niedziela, 23 lutego 2014

Tajemnica Filomeny / Philomena



Na samym szczycie katedry Notre Dame, w najpiękniejszym mieście świata Paryżu, łypią na tłum nieprzyjazne, skamieniałe ciałem i sercem gargulce. W Dzwonniku z Notre Dame pokazane bardzo przyjaźnie, w rzeczywistości odpychające. W każdej scenie, w której w Tajemnicy Filomeny pojawia się zakonnica, mam wrażenie, ze moim oczom ukazał się taki właśnie gargulec. Radykalne, nieludzkie, ciemne na umyśle hipokrytki, przypominały brzydkie monstra i daleko im było do disneyowskiej bajki.



   Jest rok 2002, gdy to pewna staruszka postanawia odnaleźć swojego syna, którego wbrew jej woli oddano do adopcji. Zachodząc w ciążę w latach 50tych, jako młoda dziewczyna, Filomena nie miała pojęcia, że jej rodzice postanowią oddać ją do zakonu jako tą zhańbioną. Po porodzie w zakonie, dziewczyna musiała zacząć pracować wraz z innym. Chwilami ucieczki od codzienności, modlitwy i pracy były dla niej chwile spędzone z synem. Do czasu, gdy nie został on oddany do adopcji. Kobieta będąc już na emeryturze w towarzystwie znanego dziennikarza politycznego, Martina Sixsmitha (Steve Coogan), wyrusza na poszukiwanie dziecka.

   Uroku całej historii dodaje duet Dench - Coogan. Dwójka genialnych aktorów stworzyła dwie tak różne postaci. Filomena Lee to wychowana, pokorna katoliczka. Towarzyszący jej dziennikarz chwilami jest butny, arogancki, kipiący ateizmem. Jeżeli ktoś wątpi w to, że przeciwieństwa się przyciągają, to Tajemnica jest dowodem na magię pomiędzy skrajnościami.


   Tłem dla całej historii jest konflikt na linii kościół - ateizm, którego odzwierciedleniem są osoby Filomeny i dziennikarza. Scenariusz okazał się na tyle pouczający i błyskotliwy. że argumenty obu stron mają w sobie słuszność. Jednak biorąc pod uwagę cały film zdecydowanie szala przechyla się na korzyść niewiernych. Katolicy to radykałowie, ciemni, zapatrzeni w szumne słowa purytanie. Swoim zachowaniem pokazują, że stosują się jedynie do trzech pierwszych przykazań dekalogu, nie zaś siedmiu ostatnich, tych bardziej ludzkich. Śladów tej historii, z przed kilkunastu lat trudno nie doszukać się we współczesnym życiu, zwłaszcza w naszym katolickim kraju. Patrząc na niektóre gargulce występujące publicznie, wiemy, że mimo upływu lat, ciężko jest choćby stopniowo, pomniejszać rolę kościoła w naszych życiach.

  Dench stworzyła, przyznam się, unikatową, wyjątkową postać. Z jednej strony jest zrozpaczoną matką, próbującą odnaleźć syna, z drugiej, wychowana w radykalnym katolicyzmie stara się racjonalizować postępowanie zakonnic i tłumaczyć ich uczynek.

  Film jest czymś na granicy Oszukanej i Sióstr Magdalenek. Mocny argument w tegorocznej oscarowej historii. Polecam - 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz