Czy da się zrobić film dokumentalny (pozostańmy na moment przy
tym słowie, bo z tego, co wiem, to dokumentalny może sugerować, że na faktach)
o smutasach w Nowym Jorku? Da się! Wystarczy tylko za kamerą usadzić Polaka.
No bo serio Panie Stasik? Przedstawiasz nam 21 mieszkańców
właśnie tego miasta i tylko jedna dziewczyna zdradza, że jest taka szczęśliwa,
że aż pyta nas widzów, czy to jest w ogóle możliwe? To chyba mamy na myśli dwa
zupełnie różne Nowe Jorki.
Ok, wiem, że zawsze trzeba pamiętać o tym, że
punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Najwidoczniej Stasik siedzi zupełnie
gdzie indziej, niż ja, ale po prostu nie kupuję tego, że wszyscy (niezależnie
od wieku, płci, orientacji, pochodzenia, wykonywanej profesji) za największy
życiowy cel obierają to, żeby doświadczyć miłości fizycznej. Bo inaczej nie ma
powodu do radości. Zarówno zawodowo, jak i prywatnie, liczy się tylko seks.
Nawet, jeśli ktoś się przed nim wzbrania i jest pewien, że nie tylko o to mu w
życiu chodzi, to sam siebie okłamuje, bo kończy się na jednym. Nigdy, ale to
przenigdy nie przekonuje mnie taka zero-jedynkowość. Równie bardzo nie znoszę
uogólniania. W przypadku tego dokumentu ukłuło mnie to tym bardziej, że jak
wskazuje sam tytuł, nie mamy w filmie do czynienia, ani z jednostkowym
bohaterem, ani nawet z małą grupą społeczną.
Natomiast, gdyby skupić się na kwestii
technicznej filmu, to muszę przyznać, że naprawdę spodobała mi się zastosowana
klamra i w ogóle pierwsza i ostatnia scena są naprawdę ładnie i zapewne
"nie po łebkach zrobione". A narracja temu towarzysząca też jak
najbardziej na plus.
Mimo wszystko - pozostawiam bez oceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz