Tradycyjnie, jak po każdym
ciekawszym filmowym wydarzeniu, planowałam zrobić fotorelację z krótkimi
komentarzami. Jednak, tym razem byłoby to zdecydowanie za mało.
Dlatego
przedstawiam Wam moje TOP 6 serduszek dla NH 2015:
1. Filmy, filmy na sali kinowej, filmy na sali kinowej CALUTEŃKI DZIEŃ. W
ten weekend zrozumiałam, że Enemefy to pikuś. Jeśli pierwszy seans zaczyna się
o 9.45, ostatni kończy o 00:30, a pomiędzy nimi są przerwy jedynie na kawę, coś do schrupania i siku, to stwierdzenie „naoglądałam się do syta” przestaje
być metaforą. Zazdroszczę i jednocześnie podziwiam tych, którzy w taki sposób
funkcjonowali przez cały festiwal. Nie przeszkadza mi nawet to, że niektóre
filmy kompletnie mi się nie podobały, bo rekompensatę stanowił ostatni
obejrzany przeze mnie na NH – fantastyczny „Mustang”(reż.Deniz Gamze Erguven).
Recenzja na dniach.
2. Emocje – Nie tylko te wywołane kolejnymi historiami płynącymi z
dużego ekranu. Dzień festiwalowicza zaczynał się najpóźniej o 8.30 od rezerwacji
seansów na dzień następny i były to emocje porównywalne do czekania na wyniki
totolotka. O ile się gra w totolotka, oczywiście. Miejscówki na najbardziej
chwytliwe filmy rozchodziły się w 20 sekund lub mniej. Tak było np. w przypadku
„Love” (reż. Gaspar Noe) i zaznaczam, że miejscówek tych było 200. Btw. „Love”
to erotyk, który narobił szumu w Cannes. Wierzcie mi, że nie ma nad czym
szumieć… recenzja na dniach ;)
3.Ludzie – wszyscy przebywający wówczas we Wrocławiu :D I zapaleńcy siedzący obok w kinie (tutaj w
szczególności pozdrawiam starszą panią, która po spotkaniu z reżyserem -Kinga
Dębska- i producentem -Zbigniew Domagała- filmu „Aktorka” poprosiła mnie o
wysłuchanie jej przemyśleń o Czyżewskiej, bo „na forum to krępowała się o tym powiedzieć”
<3); i ci, dzięki którym znalazłam
drogę z Dworca do hostelu, z hostelu do kina, z kina do miejsca spotkania ze
Scopowiczami itd. (tutaj w szczególności pozdrawiam inną starszą panią, która
odprowadziła mnie na sam przystanek, jechała ze mną tramwajem aż pod hostel i
naśmiewała się z syna, który wydzwania z pytaniami „Jak gotuje się pietruszkę
do sałatki?” <3 ). Miejscowi są zawsze idealnym dopełnieniem jakdojade.pl!
4. Maria i Bogdan Kalinowscy – honorowi goście Nowych Horyzontów (tak,
ta najstarsza i najsłynniejsza para widzów), których spotykałam w drodze do
kina na pierwszy seans i w drodze z kina po ostatnim seansie. Jak zawsze głośno
rozmawiali podczas filmów i jak zawsze nikt nie miał im tego za złe.
5. Spotkania z twórcami – tego chyba nie trzeba argumentować.
Najpozytywniej wspominam dyskusję z Przemysławem Wojcieszkiem, reżyserem „Jak
całkowicie zniknąć”. Film mi się nie podobał (wcale), ale szczere wyznanie
filmowca: „Tak się cieszę, że zostaliście po filmie. Kocham Was”
zrekompensowało niesmak po seansie ;) ale film nadal mi się nie podoba (wcale).
6. Atmosfera – banał? Nie. Setki widzów koczujących na trzech
kondygnacjach Kina Nowe Horyzonty i zawzięcie dyskutujących tylko o jednym, to
piękny i niecodzienny widok. Wybaczam im nawet to, że stanowili gęsty tłum,
którego tak nie znoszę.
Strasznie żałuję, że mogłam
przyjechać jedynie na weekend kończący festiwal, jednak spędziłam go bardzo
aktywnie a rozpisany sobie plan zrealizowałam w 100%. Jedyne minusy wyjazdu:
brak Moniki i brak moich najulubieńszych z ulubionych blogerów filmowych.
Kino Nowe Horyzonty Nawet w toaletach pełna kultura :) |
Serdecznie podziękowania dla
Gutek Film za przyznanie karnetu uczestnika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz