat wszystkich bohaterek (bez ''bohaterów'', jest to literatura dość feministyczna). Tak, jak zapewne wiecie - nienawidzę, gdy przedstawia się świat jako czarno-biały (i pisze to akurat Monika). Tutaj do głosu dochodzą półcienie. Właściwie na tym to wszystko bazuje. Autorka bawi się naszą uwagą przez pół książki, a gdy myślimy, ze ''wiemy co i jak'' pociąga za nos w zupełnie odwrotnym kierunku.
Gdy dowiedziałam się, że Emily Blunt ma zagrać Rachel byłam stanowczo na nie. Przed moimi oczami ukazał się obraz asystentki Mirandy Priestly w charakterze menela pod osiedlowym sklepem. To się nie mogło udać. A jednak! Dzięki naprawdę dobrej grze aktorskiej - swoją drogą, to chyba dość trudno zagrać kogoś pijanego? Czy nie lepiej się po prostu upić? - i dobrym specom od makijażu Emily wydała się bardzo wiarygodna. Sam problem alkoholizmu i przesadzania z daną używką jest dość trafnie pokazany.
Agata widziała ten film wcześniej. Powiedziała, ze nigdy (albo rzadko kiedy?) nie widziała tak wiernej ekranizacji. Ciężko się nie zgodzić. Poza tym, ze własnie aktorkę pierwszoplanową wyobrażałam sobie zupełnie inaczej, a w roli jednej z dwóch blondynek widziałabym Rosamund Pike, tak w każdej innej kwestii należy chylić czoła twórcom.
Absolutnie nie żałuję pieniędzy wydanych na bilet, a do samego filmu na pewno jeszcze kiedyś wrócę.
Ode mnie 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz