Podczas gdy tłumy dookoła mnie ekscytują się kolejnymi megagigahiperprodukcjami, o których słyszały nawet niedźwiedzie polarne, ja konsekwentnie i wytrwale oglądam też na bieżąco to, co serwują nam polscy filmowcy.
Początek roku zaowocował w głośne
i naprawdę dobre premiery, które bez zażenowania można określić mianem kina
gatunkowego. Jednak, idąc za ciosem śledzę również produkcje nie mające niczego wspólnego z luksusem posiadania
obfitego budżetu marketingowego. I w taki właśnie sposób wylądowałam jakiś czas
temu na pokazie „Śpiewającego obrusika” połączonego ze spotkaniem z reżyserem (Mariusz Grzegorzek)
oraz aktorami.
„Śpiewający obrusik” to film –
rewolucja. Zwłaszcza dla młodych ludzi aspirujących do wkroczenia w świat
produkcji filmowej. Został on zrealizowany jako dyplom studentów Wydziału
Aktorskiego studiujących w latach 2011-2016 w łódzkiej filmówce. Dlaczego
rewolucja? Po pierwsze, bo są w tym pierwsi, a po drugie, bo drudzy już
podążają ich śladami.
Film składa się z czterech
niezależnych etiud, które różnią się od siebie nie tylko tematem, ale również
sposobem realizacji.
Kazan – Przyznam szczerze, że
nie mam pojęcia, czy tak właśnie została zatytuowana ta część, jednak w związku
z tym, że pies Kazan był jednym z głównych bohaterów przyjmijmy, że tytuł jest
ok. Blokowisko, penerska młodzież, wściekle ujadający pies i wiecznie
niezadowolona matka. Ten przygnębiający, szaro-bury obraz śledzimy razem z
głównym bohaterem – właścicielem Kazana. Hasło przewodnie:
Narkolovestory – Chociaż na pierwszy
plan wysuwa się para zakochanych narkomanów, to etiuda dotyka też wielu innych
problemów współczesnego świata. Znieczulica społeczna, tabloidalna tendencja do
szukania sensacji i nieustający fenomen „Trudnych spraw” i „Dlaczego ja”. Hasło
przewodnie: „Nie odpierdalać maniany”.
Naleśniki z cukrem – Dramat w
czystej formie, obraz młodego pokolenia patologicznej rodziny. Najbardziej
realistyczna z etiud – nakręcona w prawdziwym, ciasnym mieszkaniu obnaża
przykre życie trzyosobowej rodziny. To, co wyprawia tutaj Lusia (dziecko, a w
dodatku naprawdę małe dziecko) jest jakimś niewyobrażalnym fenomenem.
Reżyser podkreślał, że w rzeczywistości polubiła swoich filmowych rodziców, ale
słuchając jej nieustających wrzasków naprawdę miałam co do tego wątpliwości.
Największy plus za ostatnią scenę – plus zwłaszcza dla Lusi! Nie wiem ile było
tutaj dubli, ale efekt końcowy wypadł genialnie.
Śpiewający obrusik – Coś
PRZEPIĘKNEGO! Rewelacyjna ekranizacja baśni (btw.ulubionej baśni reżysera). Idealnie
dobrani aktorzy, z właściwie wykorzystanymi predyspozycjami fizycznymi. Świetna
charakteryzacja i scenografia. Efekty specjalne, slow motion i przyśpieszenia
wywołujące efekt WOW. A do tego DOSKONAŁA NARRACJA, dzięki której już od
pierwszych sekund można z łatwością przenieść się w ten bajkowy świat. Warto
zwrócić uwagę na cały film chociażby dlatego, by obejrzeć
tą właśnie jego część.
Spotkanie z twórcami:
Zanim rozpoczął się seans Grzegorzek
krótko i dość nietypowo zaprosił na film, jednocześnie zachęcając do nie
wychodzenia w trakcie projekcji. Lekko mnie zdziwiło jego podejście do sprawy, które
delikatnie sugerowało, że spotkał się on już z widzami niezdolnymi do tego, by
wysiedzieć na jego filmie. Grzegorzek brnął dalej zaznaczając, że jeśli nie
spodoba nam się pierwsza część, to spodoba
nam się druga. Jeżeli jednak nie spodoba nam się również druga, to z pewnością docenimy
trzecią. Ale gdybyśmy nie polubili nawet trzeciej, to z czwartej na pewno
będziemy usatysfakcjonowani.
Teraz te słowa już w ogóle mnie nie dziwią,
ponieważ jest to doskonałe podsumowanie całej produkcji i zgadzam się z nim w
100%.
