poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Wybuchowa Para / Knight and Day

   O ile w okresie Świąt Bożego Narodzenia może nam zabraknąć czasu na obejrzenie wszystkich, powiązanych tematycznie z tym okresem filmów, o tyle Święta Wielkanocne rządzą się własnymi prawami. Ja w tym okresie stawiam na sprawdzone, uwielbiane dramaty oraz komedie. I właśnie tymi drugimi postanowiłam zaspokoić swój głód filmowy. Po obejrzeniu Wybuchowej Pary mój apetyt na dobre kino wyostrzył się, bo film okazał się niestrawnym daniem.


   Z czym do ludzi, czyli o czym jest ta historia? No więc mamy śliczną June (Diaz), która na lotnisku poznaje agenta Roya (Criuse). Wpadają na siebie, małe small talk, po czym June zostaje powiadomiona, że nie ma dla niej miejsca w samolocie, ponieważ jest pełny. Koniec tej historii był bliski, jednak jak się zapewne domyślacie, miejsce się znajduje, i jest to świetna okazja do tego, by z widza zrobić idiotę, ponieważ, w tym przeładowanym samolocie, w następnej scenie siedzą tylko dwie osoby.Ten przygłupawy wstęp jest zapowiedzią jeszcze gorszych intryg. Suma summarum okazuje się, że ''źli ludzie'' próbują wrobić Roya, a on sam wciąga blondynkę w całą serię wymuszonych, nieprzypadkowych sytuacji.

Jest film akcji, jest i pościg na motorze. OCZYWIŚCIE.

   Są takie filmy do bólu przerysowane. Sceny w nich są tak oczywiste i tak skomponowane, by wprost wrzeszczały o gatunku filmowym, jaki reprezentują. Produkcja jest filmem akcji, więc OCZYWIŚCIE gra w niej Tom Cruise, na którego ja osobiście jestem uczulona. We wszystkich filmach gra tak samo, próbując udowodnić, że męskością przewyższa Chucka Norisa. W Wybuchowej parze OCZYWIŚCIE gra samego siebie, czyli zabija dziesięciu ludzi na raz, ratuje piękną blondynkę, jest tajemniczy, steruje sam samolotem i utrzymuje równowagę stojąc na dachu pędzącego auta. OCZYWIŚCIE. Dodatkowo sypie złotymi myślami częściej niż Paolo Coehlo na swoim facebooku i są to frazesy w stylu ''Częściej znaczy niby''. Cruise wprowadza do filmu jedynie swoje nazwisko, którym podpisuje tę nachalną akcję całej produkcji.

   Pościgi samochodowe widzieliśmy już wcześniej setki razy, dlatego bardziej od nich fascynować nas może gra Pou i kolejna runda Sky Jump (tak, nudziło mi się). Jeżeli chodzi o Cameron Diaz, to pomimo sympatii, nie mogę powiedzieć, by była ona zaletą tego filmu. Grała OCZYWIŚCIE podległą, zdominowana, zauroczoną blondynkę, niezdziwioną niczym, której nie przeszkadza, że świeżo napotkany facet cały czas odurza ją lekami i wprowadza w stan głębokiego uśpienia. Nie przeszkadzają latające przy uchu groźby, kule i to, że facet jest po prostu wkurzający. OCZYWIŚCIE happy end wliczony w cenę. James Bond dla ubogich.

   Pomimo tego, że film wypchany jest, niczym nasze świąteczne brzuchy, scenami pościgów, egzotycznymi krajobrazami i goniącymi zbirami, to ciężko doszukać się w tym wszystkim wiarygodności. Wystarczy spojrzeć na scenę, w której jeden z terrorystów trzyma się kiełbasy, aby nie wypaść z pociągu. Śmieszne, jednak nie mam pewności, czy takie było zamierzenie twórców. No i OCZYWIŚCIE nie mogło zabraknąć naciąganego wątku, w którym Cameron Diaz pokaże się w bikini.

  Podsumowując - jeżeli marzycie o relaksie w te Święta, to znacznie bardziej polecam 500 Dni Miłości, do którego zabrałam się po Wybuchowej Parze.  W tym drugim wybuchy owszem były, ale nudy. 5/10.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz