wtorek, 28 stycznia 2014

Sierpień w hrabstwie Osage / August: Osage County

Udany, bardzo udany jest filmowy początek tego roku! Tylko wśród styczniowych premier znalazłam więcej 7-kowych i 8-kowych tytułów, niż przez cały pierwszy kwartał zeszłego roku. Widać to też w naszych recenzjach, dawno nie znalazła się tutaj ostra krytyka i najprawdopodobniej tak szybko się nie znajdzie. A na pewno nie dzisiaj.


Po zniknięciu ojca, trójka dorosłych córek spotyka się w rodzinnym domu, by wesprzeć chorą na raka matkę (Meryl Streep). Ciężki charakter kobiety, zerwane siostrzane więzi, a także rodzinne tajemnice sprawiły, że ich pobyt nie mógł być sielankowy – mimo sielskiej i wiejskiej okolicy.

„Sierpień w hrabstwie Osage” jest ekranizacją broadwayowskiej sztuki. Nietrudno tutaj znaleźć podobieństwa do innych filmowych adaptacji utworów, które są znane przede wszystkim z desek teatru - np. do „Rzezi” Polańskiego. Większość scen ma miejsce na dość ograniczonej przestrzeni (dom), a pomimo kilku pobocznych wątków, cały czas wiadomo, że najważniejsze są skomplikowane relacje matki z córkami. Nie jest to jednak przesadnie kameralny obraz, kilka razy pojawiają się ujęcia plenerowe, a dynamiczność zapewniają liczne dyskusje z udziałem kilkunastoosobowej rodziny.

Domyślam się, że możliwość zagrania w tym filmie to spełnienie zawodowych marzeń dla niejednego aktora. Zdjęcia, scenografia, muzyka, efekty specjalne – nic z tych rzeczy nie rozprasza uwagi widza, bo to właśnie bohaterowie są najważniejsi, więc film jest idealną okazją do tego, by się pochwalić swoim kunsztem aktorskim. Z tej okazji skorzystali wszyscy występujący w „Sierpniu…”, co widać chociażby w fenomenalniej scenie rodzinnego obiadu. Znane nazwiska – Streep, Roberts, McGregor, Mulroney - były jedną z głównych przczyn, dla których czekałam na premierę tego film. Jak się okazało, było na co czekać, zwłaszcza w przypadku ról kobiecych. Widać to w nominacjach do Oscarów – Streep w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa i Roberts w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa.


Czytając różne recenzje „Sierpnia…” spotkałam się z opiniami, że Meryl Streep „przeszarżowała” i „zbyt wysoko wzlatywała na skrzydłach ego”, z czym w ogóle nie mogę się zgodzić. Już od pierwszej sceny z jej udziałem widać jak znakomity ma warsztat. Po co więc miałaby udawać kogoś mniej zdolnego, niż w rzeczywistości jest? Poza tym, grana przez nią postać jest zgorzkniałą, schorowaną, surową i uzależnioną od leków kobietą. Wątpię, aby taka osoba wiedziała czym jest umiar w wyrażaniu swoich negatywnych emocji. Streep jak zawsze zagrała doskonale i ja bym jej przyznała wszystkie aktorskie nagrody tego świata.

"EAT THE F*CKING FISH!"
Mimo kilku groteskowych scen (wspomniany rodzinny obiad, walka o tabletki, jedzenie ryby…), „Sierpień w hrabstwie Osage” jest tak naprawdę bardzo smutnym filmem o bezsilności i strachu. Chyba nie ma tutaj bohetera, który by czegoś się nie bał. Występuje obawa przed samotnością, utratą bliskich, nieumiejętnością spełnienia oczekiwań, przyznaniem się do błędów, śmiercią, prawdą, a przede wszystkim strach trzech córek przed wdaniem się w matkę. Jak na złość, im bardziej bohaterowie się tego wszystkiego boją, tym szybciej wzrasta prawdopodobieństwo, że ich obawy się urzeczywistnią.


To nie jest jeden z tych pseudomądych filmów, które na siłę próbują moralizować. On jest naprawdę mądry i naprawdę pouczający. Szczerze polecam i bez wahania daję 8/10.

1 komentarz:

  1. Też mi na myśl przyszła Rzeź polańskiego jak zaczęłam oglądać ten film. Ja też się nie zgadzam z tym, że Meryl przeszarżowała, zwyczajnie zagrała na najwyższym poziomie swoich umiejętności. Dla mnie film rewelacja.

    OdpowiedzUsuń