Film powstał na podstawie dzieła samego Williama Szekspira. Ponoć jest to najokrutniejszy z tworów pisarza.
Reżyserka Julie Taymur połączyła dwie epoki; starożytną i współczesną. Pomimo, iż film tyczy się głównie rzymskich legionów to mamy też wstawki ze współczesności; garnitury, rockową muzykę i automaty do gier. Jest to jeden z powodów dla których ta produkcja wydaje mi się tak interesująca i oryginalna.
Tytus Andronikus wraca ze zwycięskiej wojny. Musi poświecić jednego z pojmanych jeńców i tak wchodzi w konflikt z matką ofiary Tamorą. Mówi się, ze zdesperowane kobiety zdolne są do wszystkiego i film ten jest tego potwierdzeniem. Ofiary wciągnięte są w krwawe odwety, niektóre sceny są naprawdę makabryczne, okrutne ale niezapomniane.
Gdybym miała wybrać jedno słowo jakie zostało mi po seansie tego filmu byłaby to: ''brutalność''.
Utrudnieniem, a raczej ''do przyzwyczajenia'' jest język postaci filmu, który słyszymy raczej na deskach teatru niż w filmie.
Najbardziej wybijającym się niesamowitą grą aktorską był w Tytusie Anthony Hopkins (ale kogo to dziwi?) grający tytułowego bohatera.
Podsumowując: jeżeli chcecie zapoznać się z mało znanym dziełem Szekspira - obejrzyjcie Tytusa Andronikusa.
Jeżeli ciekawi Was najokrutniejsza według mnie filmowa zemsta - obejrzyjcie Tytusa Andronikusa.
Jeśli macie ochotę na ''coś innego'', brutalnego ale wyjątkowo oryginalnego - obejrzycie Tytusa Andronikusa.
Moja ocena; 8/10!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz