Estetyczny, poważny i monotonny.
Żeby nie napisać nudny. A z resztą… estetyczny, poważny i nudny.
Plakat jest tym, co najładniejsze w "Nad morzem". Ale jeszcze ładniej wyglądałby u mnie na ścianie <3 |
Kilka pierwszych scen i już
znałam diagnozę: „Nad morzem” wygląda pięknie, ale wartkiej akcji tutaj nie
znajdę. Na początku w ogóle mi to nie przeszkadzało. Co więcej, to była
gigantyczna zaleta. Tak zagapiłam się na Brada i Angelinę (mimo, że nie są już
AŻ tacy idealni, jak jeszcze kilka lat temu) oraz na cudne nadmorskie widoki,
że fabułę potraktowałam jako trzeciorzędny i zbędny dodatek do tych ładnych
obrazków. Co nie zmienia faktu, że fabuła cały czas płynie, raz na jakiś czas
uderzając mocniejszym akcentem.
Roland (Brad Pitt) i Vanessa
(Angelina Jolie Pitt), małżeństwo z 14-letnim doświadczeniem, właśnie przeżywa
solidny kryzys. Ratunku szukają w małej, francuskiej miejscowości, zaszywając
się w eleganckim, ale nieprzeludnionym hotelu. Roland liczy na znalezienie
inspiracji oraz natchnienia, by napisać kolejną powieść, a Vanessa – tancerka
na emeryturze - całymi dniami robi nic. Sytuacja nieco się ożywia, gdy w pokoju
obok zamieszkuje para młodych Francuzów (Melanie Laurent oraz Melvil Poupaud),
świętujących swój miesiąc miodowy.
Vanessa, to klasyczna
przedstawicielka jednego z najbardziej irytujących typów kobiety. Ma problem,
ale wprost nie powie jaki, bo po co. Z resztą, może o nim nie mówi dlatego, bo
Roland od początku go zna. Co więcej - w dużej mierze się do tego problemu
przyczynił. Denerwuje mnie to, w jaki sposób się zachowują, nawet bardzo denerwuje. Unikają swojego
towarzystwa, rozmawiają półsłówkami, są sztucznie uprzejmi. Śledząc ich
zachowania trzeba się wiecznie domyślać co tak właściwie siedzi w ich głowach i
po co w ogóle udają, że próbują naprawić to, co już zniszczone? Mnóstwo jest w
„Nad morzem” powagi. Uśmiech na twarzy Vanessy pojawia się dosłownie kilka
razy, w trakcie „zabawy”, w jaką nieśmiało wciąga męża, a która staje się
przełomowa dla całej tej historii.
Angelina, przeraźliwie chuda, ale
nadal posągowo piękna (albo pięknie wystylizowana) potrafi skupić na sobie
uwagę widza. Jest w niej jakiś taki wewnętrzny spokój i ogromna klasa, którą
trudno określić. Mimo tego, w małżeństwie Pitt, to Brad pozostaje aktorem na
światową skalę. Doskonale wypadł w kolejnej dramatycznej roli, chociaż w kilku
momentach było widać wesołe iskierki w jego oczach. Oczywiście w odpowiednich
momentach, a nie tak sobie. Tak, czy siak.. na Pittów po prostu i przede
wszystkim przyjemnie się patrzy.
Dziwne uczucie - oglądać film
psychologiczny i nie wynosić z niego żadnych sensownych wniosków. Seans „Nad
morzem” bardzo przypominał przeglądanie albumu z wakacji znajomych, którzy
dopiero co wrócili ze słonecznej Francji. Na początku brakuje słów, by wyrazić
wszystkie ochy i achy, rozczulając się nad pięknymi nadmorskimi widokami.
Jednak z czasem przestają one robić takie piorunujące wrażenie. A na końcu
mamy już serdecznie dość podziwiania pocztówek, które jedna po drugiej różnią
się zaledwie jakimiś niezauważalnymi detalami. Brak własnych skojarzeń z tymi
wszystkimi miejscami nie pozwala wczuć się w atmosferę, ani tym bardziej
odtworzyć wspomnień osób uwiecznionych na oglądanych obrazkach. To jest po
prostu beznadziejnie nudne. Tak, „Nad morzem” jest nuuuuudneeeee.
Jako stalker, przeczytałem, zanim było na fejsie :D
OdpowiedzUsuńSzacun :D
UsuńJolie powinna sobie podarować kręcenie filmów
OdpowiedzUsuńJakoś ani przez chwilę nie miałam ochoty tego filmu obejrzeć i tylko utwierdziłam się, że miałam rację :)
OdpowiedzUsuń