niedziela, 24 stycznia 2016

Moje córki krowy

Przed seansem, rząd nade mną:
- Co to właściwie jest?
- Jakiś polski o dwóch siostrach.




Przyznam szczerze, że też zdarza mi się chodzić do kina na filmy, o których nie mam bladego pojęcia, wybierając je na spontanie tylko dlatego, że akurat pasuje godzina i miejsce seansu. Jednak, na "Moje córki krowy" czekałam od dawna, naczytałam się sporo pozytywnych recenzji i siedząc już na sali wiedziałam, że za moment nie zobaczę "jakiegoś polskiego o dwóch siostrach", a kawał naprawdę dobrego polskiego kina. Punkt dla mnie - było tak, jak założyłam, że będzie.

Komediodramat - film Kingi Dębskiej może służyć za definicję tego gatunku. "Moje córki..." pięknie i nietypowo dla większości Polaków przedstawiają podejście do umierania. Ogromny dystans do często bardzo wstydliwych, prywatnych tematów oraz objawów i skutków choroby. Wpływ problemów ze zdrowiem nie tylko na chorego, ale również (a może i przede wszystkim) na jego najbliższych. Dużo sarkazmu, dużo dramatu - to jest film kompletny.

Trio idealne - Dziędziel (Tadeusz Makowski, ojciec) + Kulesza (Marta Makowska, córka)  + Muskała (Kasia, córka). Trzy kompletnie różne osobowości bohaterów i trzy kompletnie genialne aktorskie wcielenia. A do tego Dorociński w tak zupełnie nowej odsłonie, że nawet jego zagorzali antyfani powinni dać się przekonać i zechcieć zobaczyć tą nową twarz drewna. Kwartet egzotyczny w swojskiej, polskiej scenerii, jakiego jeszcze w naszym kinie nie było.

Szkoda tylko, że na sali siedziało tak dużo osób z totalnie innym od mojego poczuciem humoru. A może byli to ludzie bez poczucia humoru... Nieistotne - fakt jest taki, że coraz częściej mam wrażenie, że ludzi śmieszą w życiu tylko dwie rzeczy: przewracanie się, a raczej przewracanie innych albo/oraz chodzenie do toalety. Koniec. Przy okazji dodam, że w "...krowach" żarty toaletowe naprawdę miały uzasadnienie. Tak właściwie to nie były nawet żarty, tylko sprawy na serio ukazane z przymrużeniem oka. To zdecydowanie nie jest amerykańska komedia, która chyba z założenia nie może powstać bez chociażby jednego fekaliowego dowcipu, nawet gdyby fabuła tej komedii opowiadała o motylkach na kwiecistej łące. 

Kinga Dębska zadbała nie tylko o ciekawe przedstawienie fabuły. "Moje córki krowy" są też dopracowane technicznie. Duże uznanie za czysty dźwięk, bo z tym raczej nieczęsto mamy do czynienia w rodzimym kinie. Jest to film, w którym dosłyszałam i zrozumiałam dosłownie wszystkie kwestie, łącznie z bełkotem chorego bohatera. Oprócz tego przemyślana, dopracowana charakteryzacja i scenografia. Jednak w tym jesteśmy już naprawdę dobrzy i właśnie m.in. za to lubię polskie produkcje. Miło było patrzeć, z jaką świadomością i starannością został stworzony świat Makowskich. Dbałość o detale, jak np. zaboboński czerwony portfel tak bardzo pasujący do dewotki Kasi, czy jej wiejski gust i zamiłowanie do cekiniastych ozdób - perełki, które robią ten film!

A do tego wszystkiego okazuje się, że film został zainspirowany prawdziwą historią. No teraz, to już nie mogłam ocenić niżej, niż na 8 z <3 



4 komentarze:

  1. Zapowiadająca świetny film zajawka, zebrane dotąd opinie i liczba widzów... Koniecznie muszę zobaczyć!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Żeby później móc z czystym sumieniem przekazywać w świat info, że polskie kino ma się dobrze :)

      Usuń
  2. Takie polskie filmy to ja lubię, dobra obsada, oparty na faktach, muszę go zobaczyć!

    OdpowiedzUsuń