środa, 8 lutego 2017

Amerykańska sielanka

Gdy oczekiwania wobec filmu są wysokie, a w rzeczywistości okazuje się być on zaledwie niezłym, to po kilku dniach od seansu pozostaję z poczuciem, że obejrzałam jakiegoś totalnego przeciętniaka. I taka właśnie jest „Amerykańska sielanka” – średnia, momentami niezła.



Bardzo nie lubię niewykorzystywania na ekranie potencjału tematu. Najnowszy film w reż. Evana McGregora, to opowieść o rodzinie młodej dziewczyny, która zostaje podejrzana o przeprowadzenie ataku terrorystycznego w pewnej spokojnej, amerykańskiej dzielnicy. Brzmi ciekawie, ale tak nie było. Zabrakło mi tutaj wiarygodniejszego przedstawienia problemów psychicznych głównej bohaterki. W sumie nie tylko głównej, bo niejedna postać miała tutaj nierówno pod sufitem. I nie mam na myśli jakiejś dogłębnej analizy ani skomplikowanych portretów psychologicznych. Bo przecież psychopaci raz po raz po prostu się pojawiają i tyle. Zabrakło mi emocji, jakiegoś BUM, czegoś w stylu „Musimy porozmawiać o Kevinie”.

Aktorsko bez rewelacji, chociaż teoretycznie było spore pole do popisu. Przede wszystkim zawiodła mnie Dakota Fanning, która miała okazję wykreować bardzo mocną, zapadającą w pamięć i charakterystyczną bohaterkę. Wyszło z tego miękkie jajo.


6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz