piątek, 24 stycznia 2014

Pod Mocnym Aniołem

   Polska to smutny kraj. Uwielbiamy narzekać i hejterzyć. Dramat przenosimy na ekrany kin. Bo w tym gatunku jesteśmy całkiem nieźli. W pierwszy weekend 250 tysięcy osób pobiegło na najnowsza produkcję Smarzowskiego. Wszyscy wychodzili odurzeni... dramatem. Film w sposób bezwstydny obnaża ludzkie słabości, reżyser nie zasłania nam oczu, ale każe patrzeć i wyciągać wnioski.


   Siłą reżysera jest pokazywanie spraw niewygodnych, kontrowersyjnych. Tym razem zabiera nas na posiadówkę w ośrodku odwykowym. Poznajemy tam zniszczony wódą i życiem margines społeczny. Jurka (Więckiewicz), butnego i aroganckiego pisarza, który poza ośrodkiem nie trzeźwieje, całe jego życie to nieustanne powroty na odwykówkę, ale Jurek wciąż przekonany jest, że on może z tym skończyć. Kolumb (Braciak), proboszcz, raczący nas swoimi złotymi myślami, jego popisowym numerem jest wymiotowanie na mszy, którą własnie odprawia. Borys (Dorociński), utalentowany młody reżyser, który szansy na dalszą karierę pozbył się, przez zalanie w trupa na imprezie promocyjnej własnego filmu. Towarzyszą im również Kinga Preis, Arkadiusz Jakubik, Izabela Kuna i Andrzej Grabowski (Ci dwaj ostatni akurat nie na odwyku). Taki pokaz talentów aktorskich to siła całego filmu. Specjaliści od charakteryzacji też odwalili dobrą robotę, wystarczy porównać zdjęcia z premiery, od tego co serwowane jest nam na ekranie  Niektórzy wyglądają, jakby pili od dwudziestu lat, byleby tylko przygotować się do tej roli.


  Zarówno najmocniejszym punktem, jak i największą słabością produkcji jest alkoholizm. Najciekawsze momenty to te, od których musimy odwrócić wzrok. Film chwilami jest tak niewygodny, że czujemy się jakby ktoś rozbił butelkę wódki, a my musimy siedzieć na odłamkach szkła. Wiercimy się, krzywimy, brzydzimy, głównie dlatego, ze prawda jest cholernie niewygodna. U nas piją wszyscy. Zapijamy problem jakim jest alkoholizm oraz problemy, których jest on przyczyną. Pijemy bo zimno, pijemy bo ciepło, bo weekend, bo ''po pracy'', bo okazja, bo imieniny, nie ważne czyje.


  A kto jest pierwszym alkoholikiem III RP? Oczywiście,  że Więckiewicz. Cokolwiek bym tu nie napisała, komplementów jakich bym tu nie użyła, wszystko to za mało. Absolutnie wiarygodny, absolutnie prawdziwy i absolutnie genialny.
  
  W porównaniu do ''Drogówki'' w filmie nie ma momentów komediowych, czego wielu oczekiwało. Razem z bohaterami przechodzimy przez kolejne fazy uzależnienia, a naturalistyczne sceny wywołują obrzydzenie, a nie uśmiech.

  Trochę naciągany jest według mnie wątek romantyczny, związku miedzy Jerzym a młodą studentką (Julia Kijowska). Ale to akurat można reżyserowi wybaczyć. Celem było zapewne ukazanie tego, że alkoholizm nie dotyczy jedynie osoby która pije, ale również tych w jego najbliższym otoczeniu.

   Rację miał Kuba Wojewódzki, że po tym filmie nie patrzysz już tam samo na alkohol. Czy obraz jest mocny jak 40% wódka, powalający jak spirytus, czy raczej jak małe bezalkoholowe? Z kina wychodziłam z takim obrzydzeniem do alkoholu, jakbym była na wielkim kacu. Mocna 8mka. Biegnijcie do kina.



2 komentarze:

  1. Film zobaczę tylko i wyłącznie dla Więckiewicza. Co prawda, obawiam sie, czy mógł on u Smarzowskiego rozwinąć w pełni skrzydła i ukazać nie tylko utytłanego w fizjologii alkoholika na zmianę z snującym swoje pijackie wynurzenia pisarzem, ale czy udało mu się uchwycić w tym upojeniu, człowieka? Wątpię, znając styl i wrażliwość tego reżysera.
    Bardzo podoba mi sie socjologiczny komentarz do filmu autorstwa Bartosza Żurawieckiego na Ale Kino! Utożsamiam się z jego opinią niemal w 100%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie udało się dostrzec człowieka w postaci Więckiewicza - nie wiem dokładnie czy bardziej bezsilnego, czy raczej świadomego tego, co robi ze swoim życiem, ale odebrałam go jako zagubionego. Słyszałam, że wiele osób uważa rolę Gajosa w "Żółtym szaliku" za mistrzowski popis gry aktorskiej i bezkonkurencyjne wcielenie się w alkoholika. Po obejrzeniu "Pod Mocnym Aniołem" jestem skłonna stwierdzić, że Więckiewicz był dla mnie jeszcze bardziej wiarygodny - chociaż pewnie też przez te naturalistyczne zdjęcia.
      Zgadzam się jednak, że Smarzowski ma specyficzny styl, jego filmów nie da się pomylić z żadnymi innymi i trochę się boję, że jego prace mogą mnie niedługo zacząć rozczarowywać (już teraz słychać sporo głosów, że jest on monotonny w tym co robi).
      Komentarza Żurawieckiego jeszcze nie znam, ale bardzo chętnie go poszukam, dziękuję za wskazówkę! :)

      Usuń