czwartek, 6 lutego 2014

Zniewolony. 12 Years a Slave

9 NOMINACJI:
film, reżyser, aktor pierwszoplanowy, aktor drugoplanowy, aktorka drugoplanowa, scenariusz adaptowany, scenografia, kostiumy,  montaż

Co takiego jest w filmach historycznych, że jedni je uwielbiają produkować, a inni oglądać? Dlaczego, pomimo fali krytyki z jednej strony, z drugiej i tak zdobywają rzesze fanów i czołowe miejsca w Box Office’ach? Odpowiedzi mogą być różne, co nie zmienia faktu, że jest to fenomen na skalę światową. Filmowcy w Polsce regularnie powracają do tematyki wojennej, Brytyjczycy do sekretów królewskich rodzin, Amerykanie do niewolnictwa. Właśnie do tej trzeciej grupy należy „Zniewolony. 12 Years a Slave”, najnowszy film Steve’a McQueena.


To oparta na faktach historia czarnoskórego mieszkańca Nowego Jorku – Salomona Northupa (Chiwetel Ejiofor, nominowany do Oscara w kat. najlepszy aktor pierwszoplanowy) - wolnego mężczyzny, który zostaje podstępnie przetransportowany na Południe oraz sprzedany do niewoli. Już z samego tytułu można wywnioskować, jaki przedział czasowy obejmuje fabuła, a także jakiego można się spodziewać zakończenia. Na szczęście film nie został pozbawiony napięcia, więc dwugodzinny seans nie jest ani nużący, ani tym bardziej nijaki.

Steve McQueene słynie już z tego, że w swoich filmach skupia się przede wszystkim na ludzkim ciele. W „Głodzie” przedstawił człowieka, który w wyniku uczestniczenia w strajku głodowym doprowadza swoje ciało do wyniszczenia. We „Wstydzie” nie stanowiło ono (ciało) niczego innego, jak tylko obiekt przeżyć seksualnych. Natomiast, w „Zniewolonym” ciało Salomona to narzędzie do pracy, własność białego pana i rzecz, która powinna być pozbawiona uczuć, rozumu, praw.


Reżyser nie boi się długich, mocnych i naturalistycznych scen. Biczowanie jednej z niewolnic – Patsey (Lupita Nyong’o, nominowana do Oscara w kat. najlepsza aktorka drugoplanowa) – trwa tak długo, dopóki widz sam nie poczuje nieprzyjemnych dreszczy i nie odwróci wzroku. Ujęcie jej skatowanych pleców jest tak szczegółowe, że trudno wymazać ten obraz z pamięci. Scena, w której Solomon za karę stoi pod drzewem (czy raczej z niego zwisa) wygląda tak, że w myślach powtarzałam tylko „no niech go w końcu ktoś uwolni, bo zaraz zemdleję razem z nim”. Pamiętając te obrazy trudno by mi było powiedzieć „ale to już było w tylu innych filmach”. Co z tego, że było, skoro dotyczyło kogoś innego i zostało zaprezentowane w inny sposób.

Już Oscarowe nominacje pokazują, że mocną stroną „Zniewolonego” jest nie tylko reżyseria, ale również obsada. Oprócz Chiwetela Ejiofora i Lupity Nyong’o nominację otrzymał jeszcze Michael Fassbender (kat. najlepszy aktor drugoplanowy), który się wcielił w „tego złego białego”. Podobała mi się również gra Paula Dano – widać, że odnajduje się w kreowaniu niepoczytalnych i negatywnych bohaterów (znany np. z roli w „Labiryncie”). W filmie znalazło się również miejsce dla Brada Pitta, który się zgodził na dość krótki, choć bardzo ważny epizod (być może dlatego, że jest producentem filmu). Jednak oscarowi konkurenci są w tym roku tak silni, że będę szczerze zaskoczona, jeżeli ktoś ze „Zniewolonego” otrzyma statuetkę, nawet jeśli bukmacherzy stawiają na Ejiofora.

Nominowani aktorzy: Fassbender, Nyong'o, Ejiofor
Jedynym minusem produkcji jest to, że oglądając film miałam wrażenie, iż cała historia rozgrywa się w zaledwie kilka miesięcy, a nie aż 12 lat. Dopiero w końcowych scenach można było zauważyć zmiany w wyglądzie zewnętrznym oraz psychice bohaterów i zrozumieć, jak długo trwała niewola Solomona.

Chociaż średnio raz w roku słyszymy o premierze amerykańskiej produkcji poświęconej wyżej wspomnianej tematyce, to widocznie producenci i widzowie jeszcze nie poczuli nią przesytu. I chociaż ogólnie rzecz ujmując filmy łączy bardzo dużo, bo przedstawiają one podobne historie, to warto pamiętać, że dotyczą zupełnie różnych bohaterów. Niektóre z nich, jak „Zniewolony”, są oparte na faktach, inne są raczej spekulacjami scenarzystów. Film McQueena może znów nam przypomnieć, że nie żyjemy w aż tak złych czasach, jak nam się to czasami wydaje oraz nie pozwala zapomnieć, że zasady wolności i równości dotyczą nas wszystkich.

Daję 8/10. 

3 komentarze:

  1. Very energetic blog, I liked that bit. Will there
    be a part 2?

    Check out my site :: mk watches for men on sale

    OdpowiedzUsuń
  2. poza tymi dwiema scenami, o których wspomniałaś, mnie zapadła w pamięć jeszcze jedna - jak Epps w nocy rozmawia z Prattem, atmosfera napięta, stawka wysoko, a on otacza go ramieniem... to dobry film, na mnie nie zrobił wielkiego wrażenia, choć z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy jego 'obiektywizm' i nie granie na emocjach nie jest jakąś wartością samą w sobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że takich zapadających w pamięć scen jest jeszcze więcej, te dwie wymieniłam tylko dla przykładu :)
      Pozdrawiam!

      Usuń