poniedziałek, 23 października 2017

Filmy na 8. Festiwalu Kamera Akcja



Z każdej Kamery Akcji wracamy z innymi wrażeniami, spostrzeżeniami i skojarzeniami. Tegoroczny festiwal będziemy wspominać przede wszystkim, jako obfitujący w bardzo dobre seanse. Z harmonogramu udało nam się wybrać (w większości) takie filmy, o których, aż miło jest pisać. Przygotujcie się więc na sporą dawkę miodu poniżej.  



[Minirecenzje by Agata, ale nasze oceny są jak zwykle zbliżone, a niejednokrotnie nawet identyczne.]

Według kolejności oglądania:


Lady M. – Bardzo pozytywne zaskoczenie. Idąc na ten film nie miałam żadnych wygórowanych, ani sprecyzowanych oczekiwań. Lady M. okazał się niespiesznym, ale wciągającym tytułem z intrygującą bohaterką na pierwszym planie. Dobrze wyważone połączenie romansu z thrillerem z proporcjonalną dawką jednego i drugiego. 7/10

Odwet – Temat często przewijający się we współczesnym kinie, czyli prześladowanie homoseksualistów w szkole. Oczywiście nie jestem za tym, żeby bagatelizować sprawę, ale kompletnie nie widzę sensu w tworzeniu kolejnych filmów, które praktycznie nie niosą za sobą żadnego nowego przekazu. Odwet jest zły przede wszystkim ze względu na bijącą po oczach przesadę. Zostały tutaj wrzucone chyba wszystkie możliwe stereotypy, które zobrazowano w tak niesamowicie karykaturalny i łopatologiczny sposób, że momentami film był po prostu śmieszny (nie mylić z zabawny). Świadczyły z resztą o tym reakcje widzów, którzy momentami nie mogli powstrzymać się od szyderczego rechotu. Ja sama ograniczyłam się do niejednego wzniesienia brwi, ale im dalej brnęliśmy w te bzdury, tym silniejsze miałam wrażenie, że za chwilę będę musiała ich szukać pod sufitem. Żenująco prosty i zero-jedynkowy tytuł. Jedyny nieudany seans podczas festiwalu. 4/10

Soyer – Tego filmu byłam chyba najbardziej ciekawa. Niezmiennie (i mimo wszystko) bardzo kibicuję polskiej kinematografii, więc nic dziwnego, że staram się śledzić poczynania nie tylko znanych twórców kina, ale również tych, którzy właśnie wkraczają na rynek. Soyer, to praca dyplomowa studentów Wydziału Aktorskiego w Łodzi i właśnie dlatego przymykam oko na pewne, może nawet i liczne jego niedociągnięcia. Film składa się z trzech części podzielonych według trzech głównych bohaterów. Najbardziej podobał mi się pierwszy rozdział – najzabawniejszy i trochę irracjonalny, jak jego tytułowy bohater. Chociaż w Soyerze widać niski budżet, niewielkie doświadczenie aktorów oraz kulejący pomysł na scenariusz ostatniej części (ale to akurat wina reżysera i scenarzysty Łukasza Barczyka), to i tak będę bronić tego tytułu. Przecież nie ma na świecie osoby, która w pierwszym miesiącu swojego życia zawodowego już mogłaby nazywać siebie specjalistą z dziedziny, którą szlifowała i poznawała w teorii przez kilka lat studiów. A jeśli komuś się wydaje, że jest takim specjalistą, no to... mu się wydaje.  6/10.

Beksińscy. Album wideofoniczny – Jeden z najciekawszych dokumentów, jaki widziałam w ostatnim czasie. Niesamowicie intymny, momentami wywołujący uczucie niezręczności, jakbyśmy byli bezwstydnymi podglądaczami wtykającymi nos w nie swoje sprawy i problemy. Doskonałe dopełnienie dla seansu Ostatniej rodziny. 8/10

Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem – Fantastyczne emocje, dzięki którym pierwszy raz w życiu oglądając mecz poczułam coś innego, niż totalne i niepohamowane znudzenie. I powiem głośno, że mogę nawet zostać wielką fanką sportu (dowolnej dziedziny), jeśli tylko będzie mi go serwować Janus Metz (reżyser). Wiem, że nie jestem oryginalna, bo mówią o tym wszyscy, którzy film już widzieli, ale muszę podkreślić, że aktorzy są tutaj PRZEGENIALNI. Sverrir Gudnason, jako Borg, który jest wyważony na zewnątrz, bardzo powściągliwy w okazywaniu emocji, ale zarazem skrajnie wyczerpany z powodu nieustannego i gigantycznego stresu oraz fizycznego wycieńczenia. Shia LaBeouf, jako McEnroe, czyli nieokiełznany narwaniec, zapaleniec, nerwus, który na korcie zachowuje się, jakby cierpiał na Zespół Tourette'a. A także Tuva Novotny, jako narzeczona Borga - to, jak przeżywała razem z nim dosłownie każde odbicie piłki, każdą sekundę przed, w trakcie i po meczu, to coś niewyobrażalnego. Poza tym, film bardzo wymownie ukazuje dwa skrajne oblicza rywalizacji. Po jednej stronie mamy uwielbianego przez tłumy faworyta, którego paraliżuje strach na samą myśl o tym, że mógłby zawieść tych wszystkich dopingujących go ludzi. Po drugiej stronie - osamotniony, nielubiany, dopiero wspinający się na szczyt sportowiec, który ma świadomość tego, że zdecydowana większość osób śledzących jego poczynania skupia swoje myśli wyłącznie na tym, aby poniósł on sromotną porażkę. Niby dwa totalnie różne położenia, ale tak naprawdę i jedno i drugie mogłoby doprowadzić kogoś niewprawionego w boju do obłędu. 8/10


VHS Hell – Polowanie na roboty - Pokaz z lektorem na żywo. Takich filmów nie ocenia się według tradycyjnej skali. Im bardziej absurdalnie, nielogicznie, kiczowato i tanio - tym lepiej. Sam film taki właśnie był, ale lektor w tym roku jakoś nie wspiął się na wyżyny swoich umiejętności (mam porównanie do zeszłego roku). Jednak wybaczam i na następnej Kamerze Akcji zapewne znów zasiądę o północy na jednej z sal kinowych, by czekać na kolejne uderzenie nonsensów. 

O spotkaniach, w których uczestniczyłyśmy w Łódzkim Domu Kultury w następnej części :D





2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Naprawdę chciałam o nich wspomnieć, ale nie mam za wiele do powiedzenia :) W sumie tylko tyle, że są takie sobie. Widać od razu, że Smoczyńska była na samym początku swojej reżyserskiej kariery. No i tak, jak stwierdziliśmy tuż po seansach - dźwięk w tych etiudach był okropny :(

      Usuń