niedziela, 2 lutego 2014

Nimfomanka part I

Zanim przejdziemy do istoty recenzji, chcę żebyście zdali sobie sprawę, że czytacie słowa osoby tolerancyjnej i liberalnej. Uwielbiam kontrowersje i niestandardowość, nie ma dla mnie tematów tabu. I sądzę, że musiałam to podkreślić, żebyście nie pomyśleli, że mam jakieś zastrzeżenia do filmu z powodu tego, że był za bardzo o seksie, albo o seksie w ogóle.



Zapowiadało się doskonale. Świetne plakaty i zapowiedzi, wielomiesięczne wyczekiwanie, trailer wywołujący dreszcze, mocne temat, klimat i soundtrack. Jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Nie chcę używać słowa ''rozczarowanie''. Napiszę wiec tak: liczyłam na hollywoodzki film pornograficzny, a wyszedł niskobudżetowy ''pornol'' z Polski. Dopiero niedawno zapoznałam się po raz pierwszy z Antychrystem, więc wiedziałam czego mniej więcej się spodziewać. Modliłam się tylko by w Nimfomance nie użyto nożyczek do wyeliminowania pewnych części kobiecego ciała. Von Trier tym razem postanowił odłożyć nożyczki i nie pokazywać nam także krwawiących wytrysków.

Co za to pokazał? Na pewno nie to, czego spodziewała się publika. Scen seksu jest nie za wiele, są bezpłciowe, beznamiętne i puste. Tutaj zawiodłam się po całości. Zbliżenia były tu odpychająco  brzydkie. Wiem, wiem, napiszecie, że ''tak własnie miało być'', dla mnie jednak wyeliminowało to głębie. Cały film, poza kilkoma obrzydliwymi, typowo VonTrierowskimi scenami, uznałabym za niegodzien uwagi. Główna bohaterka jest, jak dla mnie niewiarygodna w swojej dolegliwości  W dodatku zupełnie nieporadna, ''memejowata'', nie mająca jaj. Chwilami mimiką twarzy biła samą Kirsten Stewart. Wypada blado w porównaniu do Belen Fabry z genialnego Dziennika Nimfomanki Molina, który mnie osobiście zachwycił. Rozumiem, że Nimfomanka nie jest od pokazywania pięknego, idealnego świata niczym z amerykańskiej reklamy. Ale pokazywanie serii męskich penisów moim zdaniem nie prowadzi do niczego. Ja nie widziałam w tym obrazie głębi, nie wywoływał on we mnie żadnych uczuć. A postacie dosłownie po mnie spływały. Poza tym było dużo pieprzenia, i to nie takiego, na które liczyliśmy. Film był stanowczo za bardzo przegadany.

Oburzeni natomiast mogą czuć się widzowie płci męskiej. Film był skrajnie szowinistyczny! Facet, w ujęciu Nimfomanki myśli główką, a nie głową. A, że ta główka oczu nie ma, to nie ważne w co się wpakuje. Weźmie wszystko, jak leci, o ile którakolwiek z dam ''da''. Jak dla mnie, smutna to perspektywa.

Kolejna wada to groteskowe sceny. I nie mówię tutaj o wędkarstwie czy przyrodzie, które były motywami w tym filmie. Życie Nimfetki porównane do łowienia ryb można uznać za oryginalny, artystyczny pomysł. Niestety, zabrakło znajomości ludzkiej natury i emocjonalności. Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jesteście żonaci/zamężni, trójka dzieci, pewnego razu dowiadujecie się, że Wasz mąż/żona zdradza Was i oznajmia Wam to po spakowaniu walizek, dosłownie w drodze do kochanki. Co robicie?

a) robicie awanturę mężowi, po której on nie idzie nigdzie, bo nie jest w stanie chodzić i chyba nigdy nie będzie
b) zdobywacie adres osoby, która rujnuje Wam życie i zabijacie ją/jego
c) jako osoby bardziej wrażliwe załamujecie się i kilkanaście tygodni spędzacie w łóżku z chusteczkami

Jak dla mnie wszystkie trzy odpowiedzi są normalne. Bo wszystkie trzy zakładają, że wstrząsną nami radykalne emocje i instynkty.
Powiem Wam za to, czego nie zrobilibyście, choć Von Trier kłóciłby się ze mną w tej kwestii.

