Pozostajemy z Willem Smithem – aktorem, którego kojarzę
przede wszystkim z filmów Science Fiction, czyli tych, za którymi zdecydowanie
nie szaleję, ale jak właśnie stwierdziłam, widziałam już całkiem sporo. Muszę jednak
przyznać, że bohaterowie grani przez Willa np. w: Jestem legendą, serii Bad
Boys, filmie Ja, robot czy w opisywanych
dzisiaj Facetach w czerni zawsze
zapadają mi w pamięć. Mimo tego, zdecydowanie bardziej lubię Siedem dusz i W pogoni za szczęściem, bo moim zdaniem, to właśnie tam Smith
pokazał, co tak naprawdę potrafi dobry aktor.
Czym się sugerowałam wybierając MiB 3 ? Argumenty za
były takie: dawno nie widziałam filmu science fiction, więc skąd mam wiedzieć,
że gust mi się diametralnie nie zmienił? Być może stwierdzę, że to fantastyczna
kategoria! Dodatkowo jest to komedia SF, więc nasuwa się wniosek, że będzie się
też z czego pośmiać. Poza tym trailer jest całkiem zachęcający, a szalę na
korzyść filmu przechyliła piosenka
Pitbulla Back In Time ze ścieżki
dźwiękowej.
Faceci
w czerni 3 to, jak łatwo się domyślić, kolejna część przygód
agentów specjalnych, którzy kontaktują się z rozmaitymi kosmitami i dbają o to,
by Ziemianie żyli w nieświadomości istnienia tych dziwacznych obcych. Również w
tej części mamy okazję widzieć głównych bohaterów w charakterystycznych
czarnych garniturach, czarnych okularach i posiadających różne rodzaje
kosmicznej broni. Tym razem agenci MiB pokonują bariery czasowe, dzięki czemu
film staje się jakby wytłumaczeniem zagadek z poprzedniej serii. Dowiemy się np.
dlaczego agent K. (starszego gra Tommy Lee Jones i znamy go z dwóch wcześniejszych
serii, a w roli młodszego agenta K. wystąpił Josh Brolin) jest taki
sarkastyczny i mało uczuciowy. Poznamy też smutną przeszłość agenta J. (Will
Smith). Film jest oczywiście wypełniony perfekcyjnymi efektami specjalnymi i
szybką akcją, co działa na plus.
Najpierw napiszę co mi się spodobało, bo na szczęście
znalazłam kilka takich rzeczy. Ciekawe
były odniesienia do znanych nam postaci popkultury, jak: Mick Jagger, Lady Gaga, Justin Bieber,
Tim Burton. Chociaż byli „widoczni” dosłownie przez ułamki sekund (nie zdradzę
gdzie i kiedy, tylko zachęcam do uważnego oglądania J) to troszkę uatrakcyjnili film. Większą
rolę scenarzyści przypisali Andy’emu Warhol’owi (dla przypomnienia – znany przedstawiciel
pop-artu), który jak się okazuje jest w rzeczywistości jednym z tajnych agentów
MiB. Jeśli chodzi o efekty specjalne, to zdecydowanie najbardziej spodobała mi
się scena, w której agent J. przemieszcza się w czasie, by wrócić do roku 1969.
Jego skok z Empire State Building był naprawdę efektowny! Niestety akcentów
komediowych, jak na komedię było zdecydowanie niewiele. Mimo to zapamiętałam
kilka śmiesznych dialogów, np. rozmowa bestii ściganej przez K. i J. z
hipisami:
-
Make
love not war – hipis
-
Robię i jedno i drugie. - Bestia
Rozbawiła mnie też scena, w której agenci jedzą
ciasto po to, by zgodnie z teorią agenta K. znaleźć rozwiązanie pewnego
problemu. Oczywiście w trakcie jedzenia szarlotki agent J. dostaje olśnienia co
K. podsumowuje słowami: „Mówiłem, zaufaj plackowi”. Być może dla niektórych
jest to coś zupełnie bezsensownego, jednak ja, zważając na moją słabość do
szarlotki, jestem po prostu przekonana, że musi mieć ona jakąś paranormalną moc
:D :D :D
Jeśli chodzi o minusy,
to po pierwsze muszę stwierdzić, że gust mi się jeszcze nie zmienił i nie zostałam
fanką SF. Kosmici, obcy, bestie i wszystkie inne potwory są dla mnie tak obrzydliwe
i odpychające, że nawet straciłam ochotę na szarlotkę, a to naprawdę coś
wyjątkowego! Poza tym, jak już wspomniałam, jak na komedię było zdecydowanie za
mało śmiesznych momentów. Nie zachwyca też trochę nostalgiczne, a może nawet
wzruszające (to naprawdę Men In Black???!!) zakończenie, które zupełnie mi nie
pasuje do całej konwencji filmu. A na marginesie - myślę, że mężczyźni mogli
poczuć się zawiedzieni, gdy już na początku filmu zginęła postać grana przez
Nicole Scherzinger ;)
Podsumowując: polecam
wszystkim, którzy lubią ten gatunek, nawet jeśli nie widzieli dwóch poprzednich
części. Natomiast ja mam chwilową (a może jednak stałą) awersję do KOSMITÓW i
wszystkich tym podobnych obcych. Chyba wiadomo co wybieram:
1 |
0 |
vs
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz