sobota, 6 sierpnia 2016

Opiekun / Chronic

Regularnie zdarza mi się chodzić do kina na totalnym spontanie. Repertuar czytam wtedy dopiero stojąc przed drzwiami wejściowymi. Raz siedziałam nawet na sali nie znając tytułu oglądanego filmu. Biedny, do dziś nie doczekał się oceny na filmwebie. Niestety w ten sposób obejrzałam całe mnóstwo średniaków, których na pewno świadomie nie zaszczyciłabym wzrokiem. ALE - na szczęście w ten właśnie sposób trafiam również na niesamowite perełki. Zostają one w głowie naprawdę długo i ich recenzje mogę pisać nawet kilka miesięcy po fakcie. Poznajcie „Opiekuna”!



Mam wrażenie, że tytuł roboczy filmu brzmiał „Nietykalni – historia prawdziwa”. „Opiekun” jest po prostu nafaszerowany naturalistycznymi, wiarygodnymi i dosadnymi zdjęciami. Od pierwszych sekund widać, że nie jest to estetyczna, przesiąknięta optymistycznym duchem wizja godzenia się z chorobą, cierpieniem oraz powolnym umieraniem. Już samo patrzenie na losy poszczególnych bohaterów może wywołać fizyczny ból i niejednokrotnie zmusić, żeby choć na chwilę odwrócić wzrok od ekranu.

Niesamowicie spodobał mi się pomysł obsadzenia w roli opiekuna mężczyzny. Jakoś tak zostało przyjęte, że to kobiety są bardziej empatyczne, delikatne, a jednocześnie silne. Tutaj uosobieniem tych wszystkich cech jest David (Tim Roth).  Mało tego! Wyróżnia go nieprawdopodobny spokój ducha, opanowanie, brak jakiegokolwiek obrzydzenia wobec swoich pacjentów oraz  niechęci w stosunku do obowiązków, które zajmują zdecydowaną większość jego życia. To nieprawdopodobne, ale wydawało się nawet, że David lubi swoją pracę. Smutne jest jednak to, że zachowania, które u kobiety ocenia się jako objaw opiekuńczości, u mężczyzny są uznawane za niestosowne i zakrapiane seksualnymi podtekstami. [Poza tematem: niedawno w rozmowie z zaprzyjaźnionymi blogerami wypłynął temat chodzenia do kina bez towarzystwa, a dokładniej – chodzenia  na bajki. Madzia stwierdziła, że czasami czuje się nieswojo, bo dzieci dziwnie patrzą na panią, która sama chce obejrzeć jakąś animację. Grzesiu pozamiatał dyskusję zauważając, że on w ogóle nie może chodzić na bajki sam, bo wszyscy będą na niego patrzeć, jak na pedofila. Życie.].

Początkowo wydawało mi się, że Michel Franco (reżyser i scenarzysta) niepotrzebnie wprowadzili chaos wplątując w opowieść kolejne wątki z życia prywatnego Davida.  Nic bardziej mylnego! Zostają one pięknie i zgrabnie ze sobą połączone. Chociaż bolesne, ale ukazane sensownie i w przemyślany sposób. A co do samego zakończenia (dosłownie ostatniej sceny) – miałam bardzo mieszane uczucia. Teraz tak sobie myślę, że jednak jest spoko. Lubię dramat.


Podsumowując: smutny, ciężki, bardzo dobry.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz