Trzeba przyznać, że od czasu do czasu ogólnodostępna TV potrafi zaskoczyć udanym repertuarem. Mam na myśli przede wszystkim stacje: TVP Kultura i Stopklatka.tv (chociaż oni zaczynają lubić powtórki...). Kilka dni temu widziałam na jednej z nich film "Duchy Goi". Zważając, że jest to dramat-biograficzno-kostiumowy, z udziałem Bardema i Portman, sama się sobie dziwię, że dopiero teraz oglądałam go po raz pierwszy.
Piękna Inés (Natalie Portman), córka zamożnego madryckiego kupca, zostaje postawiona przed trybunałem Świętej Inkwizycji. Na mękach przyznaje się do sekretnego praktykowania judaizmu i zostaje wtrącona do lochu. Zrozpaczony ojciec prosi swojego przyjaciela, Francisco Goyę (Stellan Skarsgard), aby pomógł mu uwolnić dziewczynę, którą jeszcze niedawno z takim upodobaniem malował. Goya kończy właśnie portret brata Lorenza (Javier Bardem) - tajemniczego mnicha, który jest jednym z najwyżej postawionych dostojników hiszpańskiego kościoła, więc przypuszczalnie może pomóc uwięzionej Inés. Jednocześnie sąsiednia Francja coraz bardziej pogrąża się w rewolucyjnym chaosie, z którego wyłoni się niebawem mąż opatrznościowy - Napoleon. Wkrótce ruszy on ze swoimi żołnierzami na Madryt... (źródło: Filmweb).
Filmy historyczne-biograficzne, ze względu na spostrzegawcze oko znawców tematu, często są narażone na ostrą krytykę. Nie inaczej jest w przypadku "Duchów Goi", gdyż twórcom filmu zarzuca się to, że nieszczerze przedstawili problematykę inkwizycji. Jednak, pewne przekoloryzowanie faktów, które mogło wystąpić w filmie, zapewne i tak spełniło swoją rolę - fabuła jest wciągająca, a ja sama nie mogłam się wyzbyć uczucia współczucia w stosunku do Inés.
Nawet jeśli kogoś nie interesuje kino poświęcone tematyce kościoła, to "Duchy Goi" warto zobaczyć dla dwójki wspomnianych we wstępie aktorów. Przede wszystkim, jestem zachwycona potrójną rolą Natalie Portman (Inés w młodości, Inés w starszym wieku oraz nastoletnia córka Inés - Alicia). Zdaję sobie sprawę z tego, że ogromne znaczenie ma tutaj doskonała charakteryzacja, ale Portman nadała wszystkim swoim bohaterkom niepowtarzalnego ducha i zaopatrzyła je w wyraziste osobowości. Dzięki temu, oglądając niby tą samą twarz aktorki, tak naprawdę nie ma żadnych wątpliwości, która jej postać aktualnie pojawia się na ekranie. Jak dla mnie - mistrzostwo!
Film oceniłam 7/10. Za: grę aktorów, świetną charakteryzację i scenografię, wartką akcję, fabułę wpadającą w pamięć, wzbudzenie we mnie empatycznych odczuć w stosunku do ówczesnej ludności.
Dlaczego nie więcej? Przez: bardzo jednostronne i całkowicie negatywne ukazanie kościoła (nic nigdy nie jest wyłącznie czarno-białe, powtarzamy to z Moniką w naszych recenzjach od zawsze!), oraz przez to, że w moim odczuciu jest to film "jednokrotnego użytku", nie sądzę, żebym do niego kiedyś wróciła (no... może kiedyś, kiedyś...).
P.S. Nie wierzę, że dystrybutorzy potrafili tak ładnie przetłumaczyć tytuł filmu! ;)
Film "jednokrotnego użytku"? Być może. Widziałem go tylko raz i nie mam ochoty do niego wracać. Nie dlatego, że mi się nie podobał, ale dlatego że pamiętam niemal każdą scenę. Natalie Portman rewelacyjna, to jedna z jej najlepszych ról moim zdaniem. Potraktowanie instytucji kościoła jest takie jakie być powinno, bo jeśli opowiada się o hiszpańskiej inkwizycji to nie można inaczej, wyrządziła ona równie wiele szkód co Hitler.
OdpowiedzUsuńDla mnie jednokrotnego użytku też nie dlatego, że mi się nie podobał, tylko dlatego, że raczej rzadko wracam do filmów podejmujących trudną tematykę. Wiadomo, że ich rolą nie jest zapewnienie widzowi czystej rozrywki, tylko zachęcenie do pewnych przemyśleń. Ja te przemyślenia mam w trakcie pierwszego seansu, dlatego gdy mam obejrzeć ten sam ("ambitny") film po raz drugi, to robię to albo wtedy, gdy za pierwszym go nie zrozumiałam, albo gdy już go nie za dobrze nie pamiętam.
UsuńJeśli chodzi o porównanie całej instytucji kościoła do jednej osoby - Hitlera, to nie do końca jest to dla mnie przekonujący argument.
Miałam bardziej na myśli to, że zawsze i wszędzie można znaleźć ludzi dobrych i złych. Jednak, faktycznie muszę przyznać, że opowiadanie w "Duchach Goi" o tych dobrych ludziach ówczesnego kościoła (trudno mi uwierzyć, że dosłownie wszyscy zachwycali się wprowadzanymi zasadami), byłoby bez sensu i świadczyłoby o braku konsekwencji w scenariuszu.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)
Kościół dążył do tego, by na świecie zapanowała jedna religia - chrześcijaństwo. Hitler dążył do tego, by światem rządziła jedna rasa. Stąd to porównanie.
UsuńNa pewno nie wszyscy ludzie kościoła popierali takie metody, ale wszelkie sprzeciwy uważane były za herezję i były srogo karane. Dlatego lepiej było się nie wychylać.