Na pewno ze stoickim spokojem nie pojechalibyście do domu kochanki męża, z dziećmi. Nie przedstawilibyście im zdziry, nie pokazywaliście dzieciom gniazda miłości tatusia. Nie ''oddalibyście'' go jej grzecznie i nie przywieźlibyście jej/jego ciuchów. Racją jest, że każdy reaguje inaczej, ale wersja pokazana w produkcji była jak dla mnie zupełnie oderwana od rzeczywistości. Czy Trier miał kiedykolwiek do czynienia z prawdziwa kobietą?

Jeżeli lubicie jego filmy, to sądzę, że moglibyście być usatysfakcjonowani. Ja nie lubię takiego stylu. Siłą filmu oczywiście był problem głównej bohaterki i poszczególne dramatyczne sceny, które ciekawiły. Moja ocena to 6/10.




6 komentarzy:

  1. nie czułabym się na siłach podejmować oceny reakcji na zdradę - nie mam bladego pojęcia, jak sama zareagowałabym w tej sytuacji, ale jestem pewna, że spektrum zachowań jest większe niż te trzy powyższe możliwości. dla mnie postępowanie bohaterki było zrozumiałe - moim zdaniem chciała zachować godność, ale też przekonać się do jakiej kobiety odchodzi jej mąż. a dzieci były bronią emocjonalną, by zawstydzić i upokorzyć ojca.

    a sceny seksu 'bezpłciowe, beznamiętne i puste' - w końcu ona nie uprawia go dla przyjemności i romantycznych uniesień, a z wewnętrznego przymusu. fizjologiczne czynności wyznaczające rytm naszego życia też nie są namiętne ani emocjonalne, tylko niezbędne dla egzystencji.

    mnie zaintrygowały losy Joe i chętnie zobaczę II odsłonę Nimfomanki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze Tobie film się podobał. Jeżeli chodzi o reakcję żony, to ja zdecydowałam się ocenić tą reakcję, dla mnie była zupełnie niewiarygodna. A decyzja, by uczestniczyły w tym dzieci, wywołała u nich zagubienie i niezręczność, wiec tym bardziej nie doceniam kroku, na który zdecydowała się zdradzona bohaterka.

      No i problem w tym, że ja nie uwierzyłam, aby ten beznamiętny seks był niezbędny do egzystencji Joe. Dla mnie to nie była choroba, dolegliwość, a coś na kształt kaprysu.

      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Czekałem na jakąś recenzję. Tak jak myślałem, widzom zaserwowano tanią, tandetną, opatrzoną skandalem historyjkę z patosem w tle. Spodziewałem się filmowego stolca i czytając recenzję niestety utwierdzam się w moich ocenach.

    Fajnie, że podjęłyście ten temat. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie boimy się krytykować filmów, które podobają się wszystkim, a chyba już wszyscy o tym filmie napisali. Nie wykluczone, ze miałbyś inne zdanie na temat tej produkcji, jestem bardzo go ciekawa, wiec jak zdobędziesz się na seans tego ''stolca'', to napisz koniecznie co myślisz :)

      Usuń
  3. Moim zdaniem scena z odwiedzinami żony w mieszkaniu kochanki męża oddaje właśnie szok i skrajne emocje związane z jego odejściem od niej. Nie zauważyłam tam choć odrobiny stoickiego spokoju, moim zdaniem była to dość osobliwa reakcja - to fakt - jednak wciąż uwarunkowana silnymi emocjami związanymi z odejściem męża, nieudaną próbą rozegrania tego ''jakby nigdy nic'' przy udziale dzieci. Nieudaną, ponieważ na końcu żona wydobywa z siebie cały żal krzycząc i rzucając się na męża. Ale żeby powiedzieć, że jej reakcja była nieemocjonalna? Ona była bardzo przepełniona emocjami, które jednak bohaterka starała się stłumić rozgrywając to tak, jakby była to jak najbardziej naturalna rzecz jaka się przydarza.
    Co do filmu, uważam że był interesujący. Jednak podczas jego oglądania miałam wrażenie, że reżyser za bardzo starał się zrobić z niego bardziej skomplikowany niż jest, wplatając np. porównania seksu do wędkowania... Nie za wiele to wnosiło, i nie za bardzo do siebie pasowało w moim odczuciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w pełni z drugim akapitem Twojej wypowiedzi.

      Wydaję mi się, ze reżyser starał się - trochę na siłę- żeby film wypadł bardzo kontrowersyjnie i żeby był wypełniony patosem. Tak jakby chciał prześcignąć samego siebie.

      Usuń