Tego faceta
albo się lubi, albo ma w głębokim poważaniu. Fani serii przymykają oko na
niedociągnięcia fabularne, antyfani – z góry zakładają, że nie ma sensu sięgać
po kolejną część przygód płatnego zabójcy. Widzów będących pośrodku jeszcze nie
znalazłam, ale jeśli ktoś taki tutaj jest, to witam serdecznie :D
O czym? Znając już własną tożsamość, Jason Bourne spróbuje odkryć swoją przeszłość (filmweb).
Kto śledzi
nas na FB, ten wie, co sądzę o czwartej części przygód Bourne’a (czwartej, bo
podpisuję się pod tym, że „Dziedzictwo”, to zupełnie inna bajka). Kto nie
śledzi, temu zacytuję samą siebie: „Wartka akcja praktycznie przez całe 2
godziny seansu, a ostatnie 30 min. to już totalny
strzelaniowo-wybuchowo-śmierciowy sprint. Chociaż fabuła zdecydowanie nie jest
mocną stroną filmu, to należy się duży plus za ostatnią scenę”. Dokładnie tak.
Oglądając Bourne’a nie ma sensu skupiać się na logice, albo raczej na jej
braku. Komu by tam przeszkadzało np. to, że monitoring miasta, hotelu i ogólnie
wszystkiego działa wybiórczo, zgodnie z zamysłem
scenarzysty (mają wytropić Jasona – widać każdy jego krok, nie mają widzieć co
robi policjantka – to jest coś takiego, jak monitoring??). Najważniejsze, żeby
działo się dużo, szybko i głośno. Mogę zagwarantować – dzieje się.
Bardzo,
bardzo, bardzo ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że do obsady „Jasona” dołączyła
Alicia Vikander. Chociaż jeszcze jej trochę brakuje do etapu wyskakiwania z
lodówki, to z roku na rok widać, że jest coraz bardziej zapracowana. Zazwyczaj
wypada w swoich rolach co najmniej dobrze, jednak nie tym razem. Vikander mimo,
że mogła stworzyć naprawdę mocną i wpływową kobietę, zagrała jakiś pieniek.
Ale i tak ją uwielbiam. Ok, jest po prostu piękna, a podobno ładnych ludzi
darzy się większą sympatią, więc sami rozumiecie.
Jeśli
chodzi o Damona, to nadal go nie lubię. Za to postać Bourne’a bardzo. Logiczne.
Podsumowując:
6,5/10, czyli naprawdę całkiem nieźle. W sam raz do obejrzenia z bratem, jeśli
posiadacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz