środa, 19 lutego 2014

Ona / Her

5 NOMINACJI:
  film, scenariusz oryginalny, muzyka oryginalna, piosenka, scenografia
Kiedyś swatki, później biura matrymonialne, wreszcie internetowe portale randkowe – ludzka pomysłowość nie ma granic, również w sferze uczuciowej. A co by było, gdyby znów pójść krok dalej i wykorzystać nowinki technologiczne nie tylko do szukania miłości, ale do kochania ich właśnie?


Niedaleka przyszłość w jednej z metropolii - Theodore (Joaquin Phoenix) jest samotnikiem, który zarabia pisząc osobiste listy w imieniu klientów. Zlepiając piękne słowa w zgrabne zdania, każdego dnia wyznaje miłość zupełnie obcym osobom. A to wszystko w imię zadowolenia zleceniodawcy. Dla zagonionych ludzi nie mają znaczenia takie kategorie jak świat rzeczywisty i świat wirtualny. Iluzja miesza się z przyziemnością tworząc jednolitą całość. Nikogo więc nie dziwi wyznanie Theodora o tym, że jego nową dziewczyną został nowoczesny system komputerowy. System wybiera sobie imię Samantha, jest wyposażony w seksowny kobiecy głos (Scarlett Johansson), błyskotliwy intelekt oraz poczucie humoru, a przy tym rozumie i porozumiewa się z Theodorem lepiej, niż jakikolwiek inny człowiek. To wystarcza do stworzenia pełnej emocji love story.

Polska premiera filmu odbyła się w walentynki. Trochę ironicznie, bo w rzeczywistości „Ona” jest bardzo smutnym obrazem, nadającym się raczej na samotną wycieczkę do kina. I chociaż film porusza ważną tematykę, to nie ma w nim przesadnego moralizowania, ani tym bardziej karcenia ludzkości za chęć eksperymentowania z nauką. Spike Jonze (reżyser i scenarzysta) przedstawia historię Theodore’a i Samanthy tak, jakby opowiadał o związku dwóch ludzi. Zakochani spędzają ze sobą dużo  czasu: bawią się, jeżdżą na wycieczki, ale przede wszystkim rozmawiają. Jednak, po pewnym czasie pojawiają się tak przyziemne - a zarazem kolosalne i trudne do wyobrażenia – przeciwności, powody do zazdrości itp., że bohaterom jest coraz trudniej podtrzymywać miłość.

Największą siłą filmu jest niebanalny, dobrze dopracowany scenariusz oraz klimatyczna, wpadająca w ucho muzyka. Właśnie w tych kategoriach liczę na Oscary. Scena z piosenką „The Moon Song” w wykonaniu Johansson i Phoenixa jest jedną z charakterystyczniejszych w całym filmie i myślę, że gdyby nie piosenka U2 („Ordinary love” z filmu „Mandela”), to również tutaj byłyby spore szanse na statuetkę.


Aktorsko film wypada dobrze. Phoenix poradził sobie z niełatwym zadaniem zagrania jedynego człowieka w związku, ale „Ona” należy przede wszystkim do Johansson. Chociaż ani raz nie pojawia się na ekranie, to jej gra głosem pewnie przejdzie do historii. Idealnie oddała postać zakochanej kobiety, która pomimo braku ciała wydaje się nie być pozbawiona mózgu i serca. Oprócz tego w filmie można zobaczyć Amy Adams (koleżanka Theodore'a) oraz Rooney Mara (była żona głównego bohatera). 

Film oceniłam 7/10. Nie jest to mój faworyt w kategorii najlepszy film, ale cieszę się, że dostał nominację, bo w przeciwnym razie mogłabym go pominąć – na pierwszy rzut oka fabuła nie wydawała mi się aż tak interesująca, nowatorska i godna uwagi, a taka właśnie się okazała.

2 komentarze:

  1. Podobał mi się dużo bardziej niż Tobie, więc tym bardziej się cieszę, że dostał nominację, bo wątpię, żebym tak po prostu go obejrzała. Szkoda, że piosenka przegra z U2. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bez nominacji prawdopodobnie bym go pomięła. Myślę, że takich osób jest więcej, więc nawet bez nagrody film już odniósł duży sukces :)
      Pozdrawiam!

      Usuń