Było to jedno z najciekawszych
spotkań widzowie – twórcy filmu, w którym jak dotąd uczestniczyłam. Po pierwsze
byłam niesamowicie zażenowana poziomem pytań i w ogóle sposobem prowadzenia
rozmowy przez gospodarza wieczoru. Czy spotkaliście się kiedykolwiek z
sytuacją, gdy prowadzący w odpowiedzi na sarkastyczno – ironiczną uwagę gościa
użył sformułowania: „Przepraszam, tak mi się powiedziało”? Nie? Bo ja niestety
tak. Jednak dzięki temu byłam jednocześnie pod ogromnym wrażeniem niewymuszonej
swobody, pewności siebie i ciętej riposty reżysera. Zamiast odpowiadać na głupio-mądre pytanie zasugerował: „Zmieńmy pytanie. Nie bawmy się w mniej
inteligentnych ludzi". Zamiast udawać, że żadna rola nie hańbi honoru aktora,
tak podsumował pracę w tasiemcowatych serialach: „Wszyscy wiemy, że to gówno.
Żeby się tam dostać, to trzeba chyba wyciągnąć z dupy jelito grube i je zjeść.”
Źródło: FB Nowe Kino Pałacowe |
Szczerze polecam poszperać w
repertuarach kin studyjnych i wybrać się na najbliższy seans „Śpiewającego
obrusika”. Przede wszystkim ze względu na baśń.
1. Bardzo dobrze zapamiętałaś tytuł pierwszej części. Dokładnie jest to "Kazan (chłopiec i pies)", potem "Narkolovestory (miłość jest najważniejsza)", "Naleśniki (z cukrem)" i na koniec "Śpiewający obrusik".
OdpowiedzUsuń2. Grzegorzek nie kłamał co do Lusi. Dziewczynka była na pokazie na Cinergii. Jest przesłodka. Jak pojawiły się napisy końcowe to krzyknęła na całą salę "brawo!" i rzeczywiście wszystko z nią w porządku i z aktorami bardzo się polubiła (akurat to powiedziała nam jej mama ;))
3. Naleśniki (z cukrem) były kręcone bez dubli. Wcześniej mieli mnóstwo przygotowań, wszystko mieli dokładnie przećwiczone. Ale kiedy na plan weszło dziecko, to wszystko ogarnął jeden wielki chaos, więc jednego dnia nakręcili jedno ujęcie i drugiego dnia drugie - i to niepełne. Z tego musieli już zmontować całą historię Tacy byli tym wszystkim zmęczeni.
4. Grzegorzek jest zajebisty! Pokaz u nas w Łodzi był tego samego dnia, co u Was w Poznaniu, więc na naszym spotkaniu byli tylko aktorzy. Aż żałuję, bo jak byłam na Cinergii, to był i Grzegorzek, i aktorzy. I było świetnie :) Do tego rozmowę prowadził Spór, a jemu prowadzenie takich rozmów wychodzi bardzo dobrze.
5. Strasznie się cieszę, że Ci się podobało. Tak okropnie wszystkim ten film polecam, a wcześniej nie miałam bladego pojęcia czy spodoba się którejkolwiek z tych osób :P
6. Mnie najmniej podobało się "Narkolovestory". A "Śpiewający obrusik" - w sensie ostatnią część - pokochałam tak mocno, że specjalnie poszłam na ten pokaz przed premierą, żeby zobaczyć film po raz drugi, właśnie dla tej ostatniej opowieści :)
7. Potwierdzam - zdarzają się osoby, które wychodzą z sali podczas seansu tego filmu. Pomimo identycznej zapowiedzi filmu przez Grzegorzka na Cinergii, i tak parę osób wyszło w trakcie.
8. Na koniec mała ciekawostka. Z tego co widzę na zdjęciu, nie było u Was na spotkaniu tej laski, która grała dziewczynę głównego bohatera w "Kazanie". Więc pewnie o tym nie wiesz. Na Cinergii była i opowiadała, że przez całe cztery lata studiów zarzekała się, że w życiu nie wystąpi nago w filmie. A tutaj jej pierwszy film, w dodatku dyplomowy, a ona ma scenę łóżkową, cała naga. Okazuje się, że Grzegorzek jest tak świetnym reżyserem, że potrafił tak dobrze uzasadnić potrzebę nagości w tej scenie, że bez wahania się na to zgodziła... ;)
Madzia, świetne uzupełnienie mojej notki :) Dziękuję bardzo, bardzo za te wszystkie informacje :) I zazdroszczę Ci tego seansu na Cinergii!
UsuńOk, przekonałaś mnie do tego seansu! :)
OdpowiedzUsuńA jakoś wcześniej nie miałam nawet na to ochoty..
Suuuper! Czekam w takim razie na opinię :)
Usuń