Historia co prawda luźno, ale jednak oparta na faktach. Historia niezwykłej przyjaźni, która teoretycznie nie miała prawa się narodzić, a co dopiero rozwinąć! Historia królowej Wiktorii i jej hinduskiego sekretarza, Abdula Karima.
Doskonałe kreacje aktorskie. Zarówno Judi Dench w roli królowej Wiktorii, jak i Ali Fazal w roli Abdula Karima sprawdzili się rewelacyjnie. Czasami po prostu widać na pierwszy rzut oka, że coś między aktorami zaskoczyło w sposób, który pozwala im stworzyć duet idealnie zgrany. Tak jest właśnie w przypadku tej dwójki. Mimo, że mamy tutaj do czynienia z niesamowicie doświadczoną, przegenialną, niegwiazdorzącą gwiazdą gigantycznego formatu oraz tajemniczym, nierozpoznawalnym i stosunkowo młodym fircykiem. Być może właśnie to pomogło stworzyć aktorom tak wiarygodnie wypadającą na ekranie więź emocjonalną. W końcu mamy tutaj do czynienia niemalże z identycznym mezaliansem - aktorsko-prywatnie, jak i bohatersko-zawodowo.
Początkowo, film ma ton typowo komediowy. Perypetie Wiktorii i Abdula są bardzo pocieszne, momentami urocze i rozczulające. Aż chciałoby się westchnąć klasyczne aaawwwwww. Jednak, im brniemy dalej, tym robi się poważniej, smutniej, bardziej nostalgicznie i wzruszająco. A używając tych przymiotników naprawdę nie robię tego bezmyślnie. Na sali kinowej siedzieli widzowie, którzy nie krępowali się łez i głośno pociągali nosem. I byli to zarówno widzowie nastoletni płci żeńskiej, jak i rośli, dorośli faceci. Nie oceniam, nie krytykuję i naprawdę tego nie wyśmiewam. To bardzo ładne i godne pozazdroszczenia, że w ludziach tkwią takie ogromne pokłady emocji.
Niestety, ja od zawsze mam problem z szybkim przywiązywaniem się do bohaterów, więc ich nawet najżałośniejszy los nie jest w stanie wywołać u mnie potoku łez. A to automatycznie pozbawiło mnie frajdy z seansu. Chociaż to chyba dość niefortunne stwierdzenie. Mimo wszystko film ogląda się naprawdę dobrze. Historia jest ciekawa. Aktorzy fantastyczni (będę to powtarzać, by wszystkim się utrwaliło). I ciekawe, różnorodne, prześliczne plenery. Polecam więc z czystym sumieniem, chociaż dla mnie jest to film jednokrotnego użytku, którego nie przeżywałam przesadnie długo.
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz