niedziela, 13 marca 2016

Historia Roja

Recenzję zacznę od tego, że alternatywnym tytułem tego filmu jest ''Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać'' i już możecie mieć zarys katuszy, które spotkały mnie na sali kinowej. Dodam, że w bardzo ciekawym, w większości prawicowym targecie, dla którego ten film był mocną ''dysią''.


Bardzo rzadko czuję się poirytowana na jakimś filmie, zwłaszcza w kinie. Uwielbiam celebrację na sali kinowej. Nigdy (!) nie chciałam wyjść z kina, zmieniła to premiera filmu ''Historia Roja''.

Film z tak niskim budżetem, że chyba zrealizowanym za to, co zostało po zrzucie na pizzę dla kilku osób. Chyba nawet można napisać o płatnym wolontariacie dla aktorów. Znaczy się... dla ludzi, którzy stanęli przed kamerą, bo aktorstwem tych błazeńskich popisów nie można absolutnie nazwać.

Ciężko nawet sensownie sklecić kilka zdań by opisać tego gniota. Autentycznie byłam oburzona siedząc na sali kinowej i patrząc na coś, co dostało dwa patronaty Prezydentów Rzeczpospolitej Polskiej. 

Absolutnie współczuję wszystkim wycieczkom klasowym, które będą musiały się z tym zapoznać. Przede wszystkim została podważona główna idea filmu historycznego - nie wynosimy z tej produkcji nic. Żadnej wartości intelektualnej, żadnej wiedzy na temat głównego bohatera, politycznej otoczki, tematu żołnierzy wyklętych. Jedyny wniosek na temat Roja czyli Mieczysława Dziemieszkiewicza to to, że był psycholem. Czego niepodważalny fakt widzimy podczas sceny na weselu. Uważam, że gdyby wiedział, że jego historia zostanie opowiedziana w taki sposób, to zapewne zostałby florystą. 

Film z takimi dziurami w scenariuszu, takimi beznadziejnymi efektami/muzyką/dźwiękiem to hańba a nie hołd dla żołnierzy wyklętych. Absolutne amatorstwo. Temat jest nośny, wcześniej niedoceniony przez pracowników X Muzy, więc potencjał jest. A jednym słowem wyszedł z tego straszny shit. I najgorsze jest to, że stwierdzamy to już od pierwszej sceny, mając świadomość, że koszmar trwa 2.5 godziny. Gdybym miała wybierać, czy obejrzeć to raz jeszcze, czy pozwolić na użycie wiertarki na moich skroniach, to miałabym wątpliwość. Przyjemności podobnego kroju.

Wystarczy odrobinę zaspoilerować byście mieli pogląd na sytuację - w jednej ze scen postrzelony kierowca wyjmuje sobie kulę z czoła. Wyjmuje pieprzony pocisk! No to już jest gwałt na inteligencji ameby, a co dopiero widza w kinie.

Ignorancja półcieni, pokazywanie wszystkiego w biało-czarnych (a właściwie jedynych słusznych biało-czerwonych) barwach, gdzie nasi są dobrzy, a czerwoni są źli. A sami wiemy, że historia tego nie lubi. Zamiłowanie do slow motion, które pojawia się chyba w najbardziej nieodpowiednich momentach. Zalewski gdyby miał zrealizować film o polskich przedszkolach nakręciłby sceny, gdzie w slow motion dzieci jedzą zupę mleczną. Masa scen ''typu gołąb'', o których nawet nie chcę pamiętać. Monotematyczność, brak logicznego związku pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami. Absolutny chaos i cyrk, którego scena kulminacyjna ma miejsce na pogrzebie brata głównego bohatera. Bardzo duży krok w tył dla polskiego filmu wojennego.

Nie da się o tym filmie napisać bez wspomnienia o polityce. Gdy już nie faszerowano nikogo ołowiem, to z ekranu spływały na nas mocne, patriotyczne hasła. Skrajne zapatrzenie w słowa ''Bóg Honor i Ojczyzna'', które zaćmiewają niepodważalny fakt, że ten film był po prostu do bólu amatorski. Niektórzy ''10tkami'' pokazują swoja deklarację polityczną. Założę się, że wiele osób nawet tego filmu nie widziało, ale każdego, komu się on nie podobał wyzwą od idioty na służbie zdrajców Narodu/Żydów/Brukseli/Zachodu/TVN/itd. 

Tak więc chętnie przyłączam się do grona zdrajców.

1/10

Bez serduszka.


2 komentarze: