Wakacje jeszcze trwają, więc podróżowanie,
zwiedzanie i odpoczywanie to ulubione zajęcia większości z nas. Nie da się
jednak ukryć, że podobnie jak w domu wybór dobrego filmu nie jest prosty, tak
na urlopie mamy analogicznie z wyborem
hotelu. A ja - tak paradoksalnie - na ten najlepszy hotel trafiłam
właśnie w domu, ponieważ przez 164
minuty gościłam w indyjskim Hotelu
Marigold.
Bohaterowie filmu to grupa emerytowanych
Brytyjczyków, którzy postanowili spędzić resztę swojego życia w „najlepszym
domu spokojnej starości w całych Indiach”. Zwrot ten wzięłam w cudzysłów,
ponieważ właśnie w taki sposób mówił o swoim hotelu jego właściciel – młody i
ambitny Sonny Kapoor (Dev Patel). Jednak rzeczywistość okazała się inna, niż
ulotka reklamująca to miejsce, a to trochę komplikuje całą sytuację. Najbardziej
niezadowolona z takiego obrotu rzeczy jest Muriel (Maggie Smith), przyjechała ona
na operację biodra, po której planuje natychmiast wracać do Anglii. Także
reszta gości zaczyna wątpić w trafność swojego pomysłu: samotny Norman(Ronald
Pickup) nieustannie poszukujący miłości życia; wdowa Evelyn (Judi Dench), która
nie może się uporać z długami męża; Graham (Tom Wilkinson) – sędzia pragnący
jeszcze raz spotkać miłość swego życia, wiele lat temu pozostawioną w Indiach;
małżeństwo Douglas (Bill Nighy) i Jean (Penelope Wilton), które na siłę
podtrzymuje wzajemną lojalność oraz szukająca nowych powodów do radości Madge (Celia Imrie).
Nieczęsto mamy okazję oglądać tak wielu
fantastycznych aktorów w jednym filmie. Dla przykładu - Judi Dench możemy
kojarzyć z obrazów najnowszych, jak: Mój
tydzień z Marilyn, J.Edgar, starszych: Zakochany
Szekspir, Golden Eye, czy mojej ulubionej Czekolady. Z kolei każde dziecko zna Maggie Smith grającą np.
profesor McGonagall w serii o Harrym
Potterze, lub Mrs.Medlock w Tajemniczym
ogrodzie. Jednak cała siódemka hotelowych gości to fenomenalne gwiazdy
brytyjskiego kina i długo można by wymieniać przeróżne tytuły z ich udziałem.
Ja bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam w obsadzie znanego ze Slumdoga Deva Patela. Młody aktor
świetnie wcielił się w optymistycznego właściciela hotelu i swoją rolą
wprowadził sporo komediowego nastroju. W związku z tym, choćby ze względu na
obsadę, trzeba koniecznie zobaczyć przedstawiony dzisiaj film.
Hotel
Marigold jest dobrym wyborem nie tylko dla starszych widzów.
Co ciekawe, można go odebrać jako swoistego rodzaju poradnik dla każdego z nas.
Przekonamy się na przykład, że nigdy nie jest za późno na zawalczenie o pierwszą w życiu pracę. Zobaczymy jak
najlepiej robić w Indiach zakupy, jakie sposoby na podryw są skuteczne, a jakie
nie oraz na co powinni zwracać uwagę telemarketerzy dzwoniący do zupełnie im
obcych klientów. Z kolei bardziej konserwatywni widzowie być może zrozumieją,
że z homoseksualizmem człowiek się rodzi i
się z niego nie wyrasta. Dodatkowym atutem (nie wadą w moich oczach!)
jest przedstawienie życia we współczesnych Indiach. Co prawda, po premierze
filmu Hindusi oburzyli się stwierdzając, że ich kraj został przedstawiony
stereotypowo, zaściankowo, a wręcz prymitywnie. Nie sądzę jednak, by reżyser (John
Madden ) postawił sobie za cel ośmieszenie Indii. Pamiętajmy, że to bohaterowie
i ich historie odgrywają w filmie pierwsze skrzypce. A jakże było miło zobaczyć
ten interesujący kraj z innej, niż bollywoodzkiej i ociekającej złotem, perspektywy.
Jako podsumowanie, a zarazem motto Hotelu Marigold niech posłuży dewiza
życiowa Sonny’ego Kapoora (przypominam: właściciel hotelu grany przez Deva
Patela), którą w filmie słyszymy kilka razy, zapewne po to, abyśmy się jej nauczyli na pamięć i kierowali nią w
swoim życiu J :
zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam plakat pomyślałam: WOW! Co za obsada!:)
OdpowiedzUsuńJest ciekawie, zabawnie i przyjemnie:) a z tą obsadą reżyser miał strasznie ułatwione zadanie! :):)
OdpowiedzUsuń