wtorek, 1 lipca 2014

Very Good Girls

Recenzja filmu Very Good Girls

Statystyki udowadniają, że czerwiec to miesiąc, w którym na InLoveWithMovie.blogspot.com panuje smętna cisza. Wcześniej mogłyśmy to uzasadniać nagłymi i intensywnymi zrywami nauki na sesję, ale w tym roku (pierwszym nie-sesyjnym!) trudno stwierdzić, dlaczego w tym samym czasie obie straciłyśmy wenę do pisania.

Na szczęście, nowy miesiąc – nowe postanowienia! W lipcu ma być gorąco nie tylko za oknami, ale też na naszych klawiaturach, więc zapowiadamy poprawę J Zwłaszcza, że sezon ogórkowy w kinach zachęca do nadgonienia niemałych zaległości wcześniejszych premier. U mnie na pierwszy ogień poszedł film „Very Good Girls”, o którym jakiś czas temu czytałam, później zapomniałam, ale za sprawą autorki bloga Ponapisach końcowych – wreszcie obejrzałam.


Krótki opis fabuły  może być zachętą wątpliwej jakości. Scenariusz, jakich wiele: dwie młode dziewczyny, absolwentki szkoły średniej, postanawiają stracić cnotę jeszcze przed pójściem do college’u. Pech, przypadek, przeznaczenie, czy jak kto woli – ironia losu sprawia, że przyjaciółki zakochują się w tym samym chłopaku. Do tego problemy rodzinne w tle, rozstania i powroty i… no dobra, napiszę też o plusach.

Od jakiegoś czasu śledzę karierę młodszej siostry bliźniaczek Olsen – Elizabeth. O jej talencie wspominałam już w recenzji "Martha Marcy May Marlene" i "Kill Your Darlings".  To właśnie udział Elizabet w „Very Good Girls” był pierwszym powodem, dla którego kilka miesięcy temu dopisałam ten film do listy do obejrzenia. Po seansie byłam mocno rozczarowana, że Olsen zdecydowała się zagrać tak mało-oryginalną postać w filmie z tak mało-oryginalnym scenariuszem. Ale po zastanowieniu stwierdziłam, że mimo wszystko muszę przyznać, iż wczuła się w swoją rolę w 100%. Doskonale wpasowała się w wolną i swawolną hipiskę, działającą pod wpływem emocji, ślepo zadurzoną w obcym chłopaku i bezgranicznie wierzącą w nieskazitelną przyjaźń. Lubię tą Olsen!

Elizabeth Olsen
Drugi powód, to druga młoda aktorka – Dakota Fanning. Staram się do niej przekonać już od paru ładnych lat i nadal nie potrafię. Jak dotąd, najbardziej podobała mi się w „The Runaways: Prawdziwa historia”, ale to może zasługa samego filmu, bo trawię w nim nawet Kristen Stewart (prawie mi się podobała!). Chociaż w „Very Good Girls” Dakota zagrała tą główniejszą główną bohaterkę, to i tak przyćmił ją blask Elizabeth.

Dakota Fanning
Trzeci powód, to nieco starsza koleżanka po fachu – Demi Moore. Jako mama-hipiska wyglądała bardzo ładnie, ale jej rola nie należała do tych z wyższej półki, więc nie pozwoliła Demi rozwinąć aktorskich skrzydeł. Może to i dobrze,  bo w końcu to nie ona miała być najważniejsza – i tutaj zachowano konsekwencję.

Demi Moore
Mam wrażenie, że jestem już za stara na tego typu historyjki, ale wolę sobie wmawiać, że to tylko za długi staż filmowego oglądania i za dużo konkurencyjnych scenariuszy siedzi w mojej głowie J Kulminacją gromadzącego się przez cały film na mojej twarzy wyrazu znużenia/zażenowania była ostatnia scena. Nikt mi nie wmówi, że to film z przesłaniem, ku chwale przyjaźni. W związku z tym polecam obejrzeć „Very Good Girls” wyłącznie dla obsady, nie fabuły. Daję też dużego plusa za przewodni motyw muzyczny i brzdękanie na gitarze połączone z delikatnym śpiewem w wykonaniu Elizabeth Olsen.


Oceniłam 5,5/10. 

3 komentarze:

  1. Wow! Dakota i Elizabeth w jednym filmie! Dwie, młode zdolne, nieźle ;) Oglądałam ostatnio Oldboya z Olsen, baardzo mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja "Oldboya" jeszcze nie widziałam... chyba nigdy się nie wygrzebię z tych zgromadzonych zaległości! ;)

      Usuń
  2. Watch & Free Download Full Length Very Good Girls Movie here http://bit.ly/1rGOh9l

    OdpowiedzUsuń