5 NOMINACJI: film, scenariusz oryginalny, muzyka oryginalna, piosenka, scenografia |
Niedaleka przyszłość w
jednej z metropolii - Theodore (Joaquin Phoenix) jest samotnikiem, który
zarabia pisząc osobiste listy w imieniu klientów. Zlepiając piękne słowa w
zgrabne zdania, każdego dnia wyznaje miłość zupełnie obcym osobom. A to
wszystko w imię zadowolenia zleceniodawcy. Dla zagonionych ludzi nie mają
znaczenia takie kategorie jak świat rzeczywisty i świat wirtualny. Iluzja
miesza się z przyziemnością tworząc jednolitą całość. Nikogo więc nie dziwi
wyznanie Theodora o tym, że jego nową dziewczyną został nowoczesny system
komputerowy. System wybiera sobie imię Samantha, jest wyposażony w seksowny
kobiecy głos (Scarlett Johansson), błyskotliwy intelekt oraz poczucie humoru, a
przy tym rozumie i porozumiewa się z Theodorem lepiej, niż jakikolwiek inny
człowiek. To wystarcza do stworzenia pełnej emocji love story.
Polska premiera filmu
odbyła się w walentynki. Trochę ironicznie, bo w rzeczywistości „Ona” jest
bardzo smutnym obrazem, nadającym się raczej na samotną wycieczkę do kina. I
chociaż film porusza ważną tematykę, to nie ma w nim przesadnego moralizowania,
ani tym bardziej karcenia ludzkości za chęć eksperymentowania z nauką. Spike
Jonze (reżyser i scenarzysta) przedstawia historię Theodore’a i Samanthy tak,
jakby opowiadał o związku dwóch ludzi. Zakochani spędzają ze sobą dużo czasu: bawią się, jeżdżą na wycieczki, ale
przede wszystkim rozmawiają. Jednak, po pewnym czasie pojawiają się tak
przyziemne - a zarazem kolosalne i trudne do wyobrażenia – przeciwności, powody
do zazdrości itp., że bohaterom jest coraz trudniej podtrzymywać miłość.
Największą siłą filmu
jest niebanalny, dobrze dopracowany scenariusz oraz klimatyczna, wpadająca w
ucho muzyka. Właśnie w tych kategoriach liczę na Oscary. Scena z piosenką „The
Moon Song” w wykonaniu Johansson i Phoenixa jest jedną z charakterystyczniejszych
w całym filmie i myślę, że gdyby nie piosenka U2 („Ordinary love” z filmu „Mandela”),
to również tutaj byłyby spore szanse na statuetkę.
Aktorsko film wypada
dobrze. Phoenix poradził sobie z niełatwym zadaniem zagrania jedynego człowieka
w związku, ale „Ona” należy przede wszystkim do Johansson. Chociaż ani raz nie
pojawia się na ekranie, to jej gra głosem pewnie przejdzie do historii.
Idealnie oddała postać zakochanej kobiety, która pomimo braku ciała wydaje się
nie być pozbawiona mózgu i serca. Oprócz tego w filmie można zobaczyć Amy Adams (koleżanka Theodore'a) oraz Rooney Mara (była żona głównego bohatera).
Film oceniłam 7/10. Nie
jest to mój faworyt w kategorii najlepszy film, ale cieszę się, że dostał
nominację, bo w przeciwnym razie mogłabym go pominąć – na pierwszy rzut oka
fabuła nie wydawała mi się aż tak interesująca, nowatorska i godna uwagi, a
taka właśnie się okazała.
Podobał mi się dużo bardziej niż Tobie, więc tym bardziej się cieszę, że dostał nominację, bo wątpię, żebym tak po prostu go obejrzała. Szkoda, że piosenka przegra z U2. :(
OdpowiedzUsuńTeż bez nominacji prawdopodobnie bym go pomięła. Myślę, że takich osób jest więcej, więc nawet bez nagrody film już odniósł duży sukces :)
UsuńPozdrawiam!