Od razu przyznaję, że kino afrykańskie zdecydowanie nie jest moim konikiem. Jednak jak przystało na kinomaniaka (to nie to samo, co filmomaniak) ciekawość po raz kolejny wzięła górę i znów wylądowałam w poznańskiej Muzie na filmach, których na pewno nie obejrzałabym w domu przed komputerem.
Tegoroczna AfryKamera była moją pierwszą i... pewnie myślicie, że dokończę zdanie "i na pewno nie ostatnią"... jednak nie tym razem. Nie sądzę, żebym w przyszłym roku znowu układała wszystkie swoje plany wokół kolejnych seansów w ramach tego festiwalu. Ale możliwe, że pomiędzy innymi zajęciami wpadnę do kina, na jakiś afrykamerowy film.
Kilka najciekawszych tytułów tegorocznej poznańskiej edycji:
1. Krótkie metraże:
Mimo, że zabrakło gościa, który miał wprowadzić widzów w temat (niejaki dr Marcin S. nawet nie poinformował o tym organizatorów, tylko wydelegował jakiegoś biednego wysłannika, który tuż przed seansami przepraszał w jego imieniu - tak podsłuchiwałam rozmowę ekipy kina z owym wysłannikiem) oglądanie niektórych filmów wywołało ogromne emocje. Najbardziej spodobały mi się dwa tytuły:
GHASSRA - Groteskowy, ze świetnym poczuciem humoru i dosadnymi wyolbrzymieniami, które potrafią rozbawić do łez. Zapadający w pamięć obraz zachowań i tendencji typowych nie tylko dla społeczności afrykańskiej, ale dla ludzi w ogóle. Mimo, że lekki w formie, to porusza bardzo trudne tematy: "populizm polityków, fascynacje zachodnią kulturą i konsumpcjonizm, fanatyzm lokalny, ekstremizm religijny i terror pieniądza". Uwielbiam takie sarkastyczne formy!
A ROMEO OŻENIŁ SIĘ Z JULIĄ - Apolityczny i stu-procentowo uniwersalny przekaz. Śledząc monotonne życie starego małżeństwa, aż ciśnie się na usta komentarz: "no i po co wam to było?". Nieszczęście bije nawet z cebulek włosów na ich głowach, swoją drogą - resztek cebulek. Siła filmu tkwi w jego ostatniej scenie, kiedy to nawet taki sceptyczny widz, jak ja przyznaje w duchu, że bohaterów łączyła największa miłość na świecie. Prawie wzruszający!
2. HEDI - To TEN tytuł, o którym mówi się, że zachwycił Meryl Streep na tegorocznym Berlinale. Film otrzymał nagrody za najlepszy debiut oraz za rolę Majda Mastoury wcielającego się w tytułowego bohatera.
Chociaż "Hedi" opowiada o rozterkach sercowych, to jest czymś więcej, niż zwykłym melodramatem. Przez pryzmat głównego bohatera poznajemy powolny proces przemian tunezyjskiego społeczeństwa. Nowoczesność technologiczna przeplatana z zaściankowością mentalną tworzą mieszankę, która nie może nie wybuchnąć.
Chociaż przedstawiony temat jest naprawdę ciekawy, to sam obraz nie wywołał we mnie aż takich emocji, jak wyżej wymienione krótkie metraże. Najlepszy (chociaż dziwnie to brzmi) jest przedstawiony tutaj problem. A cała reszta... to po prostu reszta ;)
3. AYANDA - Historia Ayandy, którą bez wahania można nazwać hipsterką. Ma 21 lat i postanawia postawić na nogi podupadający warsztat swojego nieżyjącego już ojca. Jej artystyczna dusza, pracowitość, odwaga i cała masa innych zalet sprawiają, że Ayanda to typowa kumpela, z którą chciałoby się zaprzyjaźnić mimo małej przeszkody, jaką jest dzielący nas szklany ekran.
Tłem, momentami wychodzącym na pierwszy plan, jest współczesny Johanesburg - kolorowy, dynamiczny i w ciągłym ruchu.
Całkiem nieźle się to oglądało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz